II. Rozdział 7

1.1K 106 64
                                    

     Pierwszy weekend roku szkolnego zaszczycił Hogwart słoneczną, przyjemną pogodą. Nie tylko uczniowie mogli odpocząć na zewnątrz po rychłym, ciężkim powrocie do nauki, lecz także i nauczyciele. Zwłaszcza ci, którzy po raz pierwszy w swoim młodym życiu podjęli się nauczania niemal równie młodych, niedoświadczonych głów. Profesor Carter stała na drewnianym moście na uboczu, pochylając się spokojnie o barierkę z książką w ręce.

Opierała głowę o jedną z drewnianych starych kolumn, zaczytując się w wybranym przez siebie tekście. Taki sposób spędzania czasu był dla niej najprzyjemniejszą rozrywką oraz sposobem na ukojenie nerwów – w kompletnej samotności, uciekając do fikcyjnego świata. Czuła we włosach lekki, rześki wiatr poruszający także materiał fiołkowej sukienki na ramiączkach. Kiedy tylko powietrze stawało się trochę zimniejsze, zaciągała rękawy granatowego kardiganu na dłonie o długich, zimnych palcach i zaciskała mocniej okładkę utworu. W pobliżu nie widziała żadnych osób, Aurorów, czy nauczycieli. Była kompletnie sama, a w tym momencie myśl ta uspokajała ją. Pomimo, że w trakcie ostatnich tygodni czuła, że usycha przez wszechogarniające Jasmine osamotnienie, po tygodniu wykładów, nauczania oraz rozmawiania z uczniami właśnie tego potrzebowała, odskoczni od całego świata, wszystkich możliwych osób. Nawet i od Revny, która miała obecnie strzec granic magicznej bariery Hogwartu wraz z Homerem. Dwójka znanych jej czarodziejów zaczęła się o dziwo bardzo dobrze dogadywać, znajdując cień zrozumienia. Jak się okazało, zestawienie Puchona wraz ze Ślizgonem nie było tak złym pomysłem, jak mogło się to wszystkim wydawać.

Brunetka śledziła spokojnie tekst wzrokiem brązowych, ciepłych oczu, gdy z oddali usłyszała skrzypiący odgłos drewna. Zmarszczyła momentalnie brwi i z początku uniosła spojrzenie przed siebie, na krajobraz szkockich wzgórz. Wtem odwróciła głowę na swoją prawą stronę, aby z ogromnym zawodem oraz poczuciem ciężkości ujrzeć zbliżającego się Remusa Lupina.

I to by było na tyle ze spokoju, pomyślała nauczycielka Zaklęć.

Podświadomie zdawała sobie sprawę z tego, że beztroska chwila słabości, a nawet i melancholii była jedynie fasadą  pokrywającą niczym ciepły, wełniany koc wszelki strach, jaki ogarniał każdego dnia Jasmine. Nie mogła powstrzymać wzdrygnięcia, kiedy tylko starszy uczeń Slytherinu przechodził obok niej, spoglądając na czarownicę mugolskiego pochodzenia znacząco, z drwiną i wyższością. Pomimo, że była w szkole bezpieczna i żaden ze studentów, który mógł być pod wpływem swoich rodziców będących poplecznikami Voldemorta, obawiała się. Była to ludzka rzecz, jednak wciąż przyprawiającą ją o mdłości i falę dreszczy. Wolała wszakże taki rodzaj kłamstw, które sama sobie wmawiała oraz znała ich wagę, jak i zagrożenie. Znosiła to lepiej niż filmowe pocałunki na pokaz, niemające żadnego głębszego znaczenia.

Odwróciła wzrok od nadchodzącego mężczyzny udając, iż nie dostrzegła go. Nerwowo wróciła do czytanego wcześniej tekstu, pusto błądząc po słowach, które przestały kryć w sobie żywe obrazy wyobraźni, a stały się bezwartościowymi zbiorami przypadkowych liter.

— Jasmine? — Usłyszała wtedy jego łagodny, ciepły głos.

Podniosła lekko głowę, po czym zawisnęła ze wzrokiem na niedalekich lasach, chcąc uniknąć utrzymywania kontaktu wzrokowego z Remusem. Obawiała się, że wpatrując się w oczy, które niegdyś widziała w najlepszych snach mogłaby wobec niego zmięknąć.

— Słucham? — Zapytała neutralnym tonem, znudzonym gestem przewracając stronę w książce.

Poczuła, jak zbliża się do niej i staje tuż obok, opierając się o tą samą balustradę. Kątem oka mogła go ujrzeć, zaciskającego dłonie na drewnianej poprzeczce.

Księżycowy Kwiat • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz