Zapewne zaraz zapytacie: ,,Dlaczego tak łatwo dajesz się wrobić, Mary?". Otóż moja asertywność urodziła się w czasach dinozaurów i jest z nimi blisko spokrewniona. Dlatego też jest martwa, koniec historii. Pewnie, gdyby jacyś wariaci z sekty kazali mi robić ich świętemu kurczakowi za terapeutkę, to uległabym. A pamiętajmy, że kurczaki są wrednymi stworzeniami (Lemmy pewnie ugryzła pierwszy egzemplarz na świecie, stąd ta wścieklizna.) i o tym, że podobno jestem beznadziejnym psychologiem, bo moje rady tylko pogłębiają problem. Z głosem ludu nie wolno się sprzeczać, bo cię zdepczą różowymi klapkami z walącym po oczach futerkiem (prawdopodobnie pochodzącym z grzywy Pinkie Pie) lub rozjadą hulajnogą elektryczną. Historia oparta na faktach. Nie, żebym kiedykolwiek doświadczyła którejś z tych śmierci... a może ja już od dawna jestem martwa? A może leżę w śpiączce i w momencie, gdy się nad tym zastanawiam, to w realnym świecie Marinette opowiada mi, jaki to cudowny jest Adrien, jak bardzo się boi do niego zagadać, jak trudne jest bycie Strażniczką Miraculów, a to wszystko dlatego, że nie było mnie na miejscu, by naprawić ten porąbany świat?
Okay, powoli wariuję. Tak to się właśnie kończy, gdy zgadzasz się na praktycznie wszystko. Chwila, bo nie powiedziałam ci jeszcze, o co chodzi, Jack! Ja wiem, że jesteś tylko głosem w mojej głowie i z tego powodu wiesz to, co i ja wiem, ale dałeś mi jasno do zrozumienia, że mam ci wszystko tłumaczyć i prowadzić wewnętrzny monolog, by czytelnicy mieli rozrywkę, czy coś. Skoro taka wola nieba, to z nią się zgadzać trzeba... Dobra, to zabrzmiało strasznie dziwnie i hashtag Asertywność!
A więc: na dzień po powrocie z wycieczki, na której Nino omal nie zginął z rąk Marinette za to, że przerwała jego pasmo zwycięstw w UNO, poszłam do cioci Sabine, żeby odebrać tort na urodziny mamy (które były następnego dnia). Wówczas to ciocia zaproponowała, że zaniesie po cichu ciasto do mojego domu, jeśli w zamian zajmę się małym potworem, który podstępem Marinette wcisnęła swojej mamie po tym, jak to jej rzucono w ramiona tego zabójczego bombla. Pamiętajmy: Manon to bombel, nie bąbel. Bo to bomba, nie bąba. Wiecie, połączenie bomby i bąbla... Czemu ja się w ogóle tłumaczę? Przecież moje życie nie jest programem rozrywkowym dla nastolatków mojego pokroju, tylko bardziej normalnych.
Ciocia Sabine właściwie nie dała mi wyboru i na odchodne rzuciła, że Marinette musiała załatwić coś związanego ze studiami. Dziwne, bo mieliśmy dopiero połowę maja. Ale co mogłam zrobić, gdy zostawiono mnie z dzieciakiem, który mnie nienawidzi i vice versa? Oczywiście zabrać go gdzieś, gdzie wyładuje agresję, która kotłuje się w jego małym ciałku.
Zabrałam Manon na plac zabaw, gdzie śmiało mogła kraść innym dzieciom wiaderka, konewki i koparki, a ja ze spokojem słuchałam ,,Hamiltona" i, nucąc pod nosem wszystkie piosenki, pisałam z dosłownie każdą osobą, która nie odpowiedziała ,,Zostaw mnie w spokoju, dziwaczko" zamiast ,,Hej, Mary, moja najdroższa i najukochańsza przyjaciółko, bez której moje życie nie miałoby sensu". Ewentualnie zamiast pospolitego ,,Hej", które byłam zmuszona uznawać. Ten świat schodził na psy...
Ja: Jak mam nie udusic tego potwora?
Luka w systemie naleśnikarni Posejdona: Próbowałaś może ze słodyczami?
Ja: Zostawilam wszystko w domu, bo mialam odebrac tort 😭 A Manolica ma zakaz wchodzenia do mojego domu. Zupelnie jak tata ma dozywotni szlaban na kuchnie
Luka w systemie naleśnikarni Posejdona: W takim razie nie mam pomysłu. Kończę, Chloé i ja mamy oglądać u niej serial.
Ja: Ooo jaki?
Luka w systemie naleśnikarni Posejdona: Biedronka i Czarny Kot. Postaraj się nie wpaść przez okno w stroju Wilczycy, ok? Randka oznacza dwie osoby, nie dwie plus przyzwoitka ze spojlerami😉
CZYTASZ
Szczęśliwa gwiazda || Miraculous ff ||
FanfictionGdy widmo niebezpieczeństwa i ataku nowego wroga zawisają nad Paryżem, nasza bohaterka z pewnością jest w gotowości i tylko czeka na... Ach, no tak - to nie ta historia! Mary nie ma na co narzekać - w końcu żyje normalnie. Wreszcie może się wyspać...