Rozdział 17: Odwiedzić dom

963 68 3
                                    

Od autora:   Harry Potter niestety nie należy do mnie. Wszystkie postacie związane z nim i jego światem należą do J.K.Rowling.


Od tłumacza:  Przerwy są długie niestety ;-; ale przynajmniej udało mi się wrzucić kolejny rozdział. >:) 

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^ 


Wylądowałem płasko na tyłku, podczas gdy Tom nawet się nie zachwiał, i stał oraz obok mnie. Nie nawidzę wspólnej aportacji. Zwłaszcza o 2:30 rano. Podniosłem się szybko, rzucając niezadowolonym spojrzeniem na Toma, po czym odwracając się do domu przed nami.

Był mały, ale wygadałby przytulnie, gdyby nie był zniszczony. Okienice były zwęglone, a te, które się jeszcze trzymały, na przemian otwierały się i zamykały, przy każdym powiewie wiatru. Ściany, też wyglądały na spalone, a komin zapadł się w sobie. Byłem lekko wstrząśnięty widokiem tego miejsca. Musiało zostać podpalone lata temu.

Przed jedną ze ścian stał jakiś pomnik. Zwiędłe kwiaty, wilgotne pluszowe misie, i stare zatarte notatki spoczywały wokoło niego. Udało mi się odczytać kila z nich, choć było to trudne, jako że deszcz zniekształcił większość tekstu.

"Spoczywaj w pokoju, Lily i James Potter"

"Niech Merlin ma cię w opiece Harry Potterze"

"Czarny pan jeszcze powróci"

Wygląda na to, że byli tu wszyscy z wyjątkiem mnie.

Spojrzałem na zardzewiałą żelazną bramę i pchnąłem ją delikatnie. Idąc kamienną ścieżką, spojrzałem na ogród. Był strasznie zarośnięty; chwasty praktycznie pełzały po ścianach. Zatrzymałem się przy czymś co kiedyś było drzwiami. Dotknąłem jedynego pozostałego zawiasu, który po dotknięciu opadł z hukiem na ziemię. Super...

Rzuciłem okiem  na Toma, który nie ruszył z miejsca przy bramie. Chyba chciał mi dać  trochę prywatności. Ale nie chciałem wejść sam. Nie żebym chciał, żeby morderca moich rodziców był ze mną, oczywiście. Ale i tak każdy był lepszy niż zostawanie samemu w tym miejscu.

- Idziesz? - Zawołałem do niego. Rzucił mi dziwne spojrzenie, po czym sztywno skinął głową i ruszył w moją stronę.

Korytarz wyglądał na zupełnie nietknięty, z wyjątkiem czerni spowodowanej przez płomienie. Obrazy i ozdoby leżały idealnie prosto na stole pod lustrem. Portretów na ścianie nie dało się rozpoznać, z powodu ilości sadzy jaka się na nich znajdowała, ale nie wyglądały na całkiem zniszczone.

Udałem się do salonu, a raczej do pomieszczenia, które wydawało mi się salonem. Wśród przedmiotów dekoracyjnych znalazły się regały, meble i kominek. Zrobiłem krok do przodu, kiedy moja stopa wylądowała na czymś. Spojrzałem w dół, ale nie byłem w stanie dostrzec co to jest, z powodu pół mroku jaki panował w pomieszczeniu.

Wyczułem, że jest to kwadratowy kawałek papieru. Wyczułem, też poskręcane, przypalone brzegi.

Znajomy głos wymamrotał „Lumos", a za mną pojawił się błysk światła. Tom bez słowa podał mi swoją teraz podświetloną różdżkę. Posłałem mu słaby uśmiech podziękowania i użyłem różdżki, by spojrzeć na przedmiot.

To nie był papier. Była to fotografia rodzinna. Choć spalona na brzegach, prawie nie była pokryta sadzą. Mogłem dobrze rozróżnić ludzi.Moja matka była absolutnie piękna. Ciemnoczerwone włosy spływały jej na ramiona, doskonale uwydatniając szmaragdowe oczy.

Fighting BackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz