12. Wojownicy bez KI

232 17 20
                                    

SAGA: Androidy
O

dcinek przed korektą...


ROK 767

Planeta Ziemia

Czas nieubłaganie szybko mijał. Zanim się spostrzegłam miałam już jedenaście lat. Sama nie wiedziałam, kiedy to minęło, tak bardzo zajęłam się treningiem, że coraz mniej czasu poświęcałam na poszukiwania własnego brata. W dużej mierze miało to wpływ ostatnich słów, jakie usłyszałam z ust syna Saiyana, którego nie chciałam wtedy spotkać obawiając się, że mnie zniszczy, w końcu byłam zbrukana słowem i poniekąd opactwem samego Freezera, z którym nikt nie chciał mieć nic wspólnego.

Miałam wystarczająco dużo mocy, by spotkać ojca Son Gohana. Chciałam zakończyć pobyt na tej planecie jak najszybciej, chociaż nie miałam pomysłu co dalej począć. Jakoś tak nie wybiegałam w przyszłość. Ta potrafiła zmieniać się jak pogoda.

Byłam gotowa spotkać się ze swoim pobratymcem bez względu na to, czy miał w planach rozerwać mnie na strzępy, czy po wysłuchaniu mnie wypuścić i pozwolić odejść.
Jako księżniczka uważałam, że był mi to winien, ze względu na pochodzenie nie tylko moje, ale i jego. Później chciałam opuścić ten świat i ruszyć przed siebie jako wolny Saiyan.

Odziana w podniszczony kombinezon i wciąż nienaganną pelerynę wzbiłam się w przestworza i ruszyłam w stronę statku Korda, a przynajmniej tak mi się zdawało, że było to w tamtym kierunku. I nawet w tej chwili plułam sobie w brodę, gdy wspominałam chwilę, w której pozbyłam się detektora, który na dobrą sprawę już dawno pomógłby mi zlokalizować czy słusznie przebywałam w tej części układu słonecznego. Tylko tak bardzo chciałam być samodzielna... Cóż, nikt mnie nie nauczył wielu istotnych rzeczy, a sam fakt, że przetrwałam i tak był nad wyraz zaskakujący, oczywiście nie wliczając tej planetki, tu praktycznie nic mi nie zagrażało.

Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że tak długo tu będzie mi dane tu gościć. Trzy lata to bardzo długi czas! Gdyby ktokolwiek wcześniej powiedział by mi, że tyle tutaj spędzę czasu, nie uwierzyłabym. Pokonałam może połowę drogi gdy wyczułam niesamowicie potężną energię. Pomimo, iż byłam laikiem w tej sprawie, to nie dało się jej nie dostrzec. Była wręcz namacalna i tak całkiem niedaleko...

Musiała się toczyć tam walka, bo jak inaczej mogłabym to rozumieć? Sparing między najsilniejszymi przedstawicielami tutejszego gatunku? Postanowiłam podążyć za nią, a nóż był to sam ojciec czarnookiego chłopaka, któremu miałam w końcu się ujawnić.

Była to ogromna żywotność, większa niż ta, którą posiadał Freezer! Po głowie chodziło mi pytanie czy jednak ktoś atakował Ziemię? Może był to jakiś odwet za Freezera? Choć nie mogło być możliwe, przecież sam król Kord był w świecie duchów. Więc kto? Kto mógł atakować tak piękną planetę? Czy aby któryś z przedstawicieli Kosmicznej Organizacji Handlu postanowił wysłać tutaj zwiadowców i upewnić się, że demony mrozu opustoszyły to ciało niebieskie? Chociaż jak dla mnie było to bardzo mało prawdopodobne, by któryś z tych tępaków w ogóle wpadłby na taką inicjatywę, wszak Imperator potrafił nie pokazywać się gdzieś przez kilka lat, zanim wrócił, a sama organizacja była dobrze zawalona pracą i nigdy się nie nudzili.

Zawzięta walka musiała toczyć się gdzieś na nieograniczonym terenie, gdyż potężna siła przemieszczała się z niesamowitą prędkością. Leciałam tam najszybciej jak umiałam choć miałam wrażenie, że wisiałam w miejscu, wszak nie ćwiczyłam nigdy latania, a powinnam była już dawno, dawno temu. Gdy już udało mi się dotrzeć do celu zawisłam na niebie obserwując co się właściwie działo. Nie chciałam się pokazywać bez uprzedniego rekonesansu.
Jakaś postać o złotych włosach walczyła z kimś, kto nie wydzielał z siebie żadnej energii. Choć byłam początkującym wojownikiem, to wiedziałam, że nie ma istot nie emitujących żaru podczas potyczki. Złociste światło, które otaczało walczącego przepadło, a fenomenalna moc powoli zanikała. Od razu było widać, że tamten przegrywał.

Saiyan Princess | Dragon BallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz