63. Ocaleni

71 5 19
                                    

Odcinek przed korektą...

—      Son Goten, jesteś cały? – Zapytałam kierując się ku obrońcom tej planety.

Cała czwórka stała jak kołki, za pewne dotychczas intensywnie obserwując moje poczynania.

—      Tak, dostałem senzu, nic mi nie dolega. – Zawołał machając prawdopodobnie wcześniej złamaną kończyną.

—      Dobrze, lecisz ze mną, a wy zajmijcie się tym ścierwem! – Wskazałam palcem, z którego wyczuwałam przeciwnika. – Ten łajdak Pheres nie uciekł daleko.

Son Goku, Vegeta oraz Trunks bez zbędnych pytań ruszyli we wskazaną przeze mnie stronę, zaś młody pół Saiyanin wzbił się w powietrze i zrównał ze mną zadając dużo pytań oczami nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa.

—      Lecimy odszukać resztę. – Uśmiechnęłam się krzywo i nazbyt złowieszczo.

Nie czekając na jego reakcję ruszyłam jak strzała w kierunku najbliższego krateru by ponownie odnaleźć pomieszczenie z klatkami, w którym trzymano pojmanych wojowników. Teraz już nic nie stało nam na przeszkodzie. No, może z wyjątkiem paru nieszkodliwych, zaobrączkowanych kosmitów, no chyba, że byli potężnymi wojownikami, ale ja dziś nie planowałam z nimi walczyć, a uwolnić ich i poznać.

—      Jaką resztę? O kim mówisz i jak to zrobiłaś? – Zapytał z entuzjazmem, kiedy mnie dogonił.

—      Co?

—      No... Myślałem, że umarłaś... Wszyscy tak myśleli! A po chwili bum i jesteś, a potem, a potem... – Zapowietrzył się. – Ta siła i szybkość. Coś niesamowitego. Jak ty to osiągnęłaś? Nigdy czegoś podobnego nie widziałem.

Roześmiałam się pod napływem pochlebstw, a złocista i szalejąca dotąd aura znikła, a wraz z nią wszystkie iskry, jednak postanowiłam nie zmniejszać więcej KI i pozostać w tym stadium. Jeszcze tylu pozytywnych słów w życiu nie słyszałam, nawet od własnego ojca. Musiałam zrobić na nim ogromne wrażenie, bo gdyby mógł jego szczęka szurałaby po ziemi mimo naszego wysokiego lotu.

—     Cóż, nie jestem pierwsza. – Burknęłam posępnie, po czym dodałam już weselszym tonem. – Twój brat, Son Gohan, on całkiem niedawno, to znaczy dla mnie niedawno, w walce z Komórczakiem osiągnął drugi poziom mocy. Gdybyś go widział, był nad wyraz silny i szybki.

—     Kim był Komórczak? – Zapytał powoli.

—     Taki jeden cyborg. – Mruknęłam krzyżując ręce na piersi i zwalniając lot.

Stwierdziłam, że nie ma sensu, ani czasu opowiadać o czymś już nie znaczącym i resztę drogi przemierzyliśmy w milczeniu. Wylądowaliśmy na dnie krateru gdzie ponownie dotarł do naszych nozdrzy odór zgnilizny i wilgoć. Tym razem bez oporów rozpoczęliśmy wędrówkę przez tunele bacznie rozglądając się wokół jak i czujnie śledząc jakiekolwiek KI. Na szczęście nie musieliśmy długo szukać. Po drodze do cel zabiliśmy paru natrętnych Protektorów, którzy albo próbowali wszcząć alarm albo uciec. Może i nie byli groźni, jednak póki żyli mogli nam zagrażać w inny sposób; technologią czy zniewolonymi rasami walecznych istot, które przybyliśmy uwolnić.

Po rozwaleniu metalowych wrót wtargnęliśmy do upragnionego miejsca. Ponownie znalazłam się w rupieciarni pełnej przeróżnych urządzeń, stołów i słoi. Teraz wystarczyło przejść do pomieszczenia z obrzydliwymi klatkami. Część z nich, która wcześniej była zamieszkana stała teraz odłogiem. Sześć innych było obsadzonych, po jednym na celę. Podeszłam do pierwszej z brzegu, tej, przy której byłam poprzednio. Ten tu wtedy do mnie przemówił nazywając cieniem.

Saiyan Princess | Dragon BallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz