Rozdział 5

1.2K 74 10
                                    

Tak duży i silny facet ale panika w jego oczach jest tak ogromna, że zaraz chyba ucieknie.
- Nie, zostanę tutaj - protestuje Em. Zawsze tak robi, stara się pokazać że jest twarda i da radę ale prawda jest inna. Ciężko jest jej się pogodzić z tym wszystkim i na pewno nie pomoże widok przemocy.
- Idź, uwierz że nie chcesz tego widzieć - staję nad nią, patrząc z góry. Po krótkim namyśle wstaje i idzie po schodach a gdy znika wracam do sytuacji panującej w salonie.
- Szefie - odzywa się Alek - Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Zawaliłem ale nigdy wcześniej się to nie zdarzyło i już nigdy nie zdarzy - głos mu drży, myśli że zginie.
- Obetnę ci jeden palec, możesz wybrać który - głos Dereka tnie niczym ostra brzytwa.
- Proszę - jego błagalny wzrok spoczywa to na mnie to na moim bracie
- Jesteś z nami długo, zawsze byłeś lojalny i świetny w tym co robisz. Tylko dlatego nie zginiesz - Czekamy. Obaj czekamy aż pogodzi się z karą. Nie ma wyjścia, jeśli nie podda się dobrowolnie, zostanie zmuszony.
Pozostałych dwóch się nie odzywa, czekają na swoją kolej ale ich urywane oddechy zdradzają że się boją.
- Ten - mówi cicho, wskazując na najmniejszy palec lewej dłoni. Przywołuję z zewnątrz dwóch chłopaków którzy przytrzymują mu dłoń, kładąc ją na stole. Derek jednym ruchem przecina nożem palec a Alek zagryza zęby. Z ust wyrywa mu się krzyk a później łzy tańczą w oczach, łzy których za wszelką cenę stara się pozbyć. Chłopaki go zabierają i zostajemy z pozostałymi winnymi. Odwracam uwagę od stołu ubrudzonego krwią i skupiam się na nich. Patrzą przed siebie, ze wzrokiem utkwionym w jeden punkt. Derek wymierza Vane'owi cios w twarz a następnie kilka w żebra, jestem pewien że złamał mu co najmniej  jedno.
- Jesteś młodszy stażem ale niewiele, wiesz jak to się odbywa. Ciesz się że nie ty wtedy dowodziłeś - kiwa głową i wychodzi gdy mu pozwalamy. Zostajemy w domu z chłopakiem którego nie znam zbyt dobrze, widziałem go, kojarzę twarz ale nie pamiętam nawet imienia, najwidoczniej jest z nami nie tak długo.
- Jak masz na imię? - pytam, gdy Derek siada na krawędzi kanapy.
- Sam - odpowiada szybko i na temat. Boi się, ciało mu drży mimo że stara się to ukryć.
- Od kiedy do nas należysz? - to zdanie ma sens dosłowny. Nigdy nie będzie mógł zrezygnować czy odejść. Raz podjęta decyzja wpłynie na całe jego życie. Wzdycham bo jestem już zmęczony, chciałbym pojechać do siebie i pójść spać.
- Od siedmiu miesięcy - chłopak pracował u nas maksymalnie miesiąc kiedy wydarzenie miało miejsce, nie jest winny nawet odrobinę. Dowodzący małymi grupami i mający prawo decyzji w takich chwilach są najstarsi, oni uczą się nawet kilka lat żeby wiedzieć jak to wszystlo funkcjonuje, byłoby głupotą winić go że nie zaprotestował. Nawet gdyby wiedział, nie miałby prawa, tacy jak on muszą słuchać liderów. Vane to co innego, jest niemal takim samym autorytetem dla pozostałych jak Alek.
- W porządku, możesz iść - rozumiemy się z Derekiem bez słów, wiemy jaka jest nasza polityka. Sam jednak wydaje się zaskoczony, bierze głęboki wdech i zamiera.
- Dobranoc - mówię do niego a on jakby wyrwany z transu, wypuszcza z ulgą powietrze, uśmiecha się lekko i skinieniem głowy żegna z nami. Teraz jedyne co pozostało nam zrobić to zmierzyć się z rzeczywistością, ukryć wszelkie możliwe ślady i dopilnować żeby nikt z nami tego nie powiązał a jeśli tak się zdarzy, wystawić winnego jako kozła i pozwolić sprawie ucichnąć. Przecieram zmęczoną twarz i po krótkiej rozmowie z bratem wychodzę na zewnątrz. Mamy końcówkę sierpnia i mimo że w dzień jest upalnie, noce są chłodne a temperatura spada. Nie przejmując się ograniczeniami prędkości, dociskam pedał gazu w Maseratti, dzięki czemu dwa razy szybciej docieram do swojego mieszkania. Już z ulicy słychać jak muzyka w środku dudni a klub pęka w szwach. Przechodzę przez bramki, głównym wejściem i przechodzę wyznaczoną ścieżką, odgrodzoną od parkietu. Pomyślałem o tym jakiś czas temu, gdy z trudem przeciskałem się przez tańczący, pijany i naćpany tłum. Szybko docieram do windy, zamykając ciężkie, czarne drzwi. Gdy jestem już w mieszkaniu, rozbieram się i od razu kładę spać. Coś czuję że jutro będzie ciężki dzień, mimo tego moją głowę nie zaprząta problem leżący w kostnicy oraz potencjalne zagrożenie policją. W mojej głowie siedzi Grace, piękna i uśmiechnięta, niewinna i dobra dziewczyna, którą kocham a której nigdy nie będę mógł zdradzić sekretu. Do dnia dzisiejszego miałem złudzenia, że być może byłaby w stanie to zaakceptować lecz po tym co dziś usłyszałem, wiem że to nigdy się nie stanie. Jeśli się dowie, będę tylko pieprzonym zabójcą w jej oczach, człowiekiem którego trzeba zamknąć za to że zabił tyle istnień i nikim więcej. Wtedy pozostanie mi jedno wyjście, którego za wszelką cenę chcę uniknąć.

Blood Hunter - Seria The Blood Chronicles Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz