33. Filozoficzne rozważania, pandy i powrót do korzeni

61 6 37
                                    

Ostatni rok liceum skłaniał się ku końcowi. Zakończenie roku było już tuż-tuż, a ja miałam jeszcze tyle rzeczy, które chciałabym zrobić...

Objechałam już całą szkołę, siedząc Adrienowi na plecach (biedaczek zadyszki dostał). Zjechałam po schodach na deskorolce, za co zostałam po godzinach, by grać z dyrektorem i panią Roux w pokera (nie pytajcie). Jadłam już obiad na stołówce ze wszystkimi moimi ziomami ze szkoły (a nie-ziomom soliłam colę i słodziłam frytki). Podłożyłam pierdzącą poduszkę panu Gauthierowi, który chwilę potem oznajmił, że w tym roku wreszcie odchodzi na emeryturę, gdyż dostał się na szkolenie do lotu na Marsa, ale odkładał to w czasie, by wynudzić nas do końca szkoły (miły facet). Pani Le Bon dostała od Alix (tak naprawdę ode mnie, ale Alix przekazała) przeterminowane czekoladki. Co ciekawe, nieprzewidzianym skutkiem ubocznym było to, że odnalazła miłość życia kilka minut po ostrym rozwolnieniu. Ślub zaplanowany był na piąty lipca.

I mimo tych licznych legendarnych wyczynów moja żądza szkolnych wrażeń się nie wyczerpała. Jesienią chciałam robić wszystko, tylko nie być w szkole. Teraz chciałam robić to wszystko i być dodatkowo w szkole.

Zbliżający się koniec pewnego etapu w moim życiu przyniósł ze sobą sporo refleksji. Zaczęłam liceum w momencie, gdy w Paryżu zaczęły grasować akumy. Każdego dnia wyruszałam na miasto w lateksowym stroju z magicznie rozciągniętej Lemmy, która ostatnimi czasy na zmianę hibernowała i wdzięczyła się do Nixxa. Byłam bohaterką przez niemal całą moją szkolną karierę i pomimo kilku miesięcy swobody, tak naprawdę nie byłam w stanie w pełni odczuć normalności. Wciąż z tyłu głowy miałam lampkę, która świeciła się na czerwono i wyła jak opętana w chwilach zagrożenia. Zawsze musiałam być gotowa do działania, nie mogłam siedzieć na spotkaniu z przyjaciółmi, jeśli w tym samym czasie mój ,,brat" (o czym nie wiedziałam) postanowił spuścić ze smyczy swoje złowrogie motylki z ADHD półbogów.

Dzięki temu wszystkiemu poznałam jednak Colina. Gdybym nie była Wilczycą, Colin i ja prawdopodobnie byśmy się nie zeszli. Czasami zastanawiałam się, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby nie miraculum. Czy byłabym tym, kim jestem teraz? I czy byłabym teraz singielką, czy zakochaną wariatką o wyższym ilorazie inteligencji niż Adrien? (Co w sumie nie jest wielkim osiągnięciem...). Nie mogłam tego wiedzieć. Pomimo moich licznych wyrzeczeń tych ostatnich lat, cieszyłam się, że miałam okazję zostać superbohaterką, której obecności nikt nie dostrzegał. Wilczyca sprawiła, że stałam się lepsza. Wilczyca sprawiła, że znowu się zakochałam. Wilczyca sprawiła, że stworzyłam nierozerwalną więź z najlepszymi przyjaciółmi. Wilczyca sprawiła też, że Camilla wyrwała się spod dominacji Lili. Wilczyca doprowadziła do tego, że Mayumi była wolna od manipulacji pradziadka.

— Mary. Skończ filozofować od rzeczy, bo twój pies właśnie zdechł. O, i masz zepsutą pizzę. I sąsiedzi ci wbili na chatę.

Spojrzałam zdziwiona na moją rozgrywkę. Kiedy to się stało?!

***

Wiem, że nie powinno się zakładać z Alix. Kim zakładał się z nią wielokrotnie, a później wypłakiwał się Maxowi w koszulę, bo przegrał. Kiedyś powiedziałam, że dam radę zarobić sto euro, grając na ukulele w galerii handlowej, wyglądając, jak marynowany chleb bananowy. Kiedy poprosiłam Marinette, żeby mnie tego nauczyła, omal nie straciłam życia. A to wszystko przez zakład z Alix...

Teraz też się z nią założyłam — ona miała przez cały dzień wyglądać jak dama i nie użyć żadnego wulgaryzmu, a ja miałam autobusem pojechać do Luwru i odnaleźć tam wszystkie tajne znaki Alix. Wcześniej omówiłam się w tamtym miejscu z ciocią Emilie i poprosiłam brata Rose, by przepowiedział mi przyszłość — konkretniej to, czy spotkam podejrzanych typów. Zdaniem młodego Bruno w autobusie zaczepi mnie przyszły teść (faktycznie, ,,Pan Banan" siedział obok mnie, ale nie zapędzałabym się z tym teściem).

Szczęśliwa gwiazda || Miraculous ff ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz