🌼 21 🌼

343 12 37
                                    

Nie dbała o to, że miała obowiązki do wykonania. Jej serce właśnie pękło na pół. Tyle czasu poświęciła na przygotowania, tak się cieszyła, że w końcu spotka króla, a tutaj? Zostawili ją. Samą. Z potarganą i poplamioną suknią. Z zerwanym łańcuszkiem - prezentem od króla. Z raną na dłoni, szyi, siniakami wszędzie. Biegła w stronę rzeki, szlochając. Swoje obowiązki miała głęboko w poważaniu. Przecież miała na nie całą noc, prawda? Dotarła do brzegu. Padła na miękką trawę, płacząc coraz bardziej. Schowała twarz między ramionami i puściła wszelkie hamulce. Łzy strumieniami spływały jej po policzkach. Cała się trzęsła. Nie miała na nic siły. Jej idealny dzień został zniszczony. Doszczętnie zniszczony. Na zawsze. Nigdy już nie będzie miała okazji, aby spotkać króla. Chyba, że dostanie posadę u swojej siostry i będzie go widywała na korytarzach. Ona, myjąc podłogi, a on, przechadzając się ze swoją szanowną małżonką, zapewne wymieniając czułości, a może jeszcze w towarzystwie ich dzieci. Na tę myśl zapłakała jeszcze głośniej i żałośniej. Jeśli którakolwiek z jej sióstr zasiądzie na tronie, będą miały nad nią jeszcze większą władzę, niż teraz. A gdyby tak... Gdyby tak ja i król... Nie! Nie, dość, wyrzuć te haniebne myśli ze swojej głowy. Chcesz przejść do historii jako królewska kochanica? Co by ludzie powiedzieli? Albo twój ojciec? Chcesz być jak matka? Chcesz? Nie. No właśnie...

- Po prostu pogódź się z tym, że ty nigdy nie będziesz szczęśliwa - wyszlochała.

- Naprawdę tego chcesz?

Zamarła na dźwięk tego głosu. Nie do wiary... Podniosła się powoli i odwróciła głowę. Napotkała wzrok, którego tak dawno nie widziała. Błękit jej oczu przeszył ją na wskroś. To po niej je miała.

- Ma... Mama? - jąkała się.

Niewiasta pokiwała głową. Uśmiechnęła się do niej ciepło. Wyciągnęła w jej stronę ręce. Jadwiga, choć z wahaniem, przyjęła je i wstała.

- M-mamo, ale... A-ale jak? Co ty tu... Co ty tu robisz, przecież...

- Wszystko ci wyjaśnię, słoneczko - chciała ją pogłaskać po policzku, ale Jadwiga odsunęła się od niej.

Wyrwała swoje dłonie z uścisku i zacisnęła je w pięści. Na jej twarzy pojawił się wyraźny grymas.

- Zostawiłaś nas... - wysyczała.

- Jadwigo... - chciała do niej podejść.

- Zapewniałaś ojca, że go kochasz. A potem tak po prostu go zostawiłaś! Jego... I własną córkę! Jak mogłaś?! Co ty sobie wtedy myślałaś?! Wiesz, ile przeszłam?! Wiesz, co się teraz ze mną dzieje?! Wiesz... Czy ty mnie w ogóle znasz?! Po co tu jesteś?! Odejdź! - odwróciła się do niej plecami i usiadła na brzegu.

Anna westchnęła i zbliżyła się do córki. Stanęła obok niej i założyła ręce za plecy. Przymknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki wdech.

- To był piękny dzień. Wracałam właśnie z miasta. Miałam do przekazania twojemu ojcu ważną nowinę. Miałaś wtedy pięć lat...

- O czym ty mówisz? Jaka nowina? - pytała zdziwiona.

- Daj mi rękę - wyciągnęła w jej stronę dłoń.

Jadwiga spojrzała na nią, jednak ta patrzyła przed siebie, czekając na jej ruch. W końcu odważyła się ją złapać. Wtedy coś zakłuło ją w piersi, a w głowie zaczęły pojawiać się dziwne obrazy.

Piękny, słoneczny dzień. Targ w mieście. Jej matka, rozmawiająca z jakąś niewiastą. To przecież Elżbieta. Jaka młoda... Obie młode... Śmiały się z czegoś. Na koniec Elżbieta podarowała jej jabłko ze swojego straganu i Anna odeszła, wyraźnie zmierzając w stronę domu. Odnalazła swojego bułanego konia, którego Jadwiga pamiętała jak przez mgłę. Arabella? Tak chyba brzmiało jej imię. Anna wsiadła na konia i ruszyła spokojnie do domu. Po drodze zajadała się jabłkiem. Dała też odrobinę klaczy, która schrupała je ze smakiem. Były coraz bliżej domu.

Ona JedynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz