Rozdział 15

461 12 82
                                    

Jezioro. Ponownie siedziałam na pomoście. Tafla wody odbijała się w dokładnie ten sam sposób, co wcześniej. To było to jezioro, w Utah. Dokładnie wiedziałam, co się święci. Rozejrzałam się. Po mojej prawej siedziała Jane. Uśmiechnęła się lekko na mój widok. Po chwili pojawił się także tata. Musiałam ich, o to spytać.

Macy- Jak mam to udowodnić?- spojrzałam na nich.

Tata- Spokojnie Macy. Nic nie udowadniaj. Jest śledztwo w sprawie morderstwa, za które oczywiście jest odpowiedzialny. Mają ścisłe dowody, pójdzie na dożywocie.

Macy- Tato, ale musi ponieść konsekwencje.

Jane- Macy, don't do anything. Police know everything, I tell them before I...- przerwała.

Macy- What? How you know that?

Jane- Andrew is such na idiot. He tell me everything when he was drunk. Next day I went to Police station. When I coming home, he killed me by knife...

Tata- Macy, ja wiem, jak to wygląda. Zostań w domu, tutaj będziesz bezpieczna. Policja jeszcze go nie zamknęła za morderstwo Jane. Nie ucieknie im. Niech wszystko zostanie tak, jak jest. Zapomnij, o całej sytuacji.

Macy- Łatwo ci mówić! Jak mam zapomnieć o tym?! Po chuj w ogóle mi o tym mówiłeś, SKORO NAGLE MAM ZAPOMNIEĆ, CO?- wykrzyczałam, co leżało mi na sercu.

Jane- I'm sorry...- zniknęła razem z ojcem.

Macy- ZAJEBIŚCIE KURWA! CO JESZCZE MI POWIECIE I NAGLE ZAMKNIĘCIE TEMAT, CO? MOŻE TYM RAZEM SAMOCHÓD MNIE POTRĄCI, ALE JEDNAK NIE?- powiedziałam gestykulując.

Macy- I gdzie te ręce, co?- rozejrzałam się.

Macy- Jak na zawołanie...- przewróciłam oczami widząc dłonie wystające z tafli wody.

Zaśmiałam się ironicznie pod nosem, widząc jak dotykają moich stóp. Nie broniłam się. Po prostu nagle pociągnęły mnie za kostki. Znów znalazłam się w próżni. Nie chciało mi się krzyczeć, marnować energii.

Macy- Macie zamiar mi to pokazać, czy chillować bombę i trzymać mnie tu jak niewolnika?

Oczywiście odpowiedziało mi echo. Położyłam się w próżni, co było chyba najlepszym pomysłem. Nie robiłam nic. Liczyłam, że to wszystko zaraz się skończy. Nie wiem, ile czasu tak spędziłam. Straciłam rachubę. Przymknęłam na chwilę oczy, co było najwidoczniej rzeczą, którą miałam zrobić od początku. Przeniosło mnie w miejsce, gdzie zginęła Jane.

Wracała zawiedziona do domu z torebką na ramieniu. Musiało ją zaboleć, że jej własny brat zabił jej męża, rujnując tym samym życie. Skręciła w uliczkę, która była ostatnią prostą do mojego starego domu, poznaje to miejsce. Zza winkla wyszedł on- Andrew. Przycisnął ją do murku. Krzyczał coś, ale nie mogłam tego usłyszeć, nawet gdy podeszłam bliżej. Pociągnął ją w ciemniejsze miejsce, gdzie mało kto zagląda. Przyłożył jej nóż do gardła i zaczął się śmiać, nie wiem, czy głośno. Wyglądało to raczej na cichy, psychopatyczny śmiech. Taki, aby nikt nie zwrócił na nich uwagi. Właściwie, kto miałby zwrócić? Dzieci, które są w szkole, czy może rodzice? Wszyscy są w pracy. Zaczął histerycznie się śmiać, jednak uważał na to, aby nikt tego przypadkiem nie zauważył. Wbił jej nóż w brzuch, co sprawiło mu przyjemność. Wyciągnął go i zaczął się nim bawić, robiąc jej kolejne rany kłute. Gdy opadła całkiem na podłogę, mężczyzna odszedł kawałek. Znalazł jakiś stołek i ułożył na nim kartą dwie równe kreski "kredy". Czyli był naćpany... Zwinął banknot w rulon i gdy już miał wykonać czynność, stanął za nim policjant. Na początku wszystko wydawało mu się normalne, poza narkotykiem, który na jego oczach wciągał. Poznawał tego człowieka z opisu Jane. Zaczął jej szukać? Może zapomniał o czymś. Zadzwonił po patrol, który prawie od razu przyjechał, może to tylko złudzenie. Zabrali go, a policjant zaczął się rozglądać. Bacznie sprawdzał teren, więc oczywiste było, że znajdzie zwłoki Jane. Sprawdził jej puls. Już nie żyła, nie było sensu dzwonić na pogotowie. Teraz tylko sekcja zwłok... Której nie było dane mi zobaczyć. Właściwie nic więcej. Po prostu obraz zanikł.

Kiedyś będzie lepiej... Fanfik Nexe i ewronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz