8. Kierunek Ziemia

208 19 11
                                    

Odcinek przed korektą...

Minęło dość sporo czasu od odlotu Gyniu Force na Namek. Przez ten okres nudziłam się jak tak potwornie, że już nawet torturowanie własnego ciała było nużące. Tydzień temu doszły nas wieści, że Freezez ma nikłe szanse na przeżycie. Praktycznie nie żył gdy został odnaleziony w przestrzeni kosmicznej i gdyby nie fakt, że potrafił oddychać w próżni zdechł by jak pies. Załoga King Golden zaopiekowała się nim pod rozkazem samego króla większości galaktyk - Ojca Freezera. Jaszczur po wielogodzinnych operacjach doszedł do siebie i teraz był zautomatyzowany, a jednostka specjalna, która nie tak dawno była moimi towarzyszami drogi kosmicznej, została zlikwidowana. To było nie do pomyślenia, że Jisu i cała reszta przeszła w niebyt, a była uważana za jedną z najpotężniejszych we wschodniej galaktyce, zaraz po Changelingu , który kiedyś zaatakował planetę Vegetę, a nie był w stanie pokonać jakiegoś jego gościa, który także szukał tajemniczych kryształowych, Nameczańskich kul.

Tego ponurego dnia dla Organizacji Handlu miało odbyć się mianowanie ludzi na najlepszych żołnierzy, którzy wylecą wraz z nowym Freezerem i jego ojcem w poszukiwaniu tego zuchwałego człowieka. Ten kto to zrobił postarał się o to by moja zemsta była zbyt delikatna... Wszak zabić w połowie robota nie byłoby już tak bolesne jak wcześniej. Byłam wściekła z tego powodu, bo ktoś przede mną usiłował zlikwidować imperatora, a mi brakowało jeszcze paru lat intensywnego treningu by samej tego dokonać.Ruszyłam na mostek króla galaktyk by wziąć udział w wyborach. Choć byłam młoda i niedoświadczona to bardzo chciałam spotkać tego zuchwalca. Pragnęłam spotkać istotę silniejszą od samego tyrana Freezera i albo mu pogratulować, albo wykrzyczeć prosto w twarz, że był podłym i egoistycznym dupkiem zabierającym moją chwałę, która miała kiedyś nadejść, a przynajmniej taki miałam cel.

-    Troje z was zostanie główno-dowodzącymi, a stu pierwszych poleci jako armia przyboczna - Oznajmił król Kord - Podbijemy tę planetę zrównamy ją z ziemią, a potem dobrze sprzedamy.

Staliśmy jak te kołki czekające na wypowiedziane imię, choć w duchu większość miała nadzieję, że nie zostanie wywołana i będzie spokojnie dryfować w kosmosie. W głowie powtarzałam sobie tylko jedno zdanie: CHCĘ BYĆ WYBRANĄ. Byłam do tego stopnia zdesperowana, że oddała bym własny ogon by polecieć na spotkanie z tajemniczym wojownikiem. Byłam wielce zdumiona gdy zostałam wymieniona! Byłam jednym z najlepszych wojowników Freezera, choć entuzjazm powinien mi nieco zelżeć, bo najlepsi przecież polegli na Nameck, a mnie szkoliło Ginyu Force, które przeszło do historii. Kto by pomyślał, że saiyańskie dziecko może należeć do wojsk Freezera i być zarazem jego największym wrogiem? Wszędzie były zaprzeczenia, przez które zbierało mi się na wymioty, ale czy mogłam sobie pozwolić na zakończenie tej gry aktorskiej? Natto nie wrócił i wiedziałam, że odszedł na zawsze, a ja zostałam tutaj całkowicie sama i nikt by mi nie pomógł. Nikt.

-    To dziecko jest obiecujące, ma niesamowitą moc!- usłyszałam w tłumie - Widziałem jak walczy pod okiem armii specjalnej, mój panie.

Jeszcze tego dnia wezwano nas zostało do króla po instrukcje jakie mieliśmy wykonać po przybyciu na ową planetę. Trzęsłam się jak osika zastanawiając się przy tym dokąd tak naprawdę się wybieraliśmy i czy ten, którego tak się obawiali był choć trochę mi podobny.

-    Lecimy na odległą galaktykę - Przeszedł przez mostek ciężkim krokiem - Na niej nie ma silniejszych istot, także nie możecie spartaczyć tej roboty.

Wszyscy się uśmiechnęli. Nie było więc potrzeby się wysilać w tej misji, choć trochę ogarnął mnie żal, że nie nie miałabym sposobności zaprezentować się po morderczych treningach zanim ów humanoid niemal zlikwidował Changelinga. W końcu na coś wybierali najlepszych spośród miliona innych, prawda? Czy jednak była to tylko czcza gadka, bo i tak mieliśmy mieć do czynienia ze słabym gatunkiem.

-    Poza jednym Saiyanem, który niemal zabił czcigodnego Freezera - Wtrącił Avo, jeden z ostatnich ludzi sił specjalnych imperatora, dłubiąc palcem w uchu.

Stanęłam jak wryta. Jakiś rodak o potężnej sile praktycznie zabił tego potwora, mieszkał sobie na innej planecie chroniąc jakiś słaby lud. Niesprawiedliwe! Gdzie był kiedy zabili mi ojca i matkę?! Warczałam w duchu nie chcąc godzić się na taką sytuację. I czy powinnam była w tej chwili udać się w mroczne czeluści statku by Kord nie zaczął mnie przepytywać odnośnie swojej rasy i podobieństwa z celem. Cicho szepnęłam do pobliskiego wojaka o nazwę tej ów planetki, na którą polował KOH nie chcąc się wychylać.

-    Panie, jak nazywa się ta planeta? - Zapytał pospiesznie fioletowoskóry jaszczur o żółtych gałkach ocznych.

-    Ziemia - Rzucił szybko Avo zerkając na komputer pokładowy.

-    Ziemia... - Pomyślałam głośno.

Coś mi ta nazwa mówiła. Tylko nie mogłam sobie przypomnieć co i dlaczego jednak powinna. Odnosiłam wrażenie, że już kiedyś ta nazwa obiła mi się o uszy, jednak nie byłam pewna czy aby na pewno ta. Było przecież tyle planet, że i nazwami mogłyby się upodabniać do siebie. Mimo to, ucisk w żołądku nie dawał mi spokoju.

-    Za niecały rok będziemy na miejscu, a wtedy rozprawicie się ze wszystkimi żyjącymi istotami jakie napotkacie - Oświadczył król Kord siadając wygodnie w swoim fotelu - Żadnych pytań, całkowita eksterminacja.

Po otrzymaniu ścisłych wytycznych wróciliśmy do swoich kajut. Usiadłam na swojej pryczy wpatrując się w czarną otchłań za oknem. Wyjęłam mandarkerę i zaczęłam ją polerować okolicą nadgarstka. Zastanawiałam się nad tajemniczym Saiyanem i planetą Ziemią, której tak bronił. Tej nocy również męczyły mnie dziwne sny...

***

-    Saro, nie możesz się tak nosić - mawiała matka - Jesteś małą księżniczką, a nie wojownikiem.

Jej wyraz twarzy jak zwykle w tych okolicznościach był cierpki. Ta kobieta nigdy nie znosiła sprzeciwu. Spojrzałam na za duży korpus elastycznego pancerza należącego do mego brata, wykonanego przez Acronian.

-    Aje matko - złościłam się także - Khcę być jak Vegeta! On jest wojofnikiem i ksienciem!

Matka surowo spojrzała oddalając się do drzwi sypialni, otworzyła je z impetem.

-    Powiedziałam nie!

***

-    Jesteś bardzo dzielna, ale nie możesz tak się zachowywać wobec matki - mówił spokojnie ojciec głaszcząc mnie po głowie - Choć talentu Ci nie brak, nie możesz decydować kim się staniesz.

-    Tato, kcę być jak Vegeta - buntowałam się odsuwając się od niego - Silna, odfażna!

***

-    Kiedy dorosne bendem taka jak ty! - krzyczałam entuzjastycznie.

-    Tego nie wiesz, mała - mruknął mój dużo starszy brat.

Chwilę po tym spojrzał na mnie smutnymi oczyma jakby wiedział co nadejdzie w przyszłości.

***

Obudziłam się zroszona potem. Mieć znów te cztery lata i widzieć ich twarze nie były miłymi wspomnieniami. Nigdy nie śniłam o przyjemnościach, a tak bardzo chciałam. Mimo wszystko wolałam te wizje niż od nowa oglądać śmierć ojca czy puste oczy matki skąpanej we własnej krwi. Ta planeta... Nie dawała mi wciąż spokoju. Czy...

-    Oczywiście! - Klasnęłam uradowana w dłonie - Vegeta leciał z Nappą, ojcem Natto na tę Ziemię!

Taka szczęśliwa swoim odkryciem biegałam po kajucie, że łzy szczęścia popłynęły mi po twarzy. Nie mogłam uwierzyć w to co się działo! Byłam pewna, że odnalazłam swojego brata, że to on był tym wszechmocnym wojakiem, którego tak obawiały się demony mrozu.

-    Może go odnajdę przed resztą? Wrócimy do domu, znajdziemy nową planetę i odbudujemy nasz dom - Byłam szalenie podniecona.

W pewnym momencie stanęłam niczym posąg zastanawiając się jak to rozegrać? Jak odnaleźć brata i oczywiście nie dać się przy tym złapać tym przebrzydłym potworom, którzy więzili mnie przez te wszystkie lata? Czy w ogóle było to możliwe? Czy nie byłam skazana na wieczną niewolę? Miałam nadzieję, że nie. I któregoś dnia odpłacę się za wszystko co mnie przez nich spotkało.

Saiyan Princess | Dragon BallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz