Od autora: Mroczna Pani Voldemort666 - Nie bój się :D Nie lubię paringu Harry/Ginny. Tak naprawdę nie mam zdania co do Harry'ego/Hermiony, więc bardzo wątpię, żebym go z nią sparowała. Szczerze mówiąc, prawdopodobnie zrobię z niego prawdziwego małego „Mrocznego Koleszkę". Bez paringu, ponieważ nie lubię pisać romansów (cóż).
Endlessvamp - Już niedługo obiecuję =) Ja też ich nienawidzę, ale nie martw się. Dostaną to, na co zasłużyli. *Złowrogi uśmiech*
PS,: na wypadek, gdyby ktoś się pomylił (ja zrobiłam/em, kiedy to przeczytałem), w ostatnim rozdziale Harry zrobił to samo, co Lily, gdy była dzieckiem. Wiesz, skoczył z huśtawki i trochę poleciał? Tak. Jest taki niesamowity. I dlatego Petunia tak się wkurzyła.
Cieszę się, że ludzie lubią sarkazm Harry'ego :D Bo to właśnie sprawia, że pisanie jest tak cholernie zabawne!
Od tłumacza: Wiem, wiem. Długo zajeło mi udostępnienie rozdziału, i bardzo przepraszam. To ogólnie moja wina, bo trochę odkładałam, zrobienie go, i miało być za godzinkę, a potem był już następny dzień, a ta godzinka nie nadeszła. Jeszcze raz przepraszam 눈_눈
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Nawet nie chcę próbować próbować opisać kary którą zafundował mi ten drań. Kopniety, udeżony, zlany pasem.. do diabła, on nawet na mnie napluł. A więc oto ja, cały zbity na kupe, leżę w mojej biednej komórce.
Nie mam pojęcia jak długo tu jestem. Parę razy zemdlałem, ale wydaje mi się, że moje rany same się goją. Jestem w stanie zachować przytomność, i siedziec bez większego problemu. Chociaż wciąż boli jak cholera. Jestem naprawdę spragniony... i słyszę, że Vernon ogląda telewizję. Zastanawiam się...
Przejechałem kciukiem po stronie drzwi, po której był zamek i otworzyłem go z małym kliknięciem. Powoli pchnąłem drzwi i wyszedłem.
Uświadomiłem sobie, że stanie przyprawiało mnie o zawroty głowy. Skrzywiłem się, po czym chwyciłem za framugę drzwi, żeby się podeprzeć. Podniosłem rękę do głowy, próbując utrzymać ją nieruchomo, chociaż się nie poruszała. Tylko mi się tak wydawało. Byłem nieco zaskoczony, gdy poczułem zaschniętą krew. Auć.
Zakradłem się do kuchni, cicho zamkając za sobą drzwi. Podbiegłem do zlewu, odkręciłem kran i wsadziłem pod niego głowę. Walić kubek, po prostu piłem prosto z kranu. Piłem, aż usłyszałem za sobą kobiecy kaszel.
Moje oczy się rozszerzyły i odwróciłam się. Za mną stała Petunia, krzywiąc się na mnie z najokropniejszym wyrazem twarzy, jaki kiedykolwiek u niej widziałem. A to coś znaczy.
- Ty... ty mały dziwaku! Miałeś umrzeć w tej szafie! - syknęła, zbliżając się do mnie -Umrzyj, a nie będziemy musieli więcej widywać tych twoich ludzi! Przychodzą do naszego domu, zawracają nam głowę tobą i oczekują, że wszystko będzie w porządku? Dlaczego nie możesz po prostu odejść? Bylibyśmy szczęśliwsi bez ciebie tutaj!
Patrzyła na mnie nienawistnym wzrokiem.
– Ja też byłbym szczęśliwszy gdzie indziej. Ale wygląda na to, że żadne z naszych życzeń nie zostanie spełnione. – mruknąłem, mrużąc oczy. Moje okulary dawno zniknęły, potłuczone i wyrzucone na bok gdy otrzymywałem karę. Ale widziałem całkiem dobrze.
- Wracaj do tej komórki albo przyprowadzę tutaj Vernona. I poznasz co to znaczy prawidziwy ból. - zagroziła, zatrzymując się jakąś stopę przedemną.
Parsknąłem - Myślisz, że jestem głupi? Wiem, że jeżeli tam wrócę to nie wyjdę ponownie. Zagłodzisz mnie i pozwolisz wyść tylko, gdy będę zaledwie skorupą.
To już było dla niej zadużo -Słyszysz siebie? - wrzasnęła, jej twarz była teraz bezpośrednio przed moją. - Mówisz, jakbyś był starszy niż jesteś! To nie jest normalne! Ty nienaturalny, do niczego...
Nie zdążyła dokończyć zdania. Nagle zatrzymała się z wybałuszonymi oczami i otwierając i zamykając usta. Przypominała skrzyżowanie konia z rybą. Patrzyłem z rosnącą fascynacją, jak jej twarz zmieniała się z czerwonej na niebieską, gdy brakowało jej tlenu.
Robiłem to. Moja magia ją zabijała. Ale zamiast paniki czy poczucia winy... czułem ulgę. To chore, wiem o tym.
Zwaliła się na podłogę bez życia. Zdałem sobie sprawę, że na mojej zbitej twarzy maluje się dziki uśmiech. Ale miałem to gdzieś. Powoli okrążyłem jej zwłoki i uklęknąłem obok plecami do drzwi.
Ja tam moje dziwactwo – wyszeptałem, po czym zacząłem szaleńczo chichotać. Przestałem, gdy poczułem ostry, palący ból na lewym ramieniu. Potem na plecy. Kilka razy. Słyszałem ryki i krzyki, a nawet szloch.
Ostry ból były wszędzie. Upadłem bokiem na ciało Petunii. Ostry ból pojawiły się teraz na moim brzuchu i klatce piersiowej. Myślę, że moja twarz też została trochę pocięta, ale dzięki Bogu, że nie stało się mojemu gardłu.
Widziałem gwiazdy i zaczerwienienie. Tyle czerwieni. Wszystko zaczęło ciemnieć, a ostatnią rzeczą jaką zdążyłem dostrzec, był przesiąknięty krwią Vernon upuszczający swój rzeźnicki nóż i upadający szlochając obok ciała zmarłej żony. Potem wszystko zniknęło.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Notatka autora: Św. Biedny Harry :( Co się z nim stanie? :O
Przepraszam, ale trzeba było to zrobić. To część mojej (nieco pokręconej) fabuły.
Myślę, że mógłbym/mogłabym zrobić następny rozdział o POV Voldemorta. Jeszcze nie wiem, bo jest tak pozbawiony emocji, więc będzie bardzo ciężko. Ale dam mu szansę. Jeśli to nie wyjdzie, nie zrobię jego POV.
Nawiasem mówiąc, magia Harry'ego leczyła jego wzrok, lecząc rany. Nigdy więcej okularów. Choć były urocze, myślę, że bez nich wyglądałby lepiej. :P
CZYTASZ
Fighting Back
FanfictionUwaga! To opowiadanie narazie jest zawieszone. Tłumaczone było przeze mnie 4 lata temu i osobiście teraz jak na nie patrzę to uważam że jest beznadziejne. Czytacie na własne ryzyko Sześcioletni Harry, spotyka lorda Voldemorta, w krytycznym momencie...