8

138 14 2
                                    


W środę rano stwierdziłem, że właśnie dzisiaj jest ten dzień kiedy wrócę do domu i skonfrontuje się z rodzicami. Nie była to łatwa decyzja, ale nie mogę po prostu zignorować całego wydarzenia i urwać z nimi kontaktu. Tym bardziej, że nie chcę nadużywać gościnności rodziców Bartka. W dodatku żyjemy w jednym pokoju co odbiera całą prywatność chłopaka. Poranek minął nam tak samo jak pozostałe. Przy śniadaniu oznajmiłem Bartkowi, że to dzisiaj nadszedł dzień, kiedy pójdę do domu i pogadam z rodzicami. Nie był z tego zadowolony, bo boi się ich reakcji. Ja też, ale no yolo czy coś.

Lekcje były jak zwykle nudne. Kolejny zapowiedziany sprawdzian i napisana kartkówka z której pewnie dostanę cztery, bo nie uczyłem się do niej wystarczająco długo. Nie miałem problemu z ocenami wystarczyło, że słucham na lekcji. Jedyny problem miałem z fizyką, chemią i matmą. Niczego z tych przedmiotów nie potrafiłem zrozumieć. Pamiętam jak jeszcze w gimnazjum nauczyłem się schematu i logiki reakcji chemicznych, ale przez wakacje kompletnie zapomniałem o co w tym chodziło.

Po lekcjach jak to się zdarza co drugi dzień mieliśmy trening. Razem z Antkiem skierowaliśmy się do szatni gdzie aktualnie już był cały zespół. No prawie, bo nigdzie nie potrafiłem znaleźć tej blond czupryny. Zignorowałem to i przebrałem się. Trening się rozpoczął, a co mnie zdziwiło najbardziej nasz wice kapitan się nie pojawił. Po treningu wraz z naszą ekipą wybraliśmy się do maka, żeby uczcić mój powrót do domu. Tylko ja oraz Bartek nie do końca się cieszyliśmy nie wiedząc co możemy się spodziewać po moich rodzicach.

Około dwudziestej pani Kornelia zawiozła mnie pod mój blok.

- wejść z tobą kochanie? – zapytała z uprzejmym uśmiechem. – zawsze mogę porozmawiać z nimi, żeby źle nie reagowali.

- jest pani kochana – powiedziałem łapiąc ją za dłoń, którą głaskała moje ramię. – ale muszę się z tym zmierzyć sam – i wysiadłem z auta. Podszedłem do bagażnika i wyciągnąłem moją walizkę. Zacząłem zmierzać w stronę klatki machając na odchodne mamie Bartka.

Przemierzałem powoli coraz to kolejne schodki próbując odwlec moment spotkania. Wiedziałem, że jest to nieuniknione, ale nie chciałem tego. Nie teraz kiedy żyłem przez trochę tak dobrym życiem jak Bartek. W końcu dotarłem pod drzwi. Mieszkałem na pierwszym piętrze, więc dotarcie tutaj nie mogło mi zająć długo. Wszedłem do środka, otwierając uprzednio drzwi moimi kluczami. Kiedy ściągałem buty w przedpokoju pojawiła się moja mama.

- o mój Boże Dominik – powiedziała podchodząc do mnie i mnie przytulając. Nie wyrywałem się, ale nie odwzajemniłem jej uścisku. Nadal miałem w głowie ich słowa. Nieudacznik. Pokraka. Wynaturzenie. I chociaż teraz kobieta bardziej płakała ze szczęścia nadal mam jej obraz w głowie kiedy mówi z obrzydzeniem o osobach takich jak ja. – nie rób tego więcej – wyszlochała. Poklepałem ją tylko po plecach, żeby mnie puściła. Poszliśmy razem do salonu gdzie siedział mój ojciec. Osobiście miałem nadzieję, że pojechał znowu w jakąś swoją delegację. Nie wiem czy serio jeździ czy po prostu zdradza matkę, ale mam to w dupie. Jednak delegacja jest przyjemniejszą wizją.

- oh któż to wrócił – zakpił odkładając gazetę, którą czytał na stolik. – syn marnotrawny w końcu wrócił do ojca? – zapytał z tym swoim złośliwym uśmieszkiem, miałem ochotę mu go zetrzeć z twarzy. Najlepiej pięścią.

- nie do końca chciałem wracać – powiedziałem wzruszając ramionami. – po prostu jesteście moimi rodzicami i warto sobie wszystko wyjaśnić – mój ojciec prychnął.

- jak tak bardzo nie chciałeś wracać to po chuj tu przylazłeś? – jak zawsze się uniósł.

- Andrzej kurwa spokojnie, bo ci zaraz laciem zajebie – powiedziała moja mama. Pierwszy raz słyszę, żeby odzywała się tak do mojego ojca.

Skrzydłowy  I yaoi IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz