|Oneshot| 🌼 Zaufaj mi 🌼

482 13 12
                                    

Był to kolejny wieczór, kiedy przyszedł do jej alkowy wyczerpany. Ostatnie dni, a nawet tygodnie, tak właśnie wyglądały - ona była pochłonięta opieką nad dziećmi, a on wykonywaniem obowiązków króla. Przychodził późno w nocy, kiedy ona już spała, zrzucał z siebie wierzchnie odzienie i od razu kładł się spać. Martwiła się o niego coraz bardziej. I dzisiaj również tak było.

Siedziała na łożu, czekając na niego. Obserwowała jak zmęczony przebiera się w koszulę i kładzie obok niej. Zanim jednak zasnął, podniósł się na przedramieniu i pocałował ją w policzek.

- Dobranoc, najmilsza... - szepnął.

Ponownie się położył i zaraz zasnął. Jadwiga jeno wpatrywała się w niego zmartwiona. Nie tak to miało wyglądać. Nie tak... Poszła jego śladem i ułożyła głowę na poduszkach, wciąż patrząc na męża. Westchnęła cicho. Wtedy do głowy wpadł jej pewien pomysł i uśmiechnęła się do siebie.

- Zaufaj mi, Władysławie...

***

Następnego dnia

Od rana była na nogach. Chciała przygotować niespodziankę dla męża i dzieci, jednak nikt nie mógł się o niej dowiedzieć. Zaangażowała w to tylko wybrane i najbardziej dyskretne osoby, w tym łaziebnego króla - Opanasza. Musiała również ukrywać to przed dwórkami.

Nie mogła usiedzieć w miejscu. Zmrok już zapadł, a jej męża dalej nie było. Wędrowała po komnacie, coraz bardziej się denerwując. W końcu drzwi się otworzyły i do środka wszedł Władysław. Zdziwił się widokiem żony w podróżnej sukni i przystanął w progu.

- Jadwigo? - uniósł lekko brew.

- Nareszcie jesteś - westchnęła - Chodź, nie mamy czasu - złapała go za dłoń i wyprowadziła z alkowy.

- Jadwigo, o co chodzi?

- Później ci opowiem, najpierw musimy opuścić zamek - mówiła cicho, przemykając przez korytarze.

- Ale...

- Cicho - przerwała mu, przykładając palec do jego ust - Zaufaj mi, Władysławie.

Nic więcej nie mówiąc, pociągnęła go dalej, w kierunku królewskich stajni. Kiedy wyszli na dziedziniec, czekał tam powóz, zaprzęgnięty w jednego z masywniejszych i potężniejszych koni. Niestety, nie mógł to być Dowódca. Tego pożegnali już dwa lata temu. Pewnego ranka po prostu się nie obudził. Jadwiga płakała za nim, ale równocześnie czuła dumę. Był najlepszym dowódcą, jakiego nosiła ziemia.

- Co my tu robimy? Jadwigo, powiesz mi, co się dzieje?

Nie odpowiedziała mu, bo zaraz przy stajniach zjawiły się ich pociechy, w asyście wojewody i jego żony, dwórki królowej, Erzebeth. Ta trzymała na rękach malutką, trzyletnią Annę. Była to najmłodsza latorośl królewskiej pary. Władysław spojrzał na żonę wyczekująco. Ona tylko uśmiechnęła się niewinnie.

- Zaufaj mi, kochany - mrugnęła do niego.

***

- To może teraz mi powiesz, co się dzieje? - zapytał zirytowany.

Jadwiga zamknęła cicho drzwi i spojrzała na męża. W środku nocy przyjechali do jej dawnego domu, który teraz pełnił rolę dworku myśliwskiego. To tutaj ją zabrał podczas ich nocy poślubnej. Odciągnęła go od drzwi i skierowali się w kierunku ich sypialni.

- Nie mogłam tak dłużej na ciebie patrzeć - wyznała.

- Nie rozumiem.

- Od dłuższego czasu wracasz zmęczony, słaby, nawet nie masz siły na chwilę rozmowy przed snem, bo od razu zasypiasz - kontynuowała smutno - Musiałam coś z tym zrobić. Dlatego porwałam was tutaj. Tak jak ty kiedyś porwałeś tu mnie - uśmiechnęła się do niego niewinnie.

Ona JedynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz