— Ten sprawdzian był wyjątkowo łatwy! — powiedziała Alya, wychodząc z klasy po lekcji biologii z panią Le Bon.
— Pewnie znowu napisałam głupoty — westchnęła Marinette.
Nikt nie zauważył, że już trzeci raz potknęłam się o niewidzialny korzeń. Przeklęta całonocna nauka... Ledwo słuchałam, o czym rozmawiali moi zacni towarzysze. Coś o biologii...?
— Nie łam się, księżniczko. Druga strona nawet dla mnie była trochę skomplikowana.
— Moment, jaka druga strona, ziom?
— No ta po drugiej stronie.
— Była druga strona?! — Nino zbladł i nawet nie zauważył, że jakiś pierwszoklasista gwizdnął mu jego cenną czapkę. W normalnej sytuacji zaczęłabym gonić gamonia, żeby go ugryźć za kradzież czapki kumpla, ale miałam ważniejszy problem:
— Był jakiś sprawdzian?!
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na idiotkę.
Fakt, od rana przysypiałam, a kiedy jestem niewyspana, to mój poranny kac się przedłuża przynajmniej do obiadu. Wobec czego zdążyłam prawie wpaść pod samochód, podpaść pewnemu żulowi w neonowych butach, zasnąć snem dwuwarstwowym (licencjonowana nazwa, wymyślona przeze mnie) na lekcji historii, gdy pan Gauthier opisywał długą historię swojego rozwodu z niewierną żoną-Polką, Haliną i jeszcze...
Aha. Czyli pani Le Bon nie dała mi kartki, żebym zapisała listę rzeczy potrzebnych na planowaną z dużym wyprzedzeniem wspólną, wielką imprezę niespodziankę dla Adriena i Félix, która miała odbyć się jakiś czas po realnych urodzinach Adriena (żeby myślał, że zapomnieliśmy i dostał nagle zawału z radości) i jednocześnie przed urodzinami jego starszego brata (żeby się nie spodziewał). Bardziej niż oblania sprawdzianu bałam się tego, że pani Le Bon będzie żądała zaproszenia na osiemnastkę swojego ucznia, żeby wywijać swoją kraciastą spódnicą w rytmie techno. Widziałam ją na jednej dyskotece i był to widok iście traumatyczny.
Wracając do spojrzenia moich kochanych przyjaciół pod tytułem: ,,Jesteś idiotką, mówię ci, zawsze nią byłaś, ale teraz to chyba mi się śni"... Nie ogarniałam, że pisaliśmy jakiś sprawdzian.
— Mary... — Alya była zażenowana moją ułomnością. Aż zaczęła trzeć okulary, żeby sprawdzić, czy na pewno moja głupota jej się nie przewidziała.
Z kolei reszta była mniej taktowna i zaczęła wręcz płakać ze śmiechu. Adrien i Nino co prawda wręcz rżeli jak konie na rodeo, a Marinette tylko chichotała, co nie zmienia faktu, że miałam ochotę powiesić ich wszystkich na szczycie wieży Eiffla za uszy.
W ogóle to cały dzień miałam jakiś pechowy. Dopiero długa przerwa obiadowa mnie uratowała. Po zjedzeniu obiadu i umówieniu się do kina z Colinem, Camillą i Jeanem czułam się jak nowo narodzona. Chociaż podobno po narodzinach byłam czerwonym, rozwrzeszczanym rodzynkiem (Raz, dwa, trzy... Fuuu!).
Ale po wyjściu ze stołówki (już z moją stałą paczką) mój telefon gwałtownie się wydarł. ,,Dancing queen" nie przestawało lecieć, dopóki nie weszłam szybko do łazienki. Niczym cienie podążyły za mną uśmiechnięte (w okrutnym tego słowa znaczeniu) Marinette i Alya. Coś szykowały.
— Mamo, jak się nie zgadzasz, to mogłaś napisać... — jęknęłam do telefonu. Chodziło mi oczywiście o wyjście do kina.
— Nie, nie, Pyszczku, możesz iść. Tylko pamiętaj o tym gazie pieprzowym, który ci kupiłam. I nie kupuj waty cukrowej. A na colę masz dożywotni szlaban, pamiętaj. Aha, a płyn antybakteryjny dałam ci do plecaka, wczoraj była promocja.
CZYTASZ
Szczęśliwa gwiazda || Miraculous ff ||
FanfictionGdy widmo niebezpieczeństwa i ataku nowego wroga zawisają nad Paryżem, nasza bohaterka z pewnością jest w gotowości i tylko czeka na... Ach, no tak - to nie ta historia! Mary nie ma na co narzekać - w końcu żyje normalnie. Wreszcie może się wyspać...