Rozdział dwudziesty pierwszy

554 46 323
                                    

Posiadłość Ellisów znajdowała się w hrabstwie Leicestershire, niedaleko wsi Horninghold w Anglii.

Otoczona była lasem ze wszystkich stron, przylegającym do wysokiego muru. Działka jednak zajmowała całkiem sporo miejsca, dzięki czarom. Z tyłu był ogródek, w którym mieściło się miniaturowe boisko do Quidditcha, a także szopa ze sprzętem do latania.

Z przodu natomiast mieli ławeczki, krzaki, kwiaty, drzewa - Chociaż oczywiście to wszystko było głównie latem, a teraz wszystko pokrywał śnieg.

Pośrodku posesji mieściła się spora, kilkupiętrowa posiadłość. Była ona z zewnątrz brązowa, a na górze był czerwony, spadzisty dach.

Ellisowie mieli luksusy, to prawda. Jednak zarazem nie byli z tego powodu próżni czy zadzierający nosa. Nie, byli naprawdę dobrą rodziną.

Jednakże szczerze mówiąc, Mirandzie nie zależało, żeby samej mieć taki duży dom. W końcu gdyby jako dziennikarka przeprowadzała wywiady ze sportowcami, czy opisywała mecze, to nie miałaby czasu na zajmowanie się posiadłością.

Co prawda mogłaby mieć skrzata domowego, ale najzwyczajniej w  świecie nie miała po prostu ochoty na dom, w którym można by się zgubić nawet po kilku latach mieszkania w nim.

Z drugiej strony jednak w mieszkaniu w jakiejś kamienicy brakowałoby jej miejsca, gdzie mogłaby trochę polatać.

Jednakże do momentu, gdy wyprowadzi się z domu, było jeszcze trochę czasu - przynajmniej z pół roku. Na razie chciała zobaczyć się z rodziną, szczególnie z babcią, która była chora.

Od bramy przeszli żwirową dróżką do drzwi domu, ona oraz Martin lewitowali za sobą kufry jej oraz Mariane, Melindy i Moniki.

Trojaczki chyba były najbardziej podekscytowane świętami, ale w sumie nie wiedziały też nic o stanie zdrowia babci.

Gdy w końcu weszli do domu, znaleźli się w przestronnym, białym holu. Mieściło się tu dużo drzwi do innych pomieszczeń oraz schody na górę. Gdy odłożyli bagaże i zaczęli zdejmować swoje kurtki i buty, z jednego z pomieszczeń wyszła wysoka, szczupła kobieta o kasztanowych włosach i niebieskich oczach. Wyglądała na trochę bladą i zmęczoną, lecz uśmiechnęła się lekko na ich widok.

- Mama! - krzyknęły uradowane trojaczki, po czym od razu podbiegły uściskać kobietę.

- Cześć wam, cieszę się, że was widzę! - powiedziała. - Miri, ty też chodź się przytulić!

- Cześć mamo - powiedziała Gryfonka, po czym podeszła, by przyłączyć się do rodzinnego uścisku.

- Mnie już tak nie witasz? Jestem tu często, to już mnie nie przytulasz? - zapytał Martin, udając zawiedzionego.

- Oj, nie przesadzaj, tylko chodź tutaj Tin! - powiedziała mama, po czym chłopak również podszedł się przytulić.

Chociaż rodzice Mirandy i jej rodzeństwa nazwali ich wszystkich na tą samą literę, sami nie byli tak dopasowani. Blaine i Owen, bo tak się nazywali, z jakiegoś powodu uznali, że tak zrobią.

Był o to trochę specyficzne, ale najwyraźniej po prostu tak musiało być.

- Tata już wrócił?

- Babcia jest u siebie w pokoju?

- Co z Myronem?

Dziewczyny zasypywały mamę mnóstwem pytań. Trojaczki były szczególnie ciekawskie - nie bez powodu zapewne Tiara skierowała je do Ravenclawu, chociaż oczywiście posiadały też inne cechy tego domu.

Triemki | Oliver Wood (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz