21

118 13 2
                                    

Wygraliśmy wszystkie mecze i właśnie dzisiaj miały się odbyć finały. Na boisku byłem chyba z piętnaście minut łącznie podsumowując nasze wszystkie starcia, ale co się dziwić skoro nie jestem w pierwszym składzie. Były to zawody wojewódzkie, więc drużyna która z nami konkurowała była z miasta obok. O dziwo szkoła koszykarska w której był Aleksander właśnie walczy o drugie miejsce. Przegrali z nami. Mogę powiedzieć, że ze mną też, bo wyjątkowo w tym meczu grałem i to ponad pięć minut. Jeden zawodnik się gorzej czuł, więc na ostatnie minuty wszedłem. Przekroczyliśmy próg hali na której ma się odbyć finał i pierwsze co rzuciło się mi w oczy to grupa chłopaków z torbami sportowymi. Mieli na sobie drużynowe dresy. Wszyscy byli ogromni. Naprawdę nie mogę powiedzieć, że w naszej drużynie są niskie osoby, bo średnia wychodzi około metra osiemdziesiąt pięć. Jednym z wyższych był Aleksander ze swoim metr dziewięćdziesiąt dwa. Lubiłem to, że jest ode mnie wyższy, bo czułem się jeszcze bardziej bezpieczny. Chociaż na co dzień nic mi nie zagrażało. Zignorowaliśmy chłopaków i skierowaliśmy się do szatni. Mijając ich pewien chłopak mrugnął do mnie i uśmiechnął się cwano. A może to nie było do mnie? Zignorowałem to całkowicie idąc do szatni.

- co to miało być – powiedział Olek szeptem stając obok mnie.

- ale o co ci chodzi?

- czemu tamten chłopak do ciebie mrugnął? – zapytał zbulwersowanym tonem, ale po jego twarzy nie było nic widać. Niezły aktor.

- nie wiem. Nie znam typa – wzruszyłem ramionami przebierając koszulkę.

- mam nadzieję – mruknął pod nosem.

- zazdrośnik – zaśmiałem się, a chłopak na mnie prychnął. Kiedy skończyłem stwierdziłem, że pójdę po wodę do automatu. Przy maszynie stało trzech chłopaków z drużyny przeciwnej. W tym ten, który puścił do mnie oczko. Wywróciłem oczami. Po prostu ich zignoruje i kupię wodę. Oczywiście chłopcy nie mieli takich planów.

- o kogo nasze oczy widzą – zakpił jeden z nich. – drużyna ścierw i frajerów. Już szykujecie się na przegraną jak w tamtym roku? – zignorowałem to. – kurwa reaguj jak do ciebie mówię!

- po co? – zapytałem patrząc na niego znudzony. – twoje pierdolenie nic nie zmienia, a kto wygra zobaczymy po meczu – chciałem sięgać już po wodę, która spadła, ale chłopak zablokował mi tą możliwość.

- wyszczekany jesteś. Ciekawe czy na boisku też dasz sobie radę.

- nie wiem czy zagram – powiedziałem prawdę. – nie jestem w pierwszym składzie.

- pewnie byś nie miał z nami szans skoro nawet cię nie wpuszczają.

- może – wzruszyłem ramionami. – nie wiem jak gracie – chłopak wyglądał na zszokowanego. - skończyłeś? Drużyna na mnie czeka.

- lubię go – powiedział chłopak, który wcześniej do mnie mrugnął i objął mnie ramieniem. – może chcesz się umówić po meczu? – nagle usłyszałem zbulwersowany głos zza moich pleców.

- w twoich snach kurwa – Aleksander podszedł do nas i zrzucił jego rękę ze mnie. Uśmiech sam cisnął mi się na usta kiedy widziałem jak zaborczy i zazdrosny jest. – czy tak boicie się przegranej, że gnębicie jednego z naszych? Żałosne.

- zazdrosny chłopak? – zakpił, a Olek przez to jeszcze bardziej się wkurzył. – nie daj się namawiać i chodź ze mną po meczu na randkę – zwrócił się jeszcze raz do mnie. Blondyn od razu do niego wystartował, ale powstrzymałem go.

- pierdol się – krzyknął jeszcze do nich ciągnięty przeze mnie w stronę naszej szatni.

- może warto wymienić swojego chłoptasia co? – zapytał jeszcze tamten, a jego drużyna się zaśmiała. Głąby.

- ja pierdole no zabije ich – wykrzykiwał nabuzowany Aleksander chodząc po całej szatni. – jak on śmiał kurwa – próbowałem go uspokoić. Cała drużyna patrzyła na nas jak na idiotów.

- o co chodzi? – zapytał w końcu kapitan.

- drużyna przeciwna trochę z nas kpiła – powiedziałem tylko. – a Aleksander źle to znosi – wskazałem na niego ręką. - Marcel zaśmiał się i podszedł do niego.

- stary rozniesiemy ich – poklepał go po plecach.

Nadszedł czas, że mogliśmy wejść na boisko i się rozgrzać. Po pięciu minutach rozgrzewki zaczął się mecz. Oczywiście nie wszedłem, ale będę wspierać drużynę z ławki. Aleksander nadal był wkurwiony, że też taka mała rzecz działa na niego jak płachta na byka. Powinienem się chyba cieszyć, bo to znaczy, że mu zależy. Na szczęście jego wkurw nie przeszkadzał mu w grze. Minęła dopiero pierwsza minuta, a on cały czas prze na kosz. Właśnie przez to, że tak mu dobrze idzie zdobyliśmy dwa pierwsze punkty. Nie potrafiłem z Aleksandra spuścić wzroku. Ten pot, blond za długie włosy i on sam - po prostu ideał. Chłopak często miał piłkę kozłując i zaliczając wsady. Myślę, że wygramy z łatwością, a tamci byli tacy pewni swojego zwycięstwa. Nasza drużyna jak zawsze idealnie ze sobą współgrała, a Aleksander błyszczał. Pewnie nie jedna laska ma mokro patrząc na niego, ale on jest tylko mój. Pierwsza kwarta się skończyła naszą przewagą o pięć punktów. Mogło być lepiej. Drużyna szybko zbiegła do ławek. Podałem wodę Olkowi, a on się uśmiechnął.

- i jak ci się podoba jak gram podczas meczu? – zapytał tak, że tylko ja słyszałem. Przynajmniej mam taką nadzieję.

- jesteś gorący – powiedziałem, a chłopak się zaśmiał.

- powiedz mi coś czego nie wiem – wywróciłem oczami. Skromniacha. – mam nadzieję, że będę miał przyjemność zobaczyć ciebie w takim wydaniu. Wiesz zlany potem, ledwo zipiący i dyszący – wytrzeszczyłem oczy. – o nie czekaj mam takie widoki na co dzień – uderzyłem go dosyć mocno w ramię, a on się zaśmiał. Krystian spojrzał się na nas z dziwnym wyrazem twarzy. Może coś podejrzewa, albo właśnie coś usłyszał. Chyba nie powinno mnie to obchodzić skoro Aleksander obiecał mi zmianę na lepsze. Może w końcu powie kolegom. Dwu minutowa przerwa szybko minęła i już zaraz obie drużyny wracały na boisko. Blondyn nawiązał ze mną kontakt wzrokowy i uśmiechnął się. Gra na nowo się rozpoczęła.

Zostały dwie minuty do końca pierwszej połowy. Różnica wynosiła już tylko trzy punkty. Piłkę miała drużyna przeciwna i... różnicy już nie było. Zestresowałem się. Wiem, że nie ma opcji przegrać, ale jednak brak przewagi stresuje. Nasze drużyny idą łeb w łeb. Trzeba znaleźć coś na nich, żeby zagiąć ich grę. Nie może być remisu, bo to wiążę się z dogrywką, a one są ciężkie dla zawodników. Wtedy korzysta się zazwyczaj z pomocy rezerwowych, ale traci to swoją magię, bo oni nie są, aż tak efektowni. Nie mogłem się doczepić do ich gry. Nie byli brutalni, ani nie robili jakiś sztuczek. Byli po prostu dobrzy, ale my wcale nie byliśmy gorsi. Nagle rozbrzmiał dźwięk gwizdka. Odwróciłem oczy od Aleksandra i rozejrzałem się po boisku. Marcel leżał na ziemi. Co się takiego stało? Serce zaczęło mi bić szybciej. Chłopak nie był nieprzytomny, ale leżał i próbował się podnieść. To chyba coś z nogą. Zaczął podnosić się przy pomocy osób z obsługi medycznej i kierować się w naszą stronę. Została minuta pierwszej połowy.

- Dominik wchodzisz – krzyknął pan Majestanczyk.


Nie było mnie tu chwilę, ale wracam z nowym rozdziałem. Mamy do czynienia dzisiaj z zazdrosnym Olkiem i pierwszym opisem meczu. jutro powinien również  pojawić się rozdział chociaż mam blokadę twórczą ostatnio i nowego nie potrafię napisać.

Skrzydłowy  I yaoi IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz