104. Miażdżąca porażka

49 4 31
                                    

Sekundy zamieniały się w niekończący i przerażający ciąg. I nagle nie wiadomo skąd powietrze przeciął tajemniczy pocisk. Ten odbił kikōhę Buu. Wszechmogący został ocalony. Ale przez kogo? Z wrażenia nie byłam w stanie się podnieść.

- Kto to? - zawołał Gohan, rozglądając się w oszołomieniu.

Na horyzoncie pokazał się sam Tien Shinhan z dumnie łopoczącą jak na wietrze białą peleryną. Nie sądziłam, że jego widok wprawi mnie w taką radość. Okazał się ostatnią deską ratunku, kiedy my zawaliliśmy na całej linii. Jak to się stało, że nie wiedzieliśmy o jego istnieniu na tym opuszczonym padole?

- Nie wszystkich jednak zabił - rzekłam z ulgą. - Gdzieżeś się uchował, człowieku?

Mężczyzna wylądował niedaleko przez niego ocalonego. Wyglądało na to, że był w dobrej formie. Od razu było widać, iż trenował w górach, jak oznajmił Gohanowi jakiś czas temu, gdy ten informował go o nadchodzącym turnieju. Małego człowieczka jednak z nim nie było. Może i dobrze? O ile w ogóle żył.

- Nie sądziłem, że sobie dzieciaki nie radzicie! - zawołał, nie tracąc celu z oczu. - Co się tutaj dzieje?

Kąśliwa uwaga, a mimo to trafna. Ocalił nas przed najgorszym. Uśmiechnęłam się krzywo, powoli podnosząc się z gruzowiska. Gohan wyraził swój entuzjazm szerokim uśmiechem.

- To jest ten sam Buu, o którym tak wszędzie głośno? - zapytał, celując weń palcem. - Ostatnim razem, gdy go widziałem dzięki magii jego pana, był mały i gruby. Zmienił się i gdyby nie ta moc mógłbym pomyśleć, że to zupełnie ktoś inny. Ty Son Gohanie także się bardzo zmieniłeś.

Chociaż sporo go ominęło, to nie miał czego żałować, wszak nie wylądował w żołądku tego gumiastego tworu ojca Babidiego. Właśnie ocalił Dendego, to było najważniejsze. Jak w ogóle udało mu się przetrwać masakrę planety? Cieszyłam się, że postanowił się nie wychylać. Może i nie miał szans z tym potworem, ale zrobił coś, czego żadne z nas nie dało rady - uratował przed śmiercią opiekuna magicznych artefaktów, a przy tym naszą szansę na lepsze jutro.

- Kolejna płotka do wyeliminowania? - zarechotał Majin. - Nie wiem jakim cudem żyjesz, ale nie szkodzi, płotki zawsze będą płotkami. I ciebie załatwię.

Bez ostrzeżenia Buu wycelował różowym promieniem w trójokiego. Nie miał zamiaru mu odpuścić zniweczenia planu. Mężczyzna uskoczył, zaraz celując dłońmi na kształt trójkąta w naszego wroga. Kiedy był gotów, wystrzelił pocisk. Nic nie mógł wskórać tym czynem, ale widocznie potrzebował się o tym sam przekonać, albo zwyczajnie się odwdzięczyć. To nie była jego liga.

- Co chciałeś mi tym zrobić, miernoto? Nawet tego nie poczułem! - prychnął czerwonooki, a jego szaleńcza złość z każdą sekundą wzrastała. - Mam już was dość. Znudziła mi się ta idiotyczna zabawa.

Nie widziałam jego twarzy. Stałam za nim parę metrów. Miny mężczyzn po przeciwnej stronie zdradzały, że nasz kłopot planuje coś wybuchowego. Zaraz uniósł ręce ku niebu, ładując w niej szybko rosnącą kikōhę. Majin nie żartował. Miał zamiar nas wysadzić, tu i teraz. Czy zatem mieliśmy jakąś szansę na przetrwanie? Był w ogóle sens uciekać? Już raz to zrobiliśmy. Niby ocaliliśmy siebie, ale wtedy nie planował zmieść wszystkiego w proch. Teraz nie próżnował. Rosnąca siła w dłoniach potwora stawała się tak potężna, że paraliżowała. Wszyscy jak zaklęci obserwowali różową morderczą kulę, zmuszeni do wsłuchiwania się w szaleńczy śmiech demona i szalejące wyładowania elektryczne. Cholera jasna! Dopiero co wyszliśmy z jednej opresji, a już za chwilę wpadliśmy w kolejną.

Żałowałam, że byłam tu, po drugiej stronie. Całkiem sama. Przesunęłam wzrok ku Saiyaninowi. Nasze spojrzenia nie miały nawet możliwości się spotkać. Buu zasłaniał mi widoczność. Teraz, jak chyba jeszcze nigdy, zapragnęłam ostatni raz ujrzeć jego twarz. Przeprosić za niedotrzymane słowo. Obiecałam, że nie pozwolę mu zginąć, a teraz mieliśmy pożegnać się z życiem. Na zawsze. A ja nie mogłam go nawet zobaczyć, czy dotknąć. Zacisnęłam powieki, żałując, że nie potrafię porozumiewać się za pomocą myśli. Ciężko westchnęłam, nie mogąc poradzić sobie z tym, co nadejdzie. Nie byłam gotowa na śmierć! Sekundy mijały jak szalone, pole rażenia rosło. Energia kreowana przez Buu paliła zmysły. Z ledwością utrzymywałam się na nogach. Jeszcze chwila i mogliśmy pożegnać się z tym światem.

Saiyan Princess | Dragon BallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz