🌼 20 🌼

349 9 24
                                    

Już od południa zaczęły się przygotowania do balu - dokładna kąpiel, wybranie uczesania, dodatków, założenie sukni i cała reszta niezbędnych przygotowania. Jadwiga miała ręce pełne roboty. Macocha nakazała jej pomoc. Jakby służba, której ma pod dostatkiem, nie może tego zrobić... Miała wrażenie, że od pewnego czasu robi jej na złość. Specjalnie dokłada mi pracy, żeby mnie ukarać. Ale za co? Co takiego zrobiłam? Czym zawiniłam? Przecież wykonuję sumiennie swoją pracę i nie ma się do czego przyczepić. Zatem co jest powodem?

- Au! - pisnęła nagle Maria - Uważaj, co robisz!

Jadwiga czesała jej jasne włosy, na chwilę o tym zapominając i oddając się rozmyślaniom. Musiała nieumyślnie pociągnąć ją za włosy grzebieniem.

- Wybacz - przeprosiła cicho i ponownie skupiła się na swojej pracy.

W komnacie panował prawdziwy chaos. Wszędzie dookoła były porozrzucane suknie, futra, chustki, kufry, skrzynki, skrzyneczki, szkatułki, buty i wszystko, co łączyło się z kobiecą garderobą. Pośród tego bałaganu stała ona, czesząc Marii włosy, Katarzyna nurkowała w bieliźnie, a Elżbieta siedziała przy oknie i obserwowała to wszystko.

- Jadwigo! - zawołała Katarzyna - Pomóż mi z tym - pomachała cienką halką, która, niewiadomo po co, miała wiązanie z tyłu.

Jadwiga przeczesała jeszcze ostatni raz włosy Marii i ruszyła pomóc Katarzynie. Druga z sióstr zajęła się szukaniem swoich pończoch. Grzebała, kopała w materiałach, rzucała nimi na wszystkie strony, ale nie potrafiła ich znaleźć. W końcu, zirytowana, tupnęła nogą.

- Jadwigo! Gdzie są moje pończochy?!

Jadwiga wychyliła się zza parawanu i omiotła wzrokiem ten bałagan.

- Nie wiem, Mario...

- To je znajdź! Nie pójdę na bal bez pończoch!

W rzeczy samej, Maria bardzo umiłowała sobie tą część garderoby i posiadała ich prawdziwą kolekcję. Do wyboru, do koloru. Nie było dnia, żeby nie miała ich na sobie. Jadwiga dociągnęła wiązania przy halce Katarzyny i zaczęła szukać pończoch Marii.

- Wracaj tu! Nie skończyłaś! - wrzasnęła Katarzyna i pociągnęła Jadwigę za rękę.

Maria z kolei szarpnęła ją za drugą. Biedna Jadwiga, prawie by upadła.

- Ona teraz pomaga mi!

- Nie, bo mi!

- Teraz moja kolej!

- Twoja już minęła!

Szarpały Jadwigą na lewo i prawo, dopóki Elżbiecie nie puściły nerwy i nie wstała z krzesła, uderzając pięścią w stół.

- Dosyć!

Maria i Katarzyna tak się wystraszyły, że puściły Jadwigę, która upadła na stos ubrań, raniąc się w dłoń. Rana mocno ją zapiekła, ale zagryzła zęby. Domyślała się, że będzie miała też sińce w pewnych okolicach. Cudownie... Nie miała najmniejszej ochoty, ani siły, aby się podnosić. Elżbieta podeszła do swoich córek, gromiąc je wzrokiem. Potem spojrzała surowo na Jadwigę.

- Idź stąd. Chaos jeno wprowadzasz, zamiast pomóc - nakazała chłodno.

Jadwiga wygramoliła się z materiałów i wstała. Spuściła pokornie głowę, dygnęła i z ulgą opuściła duszne pomieszczenie. Wyszła na dwór, przez kuchnię, zbierając po drodze misę z wodą. Przetruchtała przez podwórze i weszła do stodoły. Zajrzała do swojego warsztatu, odnalazła kawałek czystego płótna i zajęła się czyszczeniem rany. Aleksander, który leniuchował sobie przy wejściu do kuchni, przybiegł do niej. Kiedy trzymała dłoń na kolanie, powąchał ją i polizał. Syknęła głośno i zabrała rękę.

Ona JedynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz