Rozdział 20

1K 72 31
                                    

PAUL
Wstaję wcześniej niż Grace i robię śniadanie. Korzystam z chwili samotności żeby przemyśleć wszystko co wczoraj się wydarzyło. Wiem jednak, że jeśli nie zapomnimy o wszystkim co się do tej pory wydarzyło nigdy nie pójdziemy naprzód. Bo co miałbym niby zrobić? Więzić ją do końca życia mojego lub jej? Nie pozwalać wychodzić i trzymać z daleka od kogokolwiek? Daję nam ostatnią szansę a jeśli to nic nie pomoże, Grace będzie musiała zniknąć. Pęknie mi serce na milion ostrych kawałeczków, raniących mnie doszczętnie, jednak nie pierwszy i nie ostatni raz. Zawsze wybiorę rodzinę a Grace nie chce do niej należeć.
Nie będę jej bił, krzywdził i trzymał przy sobie siłą, to byłoby zbyt wiele dla nas obojga.
- Hej - spoglądam przez lewe ramię, na dziewczynę stojącą w mojej czarnej koszulce.
- Cześć. Idź się ubierz - proponuję, kątem oka dostrzegając, że nawet nie drgnęła.
- Czy to kolejny test? - pyta niepewnie.
Odkładam na blat nóż, którym kroiłem warzywa i szybkim krokiem ruszam w jej kierunku. Gdy opieram jej smukłe ciało o ścianę, bierze wdech.
- Nie. Chcę żeby było normalnie. To nasza ostatnia szansa Grace. Spróbuj mnie poznać - zaglądam jej w oczy gdy kiwa głową na znak zgody.
Rusza do garderoby a ja wracam do krojenia, zastanawiając się w co się ubierze. Obserwuję ją gdy pojawia się ponownie i zajmuje miejsce przy wyspie kuchennej. Biała, krótka sukienka którą ma na sobie jest kobieca i porusza wyobraźnię. Jemy w ciszy przerywanej jedynie przez pojedyńcze słowa czy stwierdzenia. Zabiorę ją dziś z sobą do Dereka i Emmy, to bezpieczny grunt gdzie będę spokojny a Grace zadowolona z możliwości zobaczenia czegoś więcej niż ściany mojego mieszkania.
- Obiecaj że będziesz grzeczna - mówię naciskając klamkę drzwi wyjściowych. 
- Obiecuję - zaglądam jej w oczy żeby wyczytać z nich cokolwiek ale nie jestem w stanie. Może mówi prawdę?
Wychodzą kiwam głową do chłopaka pilnującego moich drzwi. Nie będzie mi już potrzebny - Gdzie jedziemy? - Pyta gdy zjeżdżamy windą na parking podziemny.
- Do Dereka i Emmy - znów łamię swoje postanowienie że nie będę się kontaktował z bratem. Nadal jestem na niego zły ale są rzeczy ważne i ważniejsze na które nie mam wpływu. Takie sytuacje zdarzały się i zawsze będą się zdarzać, jedyne co trzeba robić to w porę na nie reagować żeby nie wymknęły się z pod kontroli. Cóż, jeśli ktoś zdradza wie że zginie z naszej ręki wcześniej czy później. My nie odpuszczamy i nie znamy litości.
Gdy parkuję pod domem, wysiadam i witam się z chłopakami. Lubię ich ale nie wiem jak Derek i Emma mogą wytrzymać z nimi w jednym domu. Co prawda bratu nikt nie wchodzi w drogę, jednym spojrzeniem rozstawia wszystkich po kątach jednak sama obecność tylu ludzi przeszkadzałaby mi niemiłosiernie. Nasz ojciec to zapoczątkował, był zdania że najbliższa rodzina i najbliżsi ludzie powinni być w jednym miejscu, stanowić siłę i mur nie do przebicia. Derek początkowo nie chciał tego zmieniać i tak już zostało.
Nie raz zastanawiam się jakby wyglądało nasze życie gdybyśmy urodzili się w innej rodzinie. Czy byłbym lekarzem, prawnikiem lub policjantem? Wzorem do naśladowania, kimś dobrym? Jak w ogóle można zdefiniować dobro? Czy człowiek dobry chodzi do kościoła i modli się codziennie? Jeśli tak, to ludzie dziwnie definiują dobro.
Czy miałbym żonę i kilkoro dzieci, które uczyłbym jak jeździć na rowerze? Ta myśl wywołuje dziwne uczucie w moim brzuchu. Najpierw przyjemne lecz z każdą sekundą zmieniające się w coś negatywnego. Byłbym nudnym i nieszczęśliwym mężczyzną, nie umiejącym się obronić i postawić na swoim. Byłbym słaby a ja nienawidzę słabości.
Wchodząc do domu pozbywam się resztek swoich rozmyślań. W salonie nie ma nikogo więc idę do kuchni gdzie zastaję Emmę. Nigdy jej nie nie znudzi siedzenie z Amelią.
- Cześć Paul - przytula mnie, lecz gdy zauważa postać za mną, jej uwaga zostaje skupiona na Grace. Dopada do niej i mocno ją przytula - Tak się cieszę że się pogodziliście.
- Gdzie Derek? - odchrząkuję żeby zwrócić na siebie uwagę. Moja relacja z Grace to ostatnie o czym chciałbym w tej chwili rozmawiać.
- Jest w gabinecie - bez zastanowienia ruszam w kierunku drzwi zostawiając dziewczyny razem.

GRACE
Emma łapie mnie za rękę i prowadzi do salonu. Siada na kanapie i klepiąc miejsce obok siebie zachęca żebym obok usiadła. Lubię ją, zawsze była dla mnie miła kiedy się widziałyśmy więc nie mam nic przeciwko.
- Między wami wszystko w porządku? - pyta od razu. Chyba wie że nie mamy zbyt dużo czasu zanim wrócą.
- Nie wiem - wzruszam ramionami. Słyszę cichy chichot i uśmiech na twarzy dziewczyny.
- Nie przejmuj się, niedługo się dotrzecie i zrozumiecie nawzajem.
- Mówisz z własnego doświadczenia?
- Tak - robi przerwę żeby spojrzeć na drzwi gabinetu, które nadal pozostają zamknięte - Wszystko się ułoży, po prostu zaufaj Paulowi, jest dobry - Zachowuję powagę mimo że ciśnie mi się na usta inna reakcja - I nie uciekaj. To nigdy nie kończy się dobrze - wypowiada zanim Paul i Derek wejdą do pomieszczenia. Milkniemy, przysłuchując się ich rozmowie.
Dotyczy jakiegoś wytropienia. Nie chcę wiedzieć więcej dlatego przestaję słuchać i skupiam się na czymś innym.
- Zaczekaj tutaj - kiwam głową i zostaję sama w pomieszczeniu. Wszyscy znikają gdzieś a im dłużej tak siedzę tym bardziej się denerwuję. Z zewnątrz cały czas dobiegają głosy co mnie niesamowicie irytuje.
Kiedy po piętnastu minutach nadal nikogo nie ma, postanawiam się rozglądnąć. Przechodzę przez salon i docieram do przestronnego jasnego holu. Na jego końcu są otworzone drzwi do których podchodzę. Waham się przez moment ale ostatecznie postanawiam tam zejść.
- Paul - wołam, o ironio, najbliższą mi ze wszystkich osobę jednak odpowiada mi tylko głucha cisza. Kilka schodków skrzypi pod moim ciężarem. Gdy docieram na dół jest tak ciemno, że nie mogę nic dostrzec dlatego próbuję znaleźć włącznik światła.
- Lubisz węszyć - ostry głos przedziera się przez głuchą ciszę a ja aż podskakuję. Obracam się w okół ale nikogo nie dostrzegam. Kiedy już myślę że po prostu tracę zmysły, małe światło zostaje zapalone i rozjaśnia mrok pomieszczenia.
- Derek - przełykam ślinę chcąc się cofnąć ale nie mogę. Wygląda jak diabeł, wyraz twarzy ma tak przerażający że nie jestem w stanie ruszyć się nawet o milimetr. Przecież nie zrobi mi krzywdy prawda?
Co ja sobie wyobrażam.. Groził mi już, jest Capo a ja naiwnie myślę że mnie nie tknie?

Blood Hunter - Seria The Blood Chronicles Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz