Od tłumacza: Teraz mój wpis dam na górze hehe :D w każdym razie, mimo, że jak informowałam wcześniej mam teraz nie wiele czasu, to niedawno dostałem pozytywną rzecz w postaci gwiazdek, które zmotywowały mnie, dzięki czemu zorganizowałam sobie trochę czasu aby, przetłumaczyć wam kolejny rozdział. Bardzo dziękuję cieniewojny za gwiazdki, i ten przetłumaczony rozdział dedykuje dla ciebie.
Od autora: Anonimowe recenzje są teraz włączone. W każdym razie, oto najnowszy rozdział. Kontynuuj czytanie i recenzowanie, proszę. : D Tak bardzo mi się podoba pisanie tego. Przepraszam za błędy w pisowni, nadal używam sprawdzacza pisowni, ale nie poprawia to niektórych literówek, które kończą jako zupełnie inne słowa -_-;
O tak, Harry kontaktuje się tutaj ze swoją wężową stroną. : P
Harry Potter niestety nie należy do mnie. Wszystkie postacie związane z nim i jego światem należą do J.K.Rowling.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Po tym przez jakis czas nie widziałem Voldsa. Niestety, mojego nauczyciela zainteresowało, dlaczego ja muszę iść do szkoły na piechotę podczas burzy, a Dudley jest podworzony. Zarobiłem przez to podbite oko. Vernon zaczynał być nieostrożny, bo teraz każdy może to zobaczyć.
Musiałem sam wymyślić wymówkę.
- Oi! Dziwaku! Chodź tu! - krzykną Vernon, gdy skończyłem zmywać. Spojrzełem na niego. Jak zwykle był czerwony. Ten człowiek naprawde musi obniżyć ciśnienie. Może pies albo coś takiego by mu dobrze zrobiło...
Zostałem wyrwany z rozmyślań, gdy gruby mężczyzna zaczął mówić. Cóż... krzyczeć.- Ty! Idź do ogrodu. I chcę, żeby był nieskazitelny, kiedy wróceę za kilka godzin! Zapewniamy ci jedzenie i schronienie i.. - byłem już za drzwiami. Szczerze mówiąc, cały ten wykład o "zajmowaniu się tobą" zaczynał się starzeć. Szybko.
Na dworze się dosłownie gotowało. Westchnołem i otarłem pot z czoła. Włosy kleiły mi się do skóry z gorąca...
Potem nagle rozległ się wyraźn huk. Zanim zdażyłem podnieść głowę, podsunął do mnie raczej duży Boa Constrictor. Był bardzo ładny, i znacznie większy niż jakikolwiek wąż ogrodowy, jakiego spotkałem. Był ciemnozielony z różnymi plamkami i czarnymi ślepiami.
- Czy jesteś mówcą? - sykną wąż, kobiecym głosem.
Pokiwałem głową - Tak, jestem mówcą. Jak się nazywasz? - odpowiedziałem, zmieniając pozycję, aby siedzieć ze złożonymi nogami. Przerwa mi nie zaszkodzi.
Wąż wyglądał na zaskoczonego - A więc faktycznie jesteś mówcą! Myślałam, że mój Pan żartuje.. Jestem Nagini - oznajmiła z dumą, a przynajmniej brzmiała dumnie. Węże raczej nie mają wyrazów twarzy.
Użmiechnąłem się do niej lekko - To ładne imię. Jestem Harry. Kto jest twoim "Panem"?
- To będę ja. - przyznał znajomi głos, zza mnie. Mój uśmiech zniknął. Typowe.
Odwróciłem, się i zobaczyłem Voldemorta, który znów odwalał to całe swoje "Jest mi znacznie zbyt komfortowo, w tym środowisku" opierając się o płot.
Unisołem brew - Masz węża? -zapytałem, a Nagaini oplotła mnie, opierając głowę na moim ramieniu, w swojej wersji przytulenia.
Mężczyzna z zaciekawieniem przyglądał się jej działaniu, Bóg wie czemu, ale skinął głową - Tak. Nagini jest moją rodzimą. To zwierze, które zostaje z nami przez całe życie. Znaczy, dopuki też ono samo funkcjonuje. - dodał szybko, żeby nie musieć stawiać czoła mojej prawdopodobnie zirytowanej i zdenerwowanej już twarzy.
CZYTASZ
Fighting Back
FanfictionUwaga! To opowiadanie narazie jest zawieszone. Tłumaczone było przeze mnie 4 lata temu i osobiście teraz jak na nie patrzę to uważam że jest beznadziejne. Czytacie na własne ryzyko Sześcioletni Harry, spotyka lorda Voldemorta, w krytycznym momencie...