Staliśmy na jednym ze szczytów górskich, otoczeni śnieżnym krajobrazem. Chwilę mi zajęło, nim zrozumiałam, gdzie zabrał mnie Saiyanin. Były to szczyty na wyspie, gdzie mieściło się miasto Południa. Próbowałam połączyć jakieś fakty, ale szło mi to z oporem, byłam zbyt rozdrażniona.
Skąd u diabła w pałacu wziął się Buu?! Dende zapewniał, że nie ma takiej możliwości. Kenzuran także uważał to za dobry pomysł. A jednak powrócił, a z nim nie było nikogo więcej. Majin był tworem czarnoksiężnika, także potrafił to i owo. Nie myliłam się, że po nim można było spodziewać się wszystkiego.
— Postradałeś rozum! — kontynuowałam wrzaski, nie mogąc dać wiary poczynaniom mężczyzny. — Wracam tam!
Wystartowałam niczym torpeda. Życia osób tam znajdujących się były zagrożone, a ten tchórz tak bezczelnie mnie uprowadził! Właśnie pokazał, że w żadnym wypadku nie planował nam pomóc. Po co zatem tu był? Liczył, że kiedy Majin wymorduje wszystkich, wyruszę z nim w tę cholerną podróż w czasie? O nie! Żaden inny Vegeta nie był ważniejszy od mojego, a chciałam go przywrócić do życia. Ponownie. Jeśli stracę Dendego, nie odzyskam nikogo. Na samą myśl zakręciło mi się w głowie.
— Stój! — ryknął przybysz.
Nie zdążyłam ani go wyminąć, ani zahamować. Wpadłam wprost na przeszkodę i to twarzą w jego napięty tors. Syknęłam z bólu, usiłując mimo wszystko ruszyć w dalszą trasę. Nie miałam zamiaru bawić się w słowne przepychanki. Już tyle razy zagrodził mi drogę, że powinnam była to przewidzieć. To chyba było jego hobby. Cholernie irytujące hobby.
Zamachnęłam się, by odgonić od siebie intruza. Na próżno. Z jakichś powodów, tylko sobie znanych musiał mnie powstrzymywać. Z każdą utraconą sekundą moja wściekłość rosła. Kilka zgrabnych manewrów na boki, by przechytrzyć delikwenta, nic nie dało. Złapał mnie za oba nadgarstki i mocno zacisnął. Za nic nie mogłam się wyszarpnąć. Wykrzyczane obelgi nie robiły na nim wrażenia.
— Uspokój się narwana dziewczyno! — huknął mi prosto w twarz. — Nie możesz tam teraz lecieć!
— A to niby dlaczego? — zapytałam z udawanym spokojem. — Co się tam dzieje?
— Jeśli teraz tam polecisz... Buu zje cię tak jak resztę.
Jego słowa były jak mocny gong. Majin miał właśnie zamiar pożreć wszystkich? On na to pozwalał?! To mnie jeszcze bardziej rozsierdziło. Spróbowałam ponownie wyrwać się z zakleszczonych dłoni. Na próżno.
— Nic nie rozumiesz! — szarpnął mną do przodu, uderzyłam ponownie w tors. — Buu jest tak rozwścieczony, że dosłownie nikt nie ma z nim szans! NIKT! Rozumiesz?
Spojrzałam w jego duże czarne oczy. Był w stu procentach przekonany, iż to, co mówił, było prawdą. Patrzył na mnie z taką powagą, że aż momentalnie zmiękłam. Naprawdę potwór wszystko przemienił w słodycze? Nikogo nie oszczędził? Dlaczego zatem Kenzuran postanowił ocalić tylko mnie? Jaki był w tym sens?
— Dlaczego?
Mężczyzna westchnął, rozluźniając żelazny uścisk. Jego mimika delikatnie zelżała, ale wciąż było widać, że jest czujny. Pragnęłam, by wytłumaczył swoje postępowanie. Miałam dość sekretów i intryg. Chociaż uważał, że nic nie robi, to wielokrotnie zmieniał naszą czasoprzestrzeń. Czy miałam mu dziękować? Może i powinnam? Na pewno nie teraz. Dzięki niemu najprawdopodobniej Buu mnie nie zjadł, ale to ja chciałam decydować o sobie. Nie miał prawa bez mojej zgody. Nie mógł podejmować decyzji, kto zostanie deserem bestii, a kto nie.
CZYTASZ
Saiyan Princess | Dragon Ball
Fanfiction>>W trakcie korekty<< Małe dziewczynki szepczą między sobą, jak wspaniale byłoby zostać księżniczką. Móc mieszkać w wielkim pałacu, nosić piękne sukienki i marzyć, by któregoś słonecznego dnia poślubić księcia. Najlepiej tego z wyśnionej...