Rozdział 15: Obrzydliwy, ale sprawiedliwy

1.1K 73 3
                                    

Od autora: Puki co Voldie nie zamierza stać się śmiertelny. Zaufajcie :P Oprócz tego, to właściwie Tom wygląda w tej historii jak człowiek. Nie ma wężo-podobnego oblicza, ponieważ nie użył on " Rytuału z krwią wroga ", tak jak zrobił to w Czarze Ognia. Znalazł inny sposób na odzyskanie ciała... którego jeszcze nie wymyśliłam/em :P Ale ma on nos i wszystko, wygląda po prostu jak starszy Tom Riddle ( za wyjątkiem oczu oczywiście )

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Niedawno zacząłem dołączać do Toma, gdy ten przebywał w swoim gabinecie. Tamto miejsce wyglada naprawdę inteligentnie. Kominek, dwa fotele, biurko, za którym siedzi mężczyzna studiujący stary wolumin i dziesiątki półek na książki. Szczerze mówiąc, przypominało to małą bibliotekę.

W tej chwili siedziałem po przeciwnej stronie biurka Toma. Oboje czytaliśmy w milczeniu. Czytałem Shakesphera (ciężko uwierzyć, że Tom rzeczywiście trzyma mugolskie książki w swoim domu?) i ledwo byłem w stanie zrozumieć cokolwiek. Tom zagłębiony był w czytaniu starej księgi, o którą wolałbym nie pytać. Czerwone plamy na okładce podejrzanie przypominały krew.

Lekko odchrząknęłam i spojrzałam na niego poprzez grzywkę. - Więc... ach, wiesz, w jaki sposób jestem spadkobiercą Slyherina? I powiedziałeś, że wyjaśnisz później? – zasugerowałem od niechcenia.

Tom niechętnie włączył zakładkę za stronę, którą akurat czytał, i odchylił się na swoim miejscu. - Ach. Tak. Cieszę się, że pamiętasz. Widzisz, ty i ja mamy... specjalne połączenie.

- Bez żartów. – mruknąłem sarkastycznie. – A to połączenie ma coś wspólnego z moją blizną.

Pokiwał głową. - Dokładnie. W 1981 roku, gdy rzuciłem w ciebie klątwą zabijającą... – przerwał, posyłając mi miażdżące spojrzenie. Chyba jeszcze się nie pogodził z tym co wtedy zaszło. - Stworzyłem chyba przypadkowego horkruksa.

Patrzyłem na niego przez kilka chwil. - ...Hę? - W końcu to zrozumiałem. Koleś postradał zmysły.

Westchnął i przeczesał palcami włosy. - Horkruks to przedmiot, w którym umieszczasz część swojej duszy - wyjaśnił powoli, uważnie obserwując moją twarz w poszukiwaniu reakcji. - Czyniąc to, nawet jeśli twoje ciało zostanie zniszczone, twój duch przeżyje. Innymi słowy, nie możesz umrzeć".


Przez chwilę wpatrywałem się w niego bez emocji. - Więc... podzieliłeś swoją duszę... i umieściłeś jej część we mnie? – zapytałem monotonnym tonem. Chyba trochę mnie to zszokowało

- Nie celowo. Jesteś prawdopodobnie pierwszym ludzkim horkruksem, jaki kiedykolwiek stworzono. Niewielu faktycznie zajmuje się tego rodzaju czarną magią. - Zauważyłem, jak powiedział „czarna magia", a nie „mroczna magia".

Spojrzałem na niego - Dlaczego do diabła miałbyś w ogóle dzielić swoją duszę? Wiesz, że prawdopodobnie doprowadziłeś się przez to do szaleństwa? – warknąłem z irytacją. No, może

irytacja to mało powiedziane. Byłem na niego niesamowicie wściekły za to, że był tak cholernie głupi!

Wyglądał, jakby oczekiwał takiej reakcji. - Wiem. Moim zdaniem to niewielka cena za nieśmiertelność. - Zatrzymał się na chwilę, podczas gdy ja mocno zacisnąłem szczękę. - To jest też powód, dla którego możesz rozmawiać z wężami.

Rzuciłem mu zdziwione, ale wciąż wściekłe spojrzenie. - Co masz na myśli? – zapytałem powoli. Miałem przeczucie, że wiem o czym, mówi i bardzo mi się to nie podobało


Pochylił się nieco na swoim miejscu. - Cóż, nie jesteś moim jedynym horkruksem... gdyby było inaczej umarłbym tamtej nocy.


Gapiłem się na niego. – Masz dwa horkruksy? – prawie krzyknąłem, siadając teraz prosto.Zabębnił palcami w biurko – Nie. Mam osiem. Powiedział to tak swobodnie, jakby to nie była najgłupsza rzecz, jaką mógł zrobić.


Powoli wypuściłam oddech przez nos. – Teraz rozumiem, dlaczego jesteś najbardziej przerażającym Czarnym Panem stulecia. - Mruknąłem otępiały, wpatrując się w książkę leżącą na stole. Makbet. Sprawiedliwość jet obrzydliwa. Co za dziwna rzecz do powiedzenia. - Nie możesz umrzeć. Możesz latać przez kilka lat, ale tak naprawdę nie możesz umrzeć, dopóki każda część twojej duszy nie zostanie zniszczona


Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, zanim przyszła do mnie myśl.


Zaczekaj... jeśli część twojej duszy znajduje się we mnie... to sprawia, że... - Urwałem, a przerażenie wypełniło mój rdzeń.


Tom potrząsnął głową. – Nie, nie jesteś nieśmiertelny. Dzięki Bogu. Ale jeśli miałbyś umrzeć z powodu naturalnej choroby, powiedzmy ze starości lub czegoś podobnego, horkruks przejmie twoje ciało.


Oddychałem teraz nieco ciężej. Ostrzej. - Ja... rozumiem. I nie mogę się tego po prostu pozbyć za mnie, prawda?


Znowu potrząsnął głową. – Myślę, że jedynym sposobem, w jaki mogłoby to zadziałać, byłaby zabijająca klątwa. Ale wtedy jest prawdopodobieństwo, że ty też zginiesz. Próba jest zbyt ryzykowna. - mruknął ponuro.


Westchnąłem głęboko i spojrzałem na niego. - Cóż, niewiele możemy teraz z tym zrobić... ale nadal uważam, że to najgłupszy błąd, jaki kiedykolwiek popełniłeś. - prychnąłem zdobywając się na uśmieszek. - Czy są jakieś skutki uboczne posiadania części czyjejś duszy? - To było takie dziwne. Kawałek czyjejś duszy... we mnie.


Zastanawiał się przez chwilę, co jakiś czas spoglądając na moją bliznę. W końcu posępnie skinął głową. - Tak. Możesz zostać... opętany, przez horkruksa jeśli znajdziesz się w wystarczająco rozpaczliwej sytuacji. Jeśli będziesz zbyt słaby. To zdarzyło się kiedyś Nagini, gdy zachorowała.


Nie wiedziałem, że węże mogą zachorować.

Warknąłem głośno, ściskając się za grzbiet nosa. - Świetnie. Niezła zabawa, Tom. Następnym razem, gdy złapię grypę, możemy przywitać się z Lordem Voldemortem wersją 8. - To nieco poprawiało nastrój. Mówię lekko, ponieważ niewiele możesz zrobić, kiedy właśnie powiedziano ci, że jesteś cholernym Horkruksem.



Przewrócił oczami. - Zdecydowanie nie mogę się doczekać. – wymamrotał, nieco rozluźniając swoją pozę. Huh. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że był spięty. Chyba oboje byliśmy wkurzeni tą całą sytuację z Horkruksem.


Pomyślałem przez chwilę, po czym postanowiłem zmienić temat. - Więc... kto jest teraz moim opiekunem?


Tom wyglądał na trochę zdziwionego tą łatwą zmianą tematu, ale i tak odpowiedział. - Albus Dumbledore jest twoim magicznym opiekunem, jeśli o to ci chodzi. Jeśli dobrze pamiętam, oznaczałoby to również, że ma klucz do twojego skarbca zaufania. Chociaż nie miałby do niego dostępu...


- ...A co to znaczy, magiczny strażnik? Jaka jest różnica w tej i normalnej opiece? – zapytałem ciekawie, składając pod sobą nogi i opierając się o drewnianą poręcz krzesła.

- Oznacza to, że to on decyduje, gdzie mieszkasz, kto może wysyłać ci pocztę i do jakiej szkoły uczęszczasz. Tradycyjnie powinien mieć dostęp do twojego skarbca zaufania, ale ponieważ jesteś dziedzicem czystej krwi, nie ma on takiej władzy . - wyjaśnił, wszystko na jednym oddechu. Imponujące.


Wyciągnąłem twarz. - Więc ma jakiekolwiek listy, które dostałem przez te lata, i muszę iść do Hogwartu? - Nie podobał mi się to za bardzo.


Tom potrząsnął głową. - Oczywiście ma twoją pocztę, ale możesz to zmienić, informując bank, że chcesz, aby listy docierały bezpośrednio do Ciebie. Nie radziłbym tego jednak, ponieważ byłbyś zalewany pocztą od fanów. – wycedził, wyglądając na dość rozbawionego. – I narazie nie musisz nic robić. Może być twoim opiekunem, ale nawet nie wie, że żyjesz. Cały czarodziejski świat myśli, że nie żyjesz po rzezi, którą znaleźli w domu mugoli. Prorok pisze o tym co drugi dzień. Koszmar.

Sapałem, ale nie powiedziałem już nic więcej.

Fighting BackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz