🌼 15 🌼

416 10 13
                                    


Od rana była cała w skowronkach. Bal miał odbyć się już za trzy dni, zatem musiała zacząć się przygotowywać. Musiała poszukać jakiejś sukni, a najlepiej zamówić nową - odpowiednią na takie okazje. Oczywiście takie przemyślenia nie uszły uwadze Elżbiecie i jej córkom. Macocha dała Jadwidze wszelkie wytyczne i nakazała czym prędzej jechać do miasta i wszystko zamówić. Oczywiście wszystko tego samego dnia, jakżeby inaczej. Jadwiga jednak była taka rozanielona i radosna, że nawet nie zwróciła na to zbytniej uwagi, tylko czym prędzej zajęła się przygotowaniami.

Tym razem nie musiała zabierać ze sobą wozu, zatem postawiła na Arkadię. Dawno nie wyjeżdżała z nią dalej, niż na pola, a i sama Jadwiga dawno nie siedziała w siodle i nie jechała w teren. Przejażdżka do miasta była idealną okazją. Dowódca, ze względu na swój wiek i coraz częstsze bóle pleców, miał ograniczony większy wysiłek oraz co drugi dzień robiła mu masaże.

Prędko przyodziała brązową suknię, przystosowaną i do jazdy wierzchem, i do wyjazdu do miasta. Pod spód oczywiście ubrała lniane spodnie. Na ramiona zarzuciła płaszcz, a dłonie skryła pod skórzanymi rękawiczkami. Jej talię oplatał pas, do którego była przymocowana sakiewka z pieniędzmi. Elżbieta wolała mieć już wszystko zapłacone. Spodziewała się, że wszyscy rzucili się do okolicznych krawców, aby zamówić suknie. Miała nadzieję, że skoro zapłaci już z góry, jej zamówienie będzie szybciej zrealizowane.

Prędko wyszczotkowała białą sierść Arkadii, założyła na nią specjalny, bordowy koc, który chronił jej grzbiet od otarć, a potem ciemnobrązowe siodło. Podpięła popręg, który trzymał wszystko na grzbiecie i poprawiła strzemiona. Potem założyła ogłowie i już była gotowa do drogi. Wszyscy byli wypuszczeni, zatem mogła spokojnie jechać. Ścisnęła boki klaczy i wyjechały w drogę.

***

Jechała leśną ścieżką, ciesząc się pięknym dniem. Arkadia również korzystała z możliwości rozprostowania nóg. Czuła, że to nie jest zwykła przechadzka na pola i z powrotem. To było coś z prawdziwego zdarzenia. Szła żwawym stępem, strzygąc uszami i rozglądając się na boki. Jadwiga kołysała się na jej grzbiecie i prawie dostała od tego mdłości. Zdążyła się już odzwyczaić od typowej jazdy wierzchem. Nadmiar obowiązków zabierał jej czas wolny. Jednak z drugiej strony cieszyła się, że klacz będzie miała okazję do wybiegania. W końcu nie musi od razu wracać do domu po zamówieniu sukien. Może pojechać trochę okrężną drogą. Ale póki co, na razie musiała skupić się na celu - suknie. Sama z resztą chciała sobie jedną zamówić, zatem nie mogła zwlekać.

Poprosiła Arkadię o kłus. Ta wystrzeliła jak z procy, aż odrzuciło Jadwigę do tyłu i musiała przyszarpnąć wodze, aby klacz się zatrzymała.

- Co to było, moja droga? - zapytała surowo - Co to za wystrzały?

Klacz poruszyła jednym uchem, słuchając swojej pani, jednak drugim już gnała galopem między drzewami. Jadwiga westchnęła ciężko. Opuściła odrobinę wodze, zamykając całkowicie rękę i dodając łydkę, przez co klacz była zmuszona do cofnięcia się. Zrobiła kilka kroków, posłusznie ulegając poleceniom Jadwigi. Ta zatrzymała ją i odpuściła wodze.

- Teraz już będzie grzeczna? Wiesz już, do czego służy wodza? Będziesz pamiętać?

Arkadia opuściła lekko łeb i prychnęła, przeżuwając wędzidło. Jadwiga skinęła głową i wyprostowała się. Poprosiła ją o stęp, a po chwili o kłus. Tym razem klacz posłusznie dreptała, ale nie straciła czujności i chęci do wesołego brykania w galopie. Jadwiga wyczuwała jej eskcytację. Zbliżały się powoli do pól, które niedawno mijała wraz z Dowódcą.

Wyjechały na otwartą przestrzeń. Nie mogła już dłużej jej wstrzymywać. Sama też czekała na ten moment. Dodała łydkę i klacz od razu popędziła do przodu, strzelając po drodze kilka wesołych baranów. Właśnie dlatego nie nadawała się do bryczki. Była za młoda i zbyt energiczna. Dowódca posiadał pewnego rodzaju dyscyplinę, w końcu nie bez powodu właśnie takie imię otrzymał. Jadwiga zachichotała i pochyliła się lekko w siodle, odciążając jej grzbiet. Słońce przyjemnie muskało jej twarz, a wiatr smagał policzki. Arkadia galopowała wesoło do przodu, z każdym krokiem przyspieszając. Jadwiga czuła jak traci nad nią kontrolę, a na to nie mogła pozwolić. Musiała coś zrobić, zanim całkowicie ją straci. Stopniowo wracała do siodła, uspokajała też klacz głosem, ale to niewiele dało. Odetchnęła głęboko, zachowując zimną krew. Gdyby poddała się panice, albo przynajmniej odrobinie wątpliwości, Arkadia mogła ponieść i wywieźć gdzieś daleko. Zamknęła dłonie, uważając, aby zbytnio nie napiąć ciała. Arkadia mogłaby wyczuć, że coś jest nie tak i zamiast zwalniać - przyspieszałaby. Ciągnęła ją raz za lewą, raz za prawą wodzę, ale gdy to nic nie dawało, zaczęła wręcz się z nią szarpać. Klacz początkowo się broniła, ale gdy zaczęło jej to sprawiać dyskomfort i ból, odpuściła. W końcu udało jej się zwolnić klacz do stępa. W samą porę, bo ponownie wjechały w las. Praktycznie całą polną drogę przegalopowały. Jadwiga uspokajała oddech i wygładziła odrobinę sterczące na głowie włosy. Arkadia prychnęła kilka razy, wyciągając szyję. Poklepała ją po spoconej sierści.

Ona JedynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz