Ostatni tydzień był dość obfity w amoki, jednak na szczęście ataki nie były na tyle silne, by naprawdę mogły zagrażać cywilom, ani też byśmy musieli zbierać całą drużynę krasnoludów, elfów i hobbitów.
Pokonanie Salmonelli było śmiesznie proste i wystarczył do tego nasz dzisiejszy patrol drapieżników — Wielka i Potężna Wilczyca (czyli skromnie mówiąc ja) i tych dwoje głupków, których nie znam. Przed odkryciem tożsamości Alya i Adrien nie byli jakoś mocno ze sobą zżyci, a teraz razem wpadali na durne i denerwujące pomysły. Przecież to ja powinnam się tym zajmować! Ale nie, Czarny Kiciuś-Kominiarz wolał o dziesiątej rano wyśpiewywać wzruszającą i wdzięczną pieśń ,,What does the fox say?" razem ze Wspaniałą i Seksowną (to jej słowa!) Lisicą.
Wracając do Salmonelli —pokonanie tego dziwnego stwora z lodów ciasteczkowych (miałam nieprzyjemną okazję sprawdzić ten smak osobiście), w którym latało coś, co było żelkami albo bakteriami w rozmiarze XXL, było banalnie proste. Uwinęliśmy się w dwadzieścia minut i czterdzieści siedem sekund, jeśli wierzyć zegarkowi Alyi.
— Zaliczone! — zawołaliśmy, przybijając sobie żółwika na prośbę Al.
Ponieważ atak był na tyle bezpieczny, że wilk z wścieklizną (w skrócie ja) nie naskoczył na dziennikarzy i reporterów, by się schowali, te hieny od razu wykorzystały okazję. Nasza nieśmiertelna Nadja od razu zaczęła zadawać pytania Czarnemu Kotu i Lisicy, pozostawiając mnie w osamotnieniu. Czułam się odrzucona.
W sumie to byłam już przyzwyczajona do tego, że nie jestem zbyt interesująca. Denerwowałam ludzi, wilki były nudne i wyszły z mody, a mój strój nie podkreślał moich (nieistniejących) walorów, jak w przypadku Biedronki, Lisicy i Pszczoły. No i żaden paryżanin nie dostrzegł żadnej prawdziwej chemii między mną a innym członkiem drużyny. Podsumowując — telewizja i ludzie mieli mnie tak głęboko gdzieś, że często zapominali o moim istnieniu. To jak z Apsikiem przy wymienianiu siedmiu krasnoludków albo stanem Iowa przy wyliczaniu stanów USA. A przynajmniej tata zawsze zapominał o tych o Apsiku i Iowa.
Nikt raczej nie spodziewał się tego, że mamy ogon, a właściwie, że ktoś siedzi na wszystkich naszych ogonach. W jednej chwili stałam porzucona, a w drugiej już byłam napastowana. Gdzie jest policja w takich momentach?!
— Wilczyco, co masz nam do powiedzenia w sprawie nieustających ataków?
Spojrzałam na chłopaka o białych (na pewno farbowanych) włosach, na które wciśnięta była czarna baseballówka i którego oczy zasłaniały czarne okulary. Nie zapominając o tym, że pod nimi miał jeszcze gumową, białą maskę na całą twarz. Ach, i jeszcze ten głos, który brzmiał jak u robota. Wyglądał jak kosmita lub stuknięty Youtuber i jestem pewna, że to właśnie wyrażał mój wzrok. A przynajmniej miałam taką nadzieję, bo w przeciwnym razie ktoś mógł się domyślić, że coś potwornie zaczęło mnie swędzić pod lewą łopatką i że strasznie chciało mi się do łazienki, bo temperatura była chyba na minusie.
— Co? — zapytałam tępo.
Głupia! Miałaś powiedzieć, żeby zajął się wróżeniem z pluszaków w Tartarze! — powiedział Jack.
Anonim — ponieważ to na pewno był on — nie zamierzał odpowiedzieć i zadał kolejne pytanie swoim bezczelnym, pozaziemskim głosem:
— Jak oceniasz swoją rolę i wkład w pracę drużyny? Co sądzi o tobie Biedronka?
— Dziecko, wracaj do przedszkola i nie rób z siebie większego idioty... — jęknęłam, siląc się na luźny ton.
— Czy nieujawnianie tożsamości wynika z braku zaufania do wiernych fanów, czy z tego, że jesteście bandą skner?
CZYTASZ
Szczęśliwa gwiazda || Miraculous ff ||
FanficGdy widmo niebezpieczeństwa i ataku nowego wroga zawisają nad Paryżem, nasza bohaterka z pewnością jest w gotowości i tylko czeka na... Ach, no tak - to nie ta historia! Mary nie ma na co narzekać - w końcu żyje normalnie. Wreszcie może się wyspać...