Na wstępie pragnę zaznaczyć, że o życiu studenckim i o francuskich zwyczajach wiem tyle, co o tym, jak powstaje prąd. Dziękuję, możecie czytać.
Wiecie, może gdybym jednak się nie uparła na coś w stylu samodzielności, czyli mieszkanie w akademiku, nie doszłoby do tego. Co mnie podkusiło? Ale może to po prostu było przeznaczenie, które jak nie wejdzie drzwiami, to dostanie się oknem albo kanalizacją. A może to było złośliwe kwami, które wciąż podejrzewałam o zdradę. Odkąd raz przyłapała nas w łóżku, wciąż czułam na sobie spojrzenie jej turkusowych, wilczych oczu, gdy Colin i ja chociażby trzymaliśmy się za ręce albo patrzyliśmy na siebie. Może postanowiła przegryźć wcześniej prezerwatywę, żeby się zemścić za konieczność wyszorowania gałek ocznych mydłem i stąd te dwie kreski na patyczku od lodów... znaczy na teście ciążowym.
Zrobiłam go tydzień temu i wciąż nie powiedziałam ani Colinowi, ani moim rodzicom. Nie wiedziałam, jak zareagują. Czy Colin się nie przestraszy? Był na wyczerpujących studiach, ledwo miał czas dla siebie, a co dopiero dla mnie, a teraz na dodatek oczekiwałam od niego bycia ojcem. Jak miałam się przyznać mamie, która przecież od razu zrobiłaby awanturę, a następnie zaciągnęłaby mnie i Colina przed ołtarz. Nie mogłam też powiedzieć tacie, bo przecież on nie umie utrzymywać nic w tajemnicy i szybko wypaplałby całą prawdę mamie. Aż w końcu spotkałam się z Félixem. Nie musiałam nic mówić, bo sam się domyślił, gdy odmówiłam wina i w ciągu godziny pięć razy byłam w toalecie. W końcu sam miał ciężarną żonę. Na starszego ,,brata" mogłam liczyć, nie wydałby mnie, nawet po tym numerze, który wywinęliśmy mu z Adrienem na kawalerskim. Jaki był wtedy wściekły; zwyczajnie ganiał nas z siekierą po ulicy do momentu, gdy złapała go policja... Ale to opowieść na inny raz. Ważne było to, że to właśnie Félix przekonał mnie do wyznania prawdy. Najpierw miałam porozmawiać z ojcem tej małej fasolki, która nawet nie płaci czynszu za mieszkanie w moim organizmie.
Colin miał dość zabiegany czwartek i gdyby nie mój ton, pewnie powiedziałby, że zobaczymy się w sobotę. Ale ponieważ byłam bliska płaczu i wymiotowania ze stresu (i tak zrobiłam to kilka minut później), obiecał, że przyjedzie najszybciej, jak się da.
Nie poszłam dzisiaj na wykłady, czułam się wyjątkowo fatalnie. Na szczęście moja współlokatorka była na tym samym kierunku i z większości zajęć mogła zrobić dla mnie notatki.
Wzięłam głęboki wdech, po czym spokojnie wypuściłam powietrze. I tak w kółko, i w kółko. Nie pomagało słuchanie Clary Nightingale, nie pomagało słuchanie musicali. Colin miał tu zaraz być, a ja nie wiedziałam, jak mam mu to powiedzieć i nie zemdleć? Lemmy wciąż zaprzeczała, jakoby miała coś wspólnego z naszą wpadką, ale za każdym razem, gdy o to pytałam, kwami odwracało wzrok. A więc miała z tym coś wspólnego, a teraz było jej wstyd, gdy płakałam.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Wiedziałam, że Colin nie wejdzie, dopóki mu nie otworzę. Po raz pierwszy byłam mu za to wdzięczna. Wzięłam jeszcze jeden oddech i poprawiłam koszulkę. Miałam nadzieję, że nieco wygnieciony Chewbacca w ciemnych okularach, z marihuaną i w złotym łańcuchu na szyi na tle wybuchającej Gwiazdy Śmierci doda mi odwagi. Otworzyłam drzwi.
— Płakałaś? — zapytał Colin, gdy tylko mnie zobaczył. Wcześniej jednak musiał zdjąć zaparowane okulary.
Chłopak bez słowa przytulił mnie do siebie, a ja objęłam go najmocniej, jak się dało, wtulając swoją twarz w jego tors.
— Już dobrze, jestem tutaj — uspokajał mnie, raz po raz całując mnie w głowę. Wciąż byłam przerażona i nie wiedziałam, czy to ze zdenerwowania wszystko mi w środku wiruje, czy może to moje dziecię zapomniało wyłączyć pralkę. Łzy wciąż leciały mi po policzkach, po czym wsiąkały w sweter chłopaka. — Iskierko, co się dzieje?
CZYTASZ
Szczęśliwa gwiazda || Miraculous ff ||
FanficGdy widmo niebezpieczeństwa i ataku nowego wroga zawisają nad Paryżem, nasza bohaterka z pewnością jest w gotowości i tylko czeka na... Ach, no tak - to nie ta historia! Mary nie ma na co narzekać - w końcu żyje normalnie. Wreszcie może się wyspać...