26. Wielka kolacja, czyli nieudany szpan

53 9 28
                                    

Piątkowy wieczór powinien być luźny, pozbawiony stresu... chyba że przychodzą do ciebie rodzice twojego chłopaka. Wtedy musisz najeść się leków na nerwy i wypić kilka dzbanków melisy.

Cały tydzień się tym stresowałam, ale nie tylko. W przyszłym tygodniu miały odbyć się egzaminy końcowe, a po nich wciąż jeszcze musieliśmy chodzić do szkoły, bo przecież nie mogą dać nam żyć...

Przez te kilka dni bardzo polubiłam Zoé. To wcale nie tak, że dziewczyna częściej spędzała czas ze mną lub ze swoją starszą siostrą. Najwyraźniej miała podobne problemy, co kiedyś Colin. Ale nie można jej się aż tak dziwić. Przeprowadziła się do innego kraju, trafiła do nowej klasy w przedostatnim miesiącu szkoły, a na dodatek w poprzedniej miała duże problemy. Choć słowo ,,duże", to mało powiedziane. Dręczenie innych naprawdę powinno być karalne... Nie, jednak to cofam! Nie mogłabym wtedy nabijać się z Adriena... i walczyć z Lilą... i w ogóle być mną. Kary powinny być dla wszystkich prócz mnie! Tak, to najlepsza opcja...

Dziesiąty raz w ciągu godziny przestawiłam wieszak na kurtki tak, by nie stał na wprost drzwi wejściowych. Wiedziałam, że mama go znowu tam ustawi za mniej więcej dwie minuty, żeby w domu była ,,pozytywna energia". Ciekawe, bo niedawno twierdziła, że tam nie powinno się nic ustawiać, by nie zaburzyć równowagi.

Warto też wspomnieć o pewnym ważnym wydarzeniu tego tygodnia. Otóż Jagged Stone po raz kolejny zatrzymał się w hotelu burmistrza (razem z nową żoną i małą córeczką, Abigail). Oczywiście natknął się na spóźnioną Marinette, jak zwykle zachwycił się jej projektem sukienki, a później wskoczył na stół i zapytał, kto był tym genialnym architektem, który udekorował jego pokój w jeszcze bardziej rock and rollowym stylu, niż oczekiwał. Oczywiście chodziło o moją cudowną (i nieco szaloną w kwestii meblarstwa) mamusię. Po wielu piosenkach Jaggeda kilka ważnych szych podeszło do mojej mamy z zapytaniem, czy ich mieszkania i domy też przerobi. Oczywiście za odpowiednią kwotę!

Miałam nadzieję, że tym sposobem moja rodzina trochę zyskała w oczach Gabrielle Willows. Nigdy zbytnio nie interesowało mnie, co ludzie o mnie sądzą. Tak po prawdzie, to miałam gdzieś ich zdanie na mój temat i mojej rodziny. To było widać zwłaszcza w sposobie, w jaki olewałam i uprzykrzałam życie moim licznym sąsiadom-emerytom. Starsi ludzie czy nie, bycie wścibskimi żmijami nie może ujść płazem. No bo wiecie... żmije to gady, więc nie ujdą płazem... Kurczę, Adrien mówił, że to zabawne. Od kiedy ja go słucham?!

W każdym razie w domu było zamieszanie jeszcze przed moim powrotem ze szkoły. W normalny dzień powinnam się uczyć, w końcu egzamin z francuskiego to nie przelewki. Ale nie mogłam się uczyć w dniu apokalipsy.

Dziadek pucował kibel, co było dość śmieszne, ale bardzo mu się upiekło. To było jego jedyne zadanie i w sumie, gdyby skończył to w pięć sekund jakimś zaklęciem, czy miksturką druidów, to mógłby przespać nasz armagedon.

Tata dostał w rękę odkurzacz, wszelkie środki czyszczące i absolutny zakaz wstępu do kuchni. Niebieskie królestwo kuchenki i lodówki zamknęło przed nim swe bramy, zostawiając go całego we łzach. Przykro mi, tato, ale nie chcemy nikogo otruć (poza panią Jędzą Willows).

Mama była szefem kuchni. Matka Colina myślała, że jest lepsza od nas. Ale wtedy Julie Jones walnęła pięścią w stół i powiedziała: ,,Jeszcze zobaczymy, stara flądro!". No bo wiecie... laska zdecydowanie nie jest laską, bo jest znacznie starsza od mojej mamy i ma zdecydowanie więcej zmarszczek.

Ja miałam przede wszystkim nakryć do stołu i się ogarnąć. Nie wyglądałam zbyt wyjściowo. Co prawda nie miałam nigdzie wyjść, ale na domową parapetówkę przy muzyce klasycznej i rozmowach o pogodzie też trzeba się odpicować. Największy problem miałam z włosami, bo gdy tylko z nimi kończyłam i próbowałam wybrać odpowiednią sukienkę, Lemmy wiła gniazdo w mojej cudnej, świeco uczesanej grzywie. W końcu związałam swoje loki w ciasny kok i przyozdobiłam spinką z kokardą, którą ukradłam mamie (nie obrazi się). Dobór sukienki również okazał się trudny. Widziałam, że mama wybrała czarną, prostą sukienkę za kolano, którą miała kiedyś na pogrzebie, a tata garnitur w podobnym nastroju. Po przejrzeniu moich cudnych, kolorowych kiec, które raczej nie odpowiadały standardom wielkiej pani prokurator, postanowiłam pójść w ślady rodziców: założyłam czarną, wąską sukienkę do kolan z pół-golfem. Wyglądałam okropnie, jak karykatura mnie. Właśnie dlatego kilka minut temu napisałam Colinowi, by się nie przestraszył, jak mnie zobaczy, bo założyłam mój kostium na Halloween... co było trochę kłamstwem, bo mój strój czekał w piwnicy i był ,,Zestawem Pani Mendeleiev".

Szczęśliwa gwiazda || Miraculous ff ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz