Rozdział 9

997 77 35
                                    

Sześć godzin później widzę jak się budzi. Nadal siedzę w tym samym miejscu, spałem może trzy godziny, chciałem być przy niej kiedy zrozumie, wytłumaczyć jej i liczyć na to że nie będzie próbowała mnie zamordować. Podnosi się i rozgląda po pomieszczeniu, była już tutaj więc rozpoznaje otoczenie bez problemu. Kiedy podnosi się do siadu, próbuje złapać się za głowę, która na pewno boli ją po takiej ilości tabletek, jednak orientuje się że ręce ma nadal związane moim paskiem. Gdy nasze oczy się spotykają przez jej twarz przechodzą przeróżne emocje. Poczucie zdrady i złość są tak namacalne, że mam wrażenie, że zaraz wstanie i rzuci się na mnie niekontrolowanie. Nie mylę się.
- Rozwiąż mi ręce i wypuść mnie albo..
- Albo co? - niesamowita złość kolejny raz bierze nade mną górę, wtłaczając i rozniecając gniew w moich żyłach. Wstaję i zatrzymuję się dwa kroki od niej, górując nad nią gdy siedzi na kanapie. Łapię ją za ramię gdy próbuje się podnieść i pcham w dół do pozycji siedzącej - Jak już powiedziałaś nie jestem tym za kogo mnie miałaś więc uważaj - Syczę za ostro ale gniew wypełnia mnie całego, nie pozwalając przejąć kontroli nad ciałem. Wzdryga się na wydźwięk mojej groźby i bierze wdech.
- Po co mnie tutaj zabrałeś? - brzmi na odważną ale wcale tak się nie czuje. Dobre pytanie. Żebym sam wiedział, to bym jej z chęcią powiedział.
- Pokażę Ci mój świat, poznasz mnie całego, to czym się zajmuję a jeśli później będziesz chciała odejść, puszczę cię wolno - ta opcja wydaje się najrozsądniejszą ze wszystkich.
- Przez ile? - pyta z jadem w głosie. Nie wpadłem na to żeby wyznaczyć termin ale wydaje mi się to odpowiednim posunięciem.
- Pół roku - mówię gdy ponownie siadam na swoim miejscu.
- Słucham?! - Podnosi się - Nie ma mowy - Zmierza w kierunku drzwi, które są zamknięte lecz przekonuje się o tym dopiero gdy szarpie za klamkę - Otwórz te cholerne drzwi! - patrzę na nią z lekkim niedowierzaniem ale w zasadzie mógłem się tego spodziewać. Waleczności i wytrwałości nie można jej odmówić dlatego będę musiał uważać żeby nie zwiała - Pomocy! - wrzeszczy waląc pięściami w drzwi.
- Przestań, zrobisz sobie krzywdę - wstaję i zmierzam w jej kierunku - to mieszkanie jest wygłuszone, mogłabyś zedrzeć sobie gardło a i tak nikt by cię nie usłyszał, zresztą nikt tutaj nie wchodzi to moje piętro - chwytam za jej ręce zbyt lekko, ponieważ wyrywa je i tym razem swój gniew kieruje na mnie.
- Wypuść mnie, nie masz prawa! - obezwładniam ją ale przyciągam do siebie i przytulam a gdy w końcu nie ma siły się szarpać po prostu wybucha płaczem. Zdejmuję pasek z jej nadgarstków, rozmasowując czerwone ślady i rzucam go na podłogę.
- Idź pod prysznic, weź sobie coś ode mnie z szafy - wskazuję na pokój w którym już była. Gdy w końcu się uspokaja, rusza a ja opadam na kanapę. Po prostu kurwa pięknie.
Gdy staje w drzwiach i nie idzie do łazienki obracam się w jej stronę dostrzegając że trzyma w rękach broń. Moją broń, która była w szafie a którą zapomniałem schować. Siedzę jednak niewzruszony, patrząc jak trzęsą jej się ręce gdy mierzy we mnie.
- Jesteś pewna? - wstaję i wolnym krokiem do niej podchodzę - Stałabyś się taka jak my, czyli według ciebie najgorsza na świecie. Jesteś na to gotowa? - gram na jej emocjach, utrzymując spokojny ton. Broń jest nie załadowana, magazynek jest pusty. Odkąd Emma ze mną mieszkała przestałem zostawiać naładowanego gnata w szafie bojąc się że zrobi sobie niechcący krzywdę.
- Nie podchodź - wpada w dylirkę, głośno dysząc a ja zbliżam się tak blisko, że lufa dotyka mojej klatki piersiowej.
- Jeśli tego chcesz to strzelaj - stanąłem jej na drodze. Albo mnie postrzeli albo zrezygnuje.
- Daj klucz do drzwi - łzy ciekną jej po policzkach a klatka piersiowa niemiłosiernie szybko się unosi.
- Strzelaj, tylko w ten sposób uciekniesz. Nikt nie wie że tu jesteś - w głębi serca liczę że odłoży pistolet, że mimo tego co jej powiedziałem kocha mnie albo przynajmniej małe uczucie jakim mnie darzy, jakiekolwiek, tli się w jej sercu.
Jednak wszystko pryska gdy pociąga za spust mrużąc oczy. Ogromna fala bólu, żalu i rozdarcia zalewa moje ciało a oddech zamiera. Zrobiła to, naprawdę by mnie zastrzeliła. Serce boli mnie tak niemiłosiernie że muszę włożyć mnóstwo wysiłku w to żeby utrzymać się na nogach.
Gdy pierwszy szok mija, dostrzegam jak zdezorientowana spogląda na pistolet i opuszcza go nieco a wtedy wyrywam go z jej rąk i rzucam gdzieś tak mocno że z hukiem ląduje na ziemi. Tym razem gniew i złość zalewają mnie całego a ona widząc pożar w moich oczach cofa się do tyłu, przechodząc do sypialni. Zmierzam w jej kierunku dysząc jak parowóz i na Boga mam ochotę pierwszy raz w życiu ją skrzywdzić. Czyż nie zasługuję na jej miłość?
Jestem aż taki zły?
Jesteś
Jesteś zły do szpiku kości
Jesteś potworem
Bestią
Nikim więcej
Nie zasługujesz na to co dobre a na pewno nie na Grace.
I gdy tak podświadomość podsuwa mi co raz to nowe myśli, pcham Grace na podłogę, siadam na niej okrakiem i mimo oporu jaki stawia zaciskam palce na jej gardle. Mam ochotę sprawić żeby poczuła taki sam ból jaki czuję ja w chwili obecnej, żeby zgięła się w pół pod jego naporem i cierpiała tak samo jak ja.
Gdy raz po raz odtwarzam w myślach gdy pociągała za spust, zabieram jej tlen a ona powoli mdleje. Odrywam rękę gdy widzę że już więcej nie da rady, krztusi się i kaszle zginając w pół a następnie łapie za obolały kark. Jestem tak wściekły że nie panuję nad sobą.
- Przepraszam, ja.. - zanim zdąży dokończyć łapię ją za włosy widząc jak jej twarz zalewają kolejne słone łzy. Mam ochotę wydusić z niej cały potok, a później stłamsić doszczętnie.
- Zamknij się Grace - zbliżam swoją twarz do jej - Wbiłaś mi nóż w serce a ja cię kochałem - mówię tylko część prawdy. Nadal ją kocham ale nie przejdzie mi to przez gardło w tym momencie. Wychodzi ze mnie potwór, który tak długo skrywany i niepotrzebny drzemał w moim wnętrzu, żeby teraz się obudzić i zniszczyć wszystko i wszystkich na swojej drodze - Nie pół roku a rok - Szarpię nią i ryczę próbując się jakoś wyładować ale nic nie pomaga. Pragnę zatruć jej ten rok, sprawić by zmienił całe jej życie a gdy w końcu by się ode mnie uwolniła, nic nie byłoby już takie samo. Pragnę sprawić żeby ten rok był rokiem cierpienia i bólu, pragnę jej odpłacić za to co teraz czuję a jeśli przetrwa będzie mogła odejść. Ból mnie rozpiera i gdy już myślę że nie będę w stanie przestać, rozrywam jej sukienkę, następnie stanik i majtki po czym podnoszę ją i siłą wpycham do łazienki.
- Masz dziesięć minut i ani sekundy dłużej. Jeśli nie wyjdziesz sam po ciebie przyjdę - mój ryk roznosi się echem po pomieszczeniu a gdy z ogromną siłą zatrzaskuję za nią drzwi, podchodzę do stolika, wypijam alkohol prosto z butelki i roztrzaskuję ją w drobny mak. Z szuflady wyciągam duży nóż i rzucam w drzwi od łazienki a ten wbija się w drewno. Wreszcie gdy spoglądam przez szybę na miasto, zaczynam się uspokajać choć mój oddech żyje swoim życiem. Mam ochotę ją zamordować ale lepszym rozwiązaniem będzie uprzykrzenie jej życia. Walę pięścią w ścianę gdy słyszę otwierające się drzwi. Skulona jak na siebie Grace pojawia się w nich omiatając wzrokiem całe pomieszczenie.
- Mogę się ubrać? - pyta cicho a gdy odwracam się w jej stronę całkowicie milknie.
- Nie - stanowczy i ostry ton wypełnia pomieszczenie a ona sie wzdryga.

Blood Hunter - Seria The Blood Chronicles Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz