73. Załamanie i nadzieja

93 4 30
                                    

Odcinek przed korektą...

W chwili gdy ją poznałem, a właściwie, kiedy po raz pierwszy ją ujrzałem, czułem, że jest wyjątkowa. Pamiętam ten jej podejrzliwy wzrok, którym mnie poraziła. Wyglądała na przerażoną w obcym i wrogim świecie. Bardzo nie ufną. Gdy spotkaliśmy się po raz drugi dowiedziałem się, że jest Saiyanką, tak jak mój ojciec. Była daleko od domu i wcale nie miała złych zamiarów wobec planety jak inni Kosmiczni Wojownicy, którzy przybywali na naszą Ziemię. To był ten moment, w którym chciałem poznać ją lepiej.

Zawsze była zadziorna, a gdy było wiadome, po kim to ma sprawiało, iż uznałem to za dobry omen. Taka niepozorna istotka z takim ciętym językiem. Wręcz nieprawdopodobne. Złośnica o nieodpartym uroku, siostra jednego z najstraszniejszych istot jakie dane mi było w życiu poznać i się zmierzyć. Nawet teraz, kiedy znamy się tyle lat wciąż mnie zaskakuje swoim temperamentem. Charakter musiała mieć wpisany w kod genetyczny. Gdyby nie to, że była dziewczyną można by uznać, iż startowała w konkursie: porównaj Vegecie. Ja dostrzegłem w nich sporą różnicę, choć to podobieństwa były widoczne na pierwszy rzut oka.

Nigdy bym nie powiedział, że będzie w stanie się tutaj w jakikolwiek sposób zaaklimatyzować. Wciąż miała problemy z wtapianiem się w tłum. Ale czego się tu dziwić? Gdziekolwiek się nie udała wszędzie panowała wojna i zgorszenie. Nie miała powodów ukrywać swojej mocy. Ba nawet była zmuszona jej używać by przetrwać każdy następny szary dzień. A może powinienem powiedzieć krwawy? To co przeszła było dla mnie potwornością, a obawiałem się, że nie zdradziła mi nawet połowy swoich przygód w kosmicznych otchłaniach. Była dumną księżniczką Saiyanów z wysoko zadartym nosem. Nawet gdy tytuł przestał mieć znaczenie. Z tego chyba rodzina królewską nie wzrastała. Vegeta do tej pory tytułował się księciem, choć na moje winien być już królem, choć bez koronacji i nie było nad kim królować.

Odkąd Sara wróciła, wyswobodziła się z objęć demonicznej trucizny Lyang tego przebiegłego Vitanijczyka wszystko mogło wrócić do normy. Przynajmniej miałem taką nadzieję. Chociaż... Nie wiedziałem jak traktować, to, co się niedawno wydarzyło. Czy w ogóle powinienem był pytać o cokolwiek? Jakaś część mnie się tego bała. Nie wiedziałem która z dziewczyn mnie pocałowała. Dobra czy jednak, ta zła?
A jednak odetchnąłem z ulgą. Saiyanka była sobą i tylko sobą. Tylko dlaczego wciąż miała te czerwone oczy? Czy aby na pewno była uleczona? Na to pytanie mógł mi odpowiedzieć jedynie czas.

***

Teraz, kiedy ten parszywy pies zniknął z moich oczu mogłabym odetchnąć. Przez niego straciłam brata. Przez tego drania prawie zabiłam Son Gohana! Nawet nie chciałam myśleć, co mogłoby się wydarzyć gdyby nie...?

Całą swoją wściekłość przelałam na Yonana, także teraz czułam się całkiem... pusta. Wyprana. Klęczałam na pooranej ziemi ze spuszczoną głową patrząc przez zamglone oczy. Na mych kolanach spoczywało ciało ostatniego Vegety, którego nie mogłam za nic wypuścić z objęć. Ręce odmawiały, jednak nie potrafiłam tego zrobić. Jakaś część mnie obawiała się, iż stracę go na zawsze.

Nie miałam ani chęci, ani też ochoty oddychać, ze złapaniem tchu miałam spore problemy. Cała dygotałam, mimo, że nie odczuwałam zimna. Czułam na sobie ogromną presję. Zmierzyć się ze wszystkim czego dokonałam w ostatnim czasie. Wysłuchać opowieści, których nie mogłam cofnąć. Uwierzyć, że to byłam ja.
W chwili, gdy poczułam coś ciepłego na swoim ramieniu o mało nie umarłam z przerażenia, tak bardzo odcięłam się od świata, że mogłabym pomyśleć, iż Yonan zmartwychwstał! Podniosłam, więc głowę i odwróciłam wzrok. Było ciemno. Gdybym nie znała jego KI, nie wiedziałabym, kto nade mną stoi. Nie wypowiedziałam słowa ponownie opuszczając głowę.

Saiyan Princess | Dragon BallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz