🌼 11 🌼

451 13 32
                                    


Obudziła się jak zwykle o świcie. Wygrzebała się z łoża i spojrzała na pobojowisko. Bałagan niestety nie zniknął. Westchnęła ciężko. Czekało ją długie i dokładne sprzątanie. Usiadła na krawędzi, spuszczając swobodnie nogi w dół. Wyliczała w głowie, ile ma dzisiaj pracy i co już w tym tygodniu zrobiła. Zieleń wypielęgnowana, po suknie pojechałaś... Dzisiaj tylko posiłki, praca w stodole i tamte pranie, które zostawiłaś... Między obiadem a kolacją będziesz miała chwilę wolnego... Klasnęła w dłonie i nie tracąc czasu, zabrała się za swoją codzienność.

***

Obudził się wyjątkowo wcześniej, niż zazwyczaj. Często lubił spać do południa, jednak tym razem było inaczej. Całą noc śnił o pięknej Jadwidze. O jej oczach, o jej śmiechu, o jej cudownym śpiewie... O niej całej. W końcu cała była piękna. I wspaniała. I cudowna. Po prostu idealna. Musiał znów się z nią spotkać. Tylko, czy ona będzie chciała? Rozstali się w dosyć niezręcznej atmosferze, zatem, czy wciąż jest jej miły? Czy kiedykolwiek był? A jeśli zwyczajnie udawała, tylko dlatego, że wyznał jej prawdę o swoim pochodzeniu? A gdyby tego nie zrobił? Gdyby nie powiedział jej o tym, że jest królem? Spojrzałaby na niego przychylniej? Nie uciekłaby wtedy w popłochu? Zastanowił się chwilę. Dlaczego wtedy uciekła? Co zrobił? Co powiedział? Czym ją do siebie zraził? Jedyne czego pragnął, to jej bezpieczeństwa i szczęścia. Jeśli on miałby być jej zgubą, oddalił by się od niej, choć byłaby to dla niego najgorsza kara. Zrobiłby to dla niej. Dla jego Jadwigi.

***

Do południa uporała się ze wszystkimi ustalonymi na dziś obowiązkami. Dzięki temu miała sporo czasu na sprzątanie pobojowiska w stodole. Przecierała właśnie stół po obiedzie, kiedy do komnaty wszedł sługa z koszem.

- Pani nakazała ci przyszyć do rękawków i krańców sukien futerka - obwieścił surowo - Wszystko ma być gotowe na jutro - zostawił kosz na stole i wyszedł.

Jadwiga opuściła bezradnie ręce i zajrzała do kosza. Przecież było tam z co najmniej sześć sukien, nie wyrobi się do jutra. Chyba, że odpuścisz sobie dzisiaj stodołę... Westchnęła ciężko. Dokończyła wycieranie stołu i, zabierając ze sobą kosz, wróciła do kuchni, po czym wyszła na podwórze. Powiew wiatru rozwiał z jej koka kilka ciemnych kosmyków, a spódnica w kolorze czerwonej cegły zatańczyła wesoło. Kawałek jej nagiego brzucha odsłaniała stosunkowo krótka koszula, którą ubrała do spódnicy. Żwawo niosła kosz z sukniami do stodoły, gdzie znów musiała przedzierać się przez bałagan. Zahaczyła stopą o jakiś przedmiot i prawie upadła, gdyby nie jej równowaga.

- Niech was wszystkich diabli... - zaklęła pod nosem.

Aleksander momentalnie pojawił się obok niej i popatrzył na nią smutno. Jadwiga uśmiechnęła się do niego i pogłaskała go za uchem.

- Wybacz, to z nerwów - przeprosiła.

Ten zamerdał wesoło ogonem. Westchnęła i ruszyła dalej. W kącie stodoły, za siodlarnią, miała ukrytą swoją małą pracownię krawiecką. Nie umiała szyć strojów, ale potrafiła wprowadzać poprawki, czy doszywać dodatki i ozdoby. Za kotarą, oddzielającą pracownię od reszty, znajdował się niewielki stół, dwa krzesła, kufry i skrzynki z odpowiednimi przyrządami i materiałami oraz dwa stojaki na ubrania. Odłożyła kosz na ziemię i wyciągnęła wszystkie potrzebne rzeczy - nożyce, nić, igłę oraz odpowiednie futra. Nie tracąc czasu, zabrała się do pracy. Aleksander położył się przy wejściu i towarzyszył swojej pani w pracy.

***

Nie potrafił się na niczym skupić. Jego myśli wciąż zaprzątała piękna Jadwiga. Co teraz robi? Zajmuje się zwierzętami? Może przygotowuje posiłek? A może śpiewa jedną z piosenek? Przywołał w głowie jej cudowny głos. Tak pięknie śpiewała. Westchnął ciężko. Miał już dość sarkania panów. Musiał znaleźć jakiś sposób, żeby spotkać się z Jadwigą. Obiecał jej to i zamierzał dotrzymać słowa. Tylko jak? Dzisiaj panowie znowu robili mu wyrzuty z powodu braku potomka. Skoro tak bardzo im zależy, to niech sobie sami szukają żon i płodzą dzieci, a jemu dadzą spokój.

Ona JedynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz