Od autora: *Cringes* ludzie przepraszam za poprzedni rozdział! Naprawdę.Nie chciałam/em tego robić Harry'emu ale... to było niezbędne. Znaczy, nie do końca, ale w tedy historia byłaby nierealistyczna. Nie żeby historia o czarodziejach była realistyczna, ale tam.
Harry Potter niestety nie należy do mnie. Wszystkie postacie związane z nim i jego światem należą do J.K.Rowling.
Od tłumacza: Hej ludzie wciąż jestem na wyjeździe i będę jeszcze jakieś 13 dni ale, naszła mnie Harry Potterowa potrzeba, więc o to rozdział.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
( Perspektywa Voldemorta )
Poczułem coś dziwnego od strony Pottera. Ten rodzaj złości, który tylko moi Śmierciożercy posiadali. Zmarszczyłem brwi gdy przerodziła się ona w niewyobrażalny ból. Cieszyło mnie, że nie byłem w stanie czuć tego fizycznie. Ale mentalnie...
Nie słyszałem nic od strony Harry'ego przez ostatnich parę dni. Za każdy, razem gdy wchodziłem w połączenie, aby zobaczyć gdzie on się znajduje, jedyne co widziałem to czerń. Może był chory? Spał? Nie mam zielonego pojęcia.
Nagle połączenie jakby zgasło. Odłożyłem pióro, i zacząłem delikatnie badać wzory wyryte w drewnie mojego biurka, za pomocą końcówki palca. Chłopak musiał być albo nieprzytomny albo w szoku. Gdyby został zaatakowany, nie mógłbym już go użyć.
Westchnąłem, po czym wstałem. Bariery nie powinny być ciężkie do złamania, a zabicie mugoli to żadne wyzwanie. Gdyby zjawili się Aurorzy, nas już by dawno nie było.
Nadszedł czas by go z tamtąd wyciągnąć. Po dłuższych przemyśleniach, doszedłem do wniosku, że nieważne jak absurdalne się to wydaje, Chłopiec-Który-Przeżył, doświadczał przemocy domowej. I to jeszcze z rąk mugoli. Chłopiec byłby idealną pomocą dla Ciemnej Strony. Nienawidzi mugoli, doświadczył przemocy z ich strony, i napewno miał temperament, potrafił też dobrze argumentować.
Nie wspominając o jego magicznej aurze! Śmiem twierdzić, że może nawet dorównać mnie, gdy dorośnie. W tym momencie przewyższał niektórych z moim Śmierciożerców, a miał zaledwie 6 lat.
Wziąłem mój płaszcz podróżny, i zarzuciłem go na siebie. Przyspieszając kroku, szybko sprawdziłem czy mam przy sobie różdżkę, po czym się aportowałem.
Gdy dotarłem na miejsce, zostałem przywitany przez metaliczny zapach krwi. Chyba znajdowałem się w kuchni. Ciężko stwierdzić ponieważ pomieszczenie było pełne czerwieni. Gdybym się nie znał, pomyślałbym, że dom padł ofiarą rajdu, ale to się oczywiście nie mogło wydarzyć.
Rozejrzałem się po zakrwawionej podłodze. Dość szeroki mężczyzna zalewał się łzami przy jakimś trupie. A kawałek obok niego znajdował się... nie to nie może być.
Wypaliłem Avadą w mężczyznę, który zwalił się martwy. Zauważyłem, że płakał nad ciałem kobiety, pewnie żony lub siostry, patrząc na jej wiek. Mogłem się tylko domyślać jak umarła. Podszedłem do Harry'ego, po czym uklękłem obok niego.
Był cały we krwi, z mnóstwem ran po nożu, tak że nie dało się ich szybko obliczyć. Sprawdziłem jego puls. Ledwo wyczuwalny. Wciąż był żywy ale, bardzo słaby. Miał ogromne szczęście, że nie przecięto mu żadnej tętnicy, choć jedno z nacięć znajdowało się nieprzyjemnie blisko serca.
Podnioslem chłopca, opierając jego głowę na mojej ręce. Był strasznie lekki, podejrzewam, że jest niedożywiony. Już miałem się aportować, gdy usłyszałem zduszony szloch.
Gruby, mały chłopiec stał w drzwiach. Zwymiotował, na widok krwi. Oraz jego martwych rodziców. Zadrwiłem ze słabego mugola, rozważając czy i jego uśmiercić. Nie. Nie był tego wart. Potter potrzebował pomocy medycznej teraz, albo inaczej napewno umrze.
Z hukiem, pojawiłem się w Dworze Riddle'ów.
CZYTASZ
Fighting Back
FanfictionUwaga! To opowiadanie narazie jest zawieszone. Tłumaczone było przeze mnie 4 lata temu i osobiście teraz jak na nie patrzę to uważam że jest beznadziejne. Czytacie na własne ryzyko Sześcioletni Harry, spotyka lorda Voldemorta, w krytycznym momencie...