95. Morderczy Vegeta i tajemniczy przybysz

62 4 15
                                    

Poprosiłam Osiemnastkę o chwilę samotności. Musiałam iść się przewietrzyć. Ona z resztą miała dziecko, do którego powinna była wrócić. Mnie jeszcze czekało patrzenie jak kłamca odbiera tytuł oraz wygraną. Mnie miało przypaść oficjalnie drugie miejsce. Sama na to się zdecydowałam. Wiedziałam, że postąpiłam słusznie, a jednak nie byłam z tego powodu zadowolona. Zrobiłam to tylko i wyłącznie dla kogoś z kim nie chciałam od miesiąca rozmawiać. I najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że zrobiłabym to ponownie. Jeszcze nie tak dawno nie rozumiałabym dlaczego. Teraz wszystko było jaśniejsze. Nawet w tych czarnych barwach. Zależało mi na nim bardziej niż potrafiłam pojąć. Tylko dlatego wycofałam się ze wszystkiego. Możliwe, że by mi i tak nie wybaczył. Sam uwierzyłby w wypowiadane przez Satana słowa. Skończyłabym jako potwór. Może nawet nim byłam? Tylko jeszcze potrafiłam się w porę opanować? Wychowałam się wśród bestialskich monstrów. Oglądałam te wszystkie niegodziwości, a z czasem uodporniłam się na nie. By przetrwać. By się ich nie bać. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, kiedy to nastąpiło. Jego przynajmniej nikt się nie brał za tego złego. Był ich bohaterem. Był moim przeciwieństwem.

Szlag! Wyjdź Gohanie z mojej głowy! Daj mi wreszcie spokój!

Siedziałam na schodach u bram wielkiego turniejowego kompleksu w szerokim rozkroku podpierając się łokciami. Wróciłam do swojej pierwotnej formy. Potrzebowałam całkowitego wyciszenia. Wpatrywałam się w zielonkawe czubki butów konstrukcji Bulmy chowając twarz w dłoniach. Tutaj było w miarę spokojnie. Tam w głębi grała muzyka, strzelały kolorowe chmury konfetti i dziennej wersji fajerwerków. Nie miałam ochoty tam wracać, ale skoro oddałam walkę to wypadało się pokazać. Nie mogłam teraz zniknąć jak jakiś tchórz. Zajęłam drugie miejsce.

Minęło już tyle czasu, a Vegeta i reszta nie wracali. Co to mogło oznaczać? Mieli kłopoty, czy może wręcz przeciwnie? Zaczynałam się denerwować. Niby miałam gdzieś problem tego całego Shina, ale teraz zastanawiałam się, czy aby nie był poważniejszy. Chociaż z drugiej strony... Czy syn Gokū nie miał w razie kłopotów wysłać mi sygnału? A no miał. Skoro tego nie robił musiało oznaczać, że wszystko mieli pod kontrolą. Byłam przewrażliwiona od natłoku wydarzeń w ciągu jednego dnia, a zostało jeszcze trochę do zachodu. Musiałam odłożyć na bok czarne chmury, bo zaczynała mnie od tego boleć głowa. Wystarczyło, że dostałam w nią od blondyny. To i tak było za dużo.

Westchnęłam znużona i spojrzałam w niebo opierając się brodą o pięści. Na jego błękicie pojawiło się kilka białych chmur. Czas było wracać, nie chciało mi się ruszać z miejsca. Może już ta cała maskarada dobiegała końca? Ja tylko potrzebowałam się upewnić, że nie zostanę oszukana. Obawiałam się, że facet od pysznienia się przed publicznością zapomni o swojej umowie.

Nagle za w oddali usłyszałam krzyki, które dochodziły z głębi wyspy. Coś się wydarzyło na wręczaniu nagród? Należały do ludzi będących na trybunach i wcale nie brzmiały jak wiwaty dla pajaca Ziemi. Może spadł ze stopni i skręcił kark? Już nawet wyobraziłam sobie to całe zajście, a na twarzy wykwitł mi złowieszczy uśmiech. Oj, naprawdę nie znosiłam tego typa.

Poczułam nagły skok energetyczny. Oszołomiona tym faktem wzbiłam się w powietrze i poszybowałam w podejrzanym kierunku. Kiedy dotarłam na najwyższy punkt trybun zamurowało mnie. Na podniszczonej macie stali nie tylko Herkules i prowadzący, ale i Son Gokū, Gohan i Bóg Światów. Naprzeciw nich był Vegeta w iście złocistej poświacie na drugim poziomie. Jego energia zdawała się zupełnie inna, jakby... Mroczna. Na arenie także znajdował się tajemniczy właz, przejście do podziemi. Zupełnie jakby ktoś wcisnął go tam na siłę.

Saiyan Princess | Dragon BallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz