Draco wpatrywał się we mnie w szoku. Albo miałem coś na twarzy. Nie, patrzył mi w oczy. Z twarzą wszystko w porządku.
Grzecznie odchrząknąłem, a on się otrząsnął. Trochę.
- T-jesteś Harrym Potterem? - wyjąkał, oczy szeroko otwarte i oszołomione.
- Nie, jestem królową. Poważnie, gdybym nie był Harrym Potterem, dlaczego, do diabła, miałabym to w ogóle powiedzieć? – spytałem ostro.
Jego brwi uniosły się, gdy spojrzał na mnie. – Powiedziałeś, że jesteś Jamesem Bondem. – zauważył gorzko.
Uśmiechnąłem się do niego złośliwie. – I dałeś się na to nabrać. Poważnie jednak teraz cię nie oszukuję.
Spojrzał na mnie gniewnie, przenosząc wzrok ze mnie na Toma, który cicho rozmawiał z Lucjuszem.
– Jeśli jesteś Harrym Potterem, dlaczego tu jesteś? Mój ojciec powiedział... – Przerwał, posyłając mi spojrzenie, które mówiło, żebym nie przerywał. – Że ty i Czarny Pan byliście wrogami i że mieszkasz z mugolami.
Parsknąłem. - Tom i ja jesteśmy wrogami, to jasne, ale to nie znaczy, że nie mogę z nim mieszkać. - Sprytnie uniknąłem rozmawiania o mugolach. Nie było mowy, żebym to teraz wyciągał.
Draco wpatrywał się we mnie tępo. – ...Jesteś jego wrogiem...ale zdecydowałeś się z nim mieszkać? - zapytał powoli, nie rozumiejąc. Głupie dziecko.
- Dokładnie! - Rozpromieniłem się, klepiąc go po ramieniu. - Cieszę się, że załapałeś. A teraz jest coś jeszcze o co chcesz zapytać?
Ostrożnie potrząsnął głową, wciąż szeroko otwartymi oczami. - Nie... nie. Nie sądzę, żebym mógł dłużej znosić twoją dziwność. Zatrzymał się na chwilę, żeby pomyśleć. – Grasz w Quidditcha?
Poruszałem nosem. — To było pytanie, Draco, ale nie. Nawet nie wiem, co to jest.
Draco westchnął i zwrócił się do Lucyfera. - Ojcze, czy możemy wyjść na zewnątrz? Jame... Harry nie wie, co to jest Quidditch . - Ton jego głosu wskazywał, że uznaje moją nieznajomość Quidditcha za kompletną hańbę.
Lucy spojrzała na Toma, który skinął głową i niedbale gestem nakazał nam iść. - Tylko się nie zabij ani nic. Nie chcę marnować czasu skrzatów domowych na konieczność zeskrobywania cię z ziemi. - To były pożegnalne słowa Toma. Śliczne.
Draco i ja wyszliśmy do rozrastających się ogrodów starego domu. Trawa była wysoka i zarośnięta chwastami, ale najwyraźniej quidditch nie wymagał bycia na ziemi. Nie byłem pewnien, czy podobał mi się to.
Zaprowadził mnie do szopy wypełnionej miotłami. Aha, i stare łóżko i piec, też tam były. Nie mam pojęcia, dlaczego tam są, ale cóż.
Draco podniósł dwie miotły, podając mi jedną. Fuj. Stereotypy były prawdziwe. Następną się okaże, że noszą spiczaste kapelusze i szturchać się nawzajem przesadnie ozdobnymi laskami.
Z niesmakiem wziąłem miotłę. – Poważnie, mugole nie są tak bardzo niedoinformowani. – mruknąłem do siebie, kiedy znowu wyszliśmy.
Co masz na myśli? – zapytał Draco, zatrzymując się i wsiadając na miotłę. Zrobiłem to samo.
- To znaczy, oni wiedzą o różdżkach, miotłach, miksturach i zaklęciach. Czy czarownice mają spiczaste kapelusze? Słowo „kapelusze" powiedziałem, trochę za wysokim głosem, gdy miotła uniosła się z ziemi, a ja trochę podskoczyłem. Oh. Mój. Boże.
Leciałem! To było tak cholernie niesamowite, chociaż byłem tylko kilka stóp nad ziemią.
Draco uśmiechnął się krzywo, albo na moją twarz, albo na moje pytanie. - TAk. - Była jego po prostu odpowiedzią, zanim pochylił się do przodu i odleciał.
Poeksperymentowałem trochę, pochylając się do przodu i piszcząc, gdy miotła podlatywała. Zdążyłem skręcić na czas, zanim wpadłem na drzewo. W porządku, więc byłem teraz naprawdę na haju. I naprawdę wysoko. Starałem się nie patrzeć w dół, na wypadek, gdybym bał się wysokości. Hej, nigdy tak naprawdę nie wiadomo z takimi rzeczami.
Nie będę zanudzał szczegółami. W zasadzie lataliśmy przez jakiś czas, ponieważ Draco nie miał „znicza". Nie mam pojęcia, co to jest. Skończyliśmy gdy zaczęło padać, ponieważ zarówno Lucy i Tom byliby wkurzeni, gdybyśmy weszli do posiadłości ociekając wodą.
Odłożyliśmy miotły i zaczęliśmy wracać do domu.
No, co myślisz o lataniu?"– spytał Draco od niechcenia, wkładając ręce do kieszeni szat.
Westchnołem z niesmakiem. - Całkowicie stereotypowe – powiedziałem arogancko. Po chwili zamyślenia, i dodałem: - Ale to zajebista zabawa.
Draco uśmiechnął się do mnie. - Widzisz? Wiedziałem, że ci się spodoba! Ty też jesteś w tym całkiem dobry, jak na pierwszy raz. Wiesz, mój ojciec powiedział, że James Potter był kapitanem drużyny quiddticha w Hogwarcie.
Z zainteresowaniem odwróciłam głowę do niego. - Naprawdę? Mój tata był kapitanem drużyny? Wow... to całkiem niesamowite.
Weszliśmy do środka. Draco musiał już wracać do domu. Zrobili to przez "Floo", które było dość dezorientujące. Nie wiem dlaczego nie poparzyli się dziwnymi zielonymi płomieniami. Mimo to pożegnaliśmy się, a on powiedział, że powinienemm sięgnąć do funduszu powierniczego Potterów, by zdobyć pieniądze na własną miotłę.
Kiedy wyszli, Tom odwrócił się do mnie, gdwróciliśmu do mojego pokoju. Słońce zachodziło, a ja byłem dość zmęczony.
- No więc? Czy będzie z niego materiał na sojusznika? - Na jego twarzy pojawił się irytujący, porozumiewawczy uśmieszek, który mówił, że wiedział, że Draco będzie kimś więcej niż sojusznikiem.
- Tak przypuszczam.- Wycedziłem sucho – To znaczy, nie jest nawet w połowie tak zły jak Lucy, kiedy pozbędzie się wszystkich uprzedzeń.
Tom zamruczał trochę i skinął głową. – Tak, przypuszczam, że większość dzieci czystej krwi może być trochę zbyt zależna od rodziców. – powiedział z namysłem, patrząc prosto przed siebie.
Uśmiechnąłem się. - Widzisz? Sieroty mają swoje plusy. - powiedziałem radośnie. Mówiąc o sierotach...
- Tom, co to jest fundusz powierniczy Potterów?
CZYTASZ
Fighting Back
FanfictionUwaga! To opowiadanie narazie jest zawieszone. Tłumaczone było przeze mnie 4 lata temu i osobiście teraz jak na nie patrzę to uważam że jest beznadziejne. Czytacie na własne ryzyko Sześcioletni Harry, spotyka lorda Voldemorta, w krytycznym momencie...