9

139 13 1
                                    


- zgoda – powiedział chłopak. – moi rodzice są dosyć bogaci, a że dostałem się tutaj do szkoły koszykarskiej na stypendium to wynajęli mi mieszkanie.

- szkoła koszykarska? Ale przecież chodzisz to tego samego liceum co ja – sapnąłem naprawdę zdezorientowany.

- bo zmieniłem szkołę.

- dlaczego?

- nie zadajesz za dużo pytań? – chłopak stanął przez co również to zrobiłem, bo jednak byłem uwieszony na nim.

- po prostu chcę cię choć odrobinę poznać – powiedziałem patrząc mu w oczy. Chłopak uśmiechnął się kącikiem ust.

- nie podobała mi się polityka tamtego klubu i to jak trener nas traktował. Wiesz kontuzje, usilna chęć wygranej i przemoc fizyczna oraz psychiczna to wszystko było na porządku dziennym. Nie na to się pisałem zaczynając grać w kosza – chłopak zamilkł znowu zaczynając iść.

- a czemu zostałeś tutaj? Przecież mogłeś wrócić do domu rodzinnego .

- znalazłem już tutaj przyjaciół. Moim rodzicom jakoś i tak nie zrobiłoby to różnicy, więc wolałem żyć sam.

- to musi być fajne – powiedziałem. – zero rodziców i można robić co się chce.

- no nie do końca. Mieszkanie samemu to podwójna odpowiedzialność, bo przejmujesz jeszcze rolę rodziców. Na początku oczywiście, że jest zajebiście, imprezy, znajomi i brak kogoś jęczącego ci o tym, że to co robisz jest złe. Bo niby kto ma ci to powiedzieć? Koledzy? – rzucił dosyć zdenerwowanym tonem. Zmieszałem się. To co mówił wydaje się naprawdę logiczne (nawet na mój stan najebania). Jakoś teraz po tych słowach nie widzę przed sobą pewnego siebie nastolatka z wyjebanym ego, a bardziej zagubionego i samotnego chłopca.

- wiesz Aleksandrze – powiedziałem próbując brzmieć poważnie, ale chyba mój stan i to, że sam nawet nie stoję o własnych siłach mi to uniemożliwiało. – trzeba po prostu znaleźć do swojego boku osobę, która będzie potrafiła nam w tym pomóc. Wylać przysłowiowy kubeł zimnej wody – zaśmiałem się wyobrażając sobie jak wylewam ów kubeł na chłopaka obok. Ale moje słowa chyba były zabawne, bo on również się zaśmiał. I tak przy moim głupim pijackim bełkocie spędziliśmy podróż do mieszkania Olka.

- teraz wejdziemy do windy okej? – zapytał jak przekroczyliśmy próg klatki.

- to jak wysoko ty mieszkasz?

- na czwartym piętrze, wiesz mam naprawdę ładne widoki – powiedział prowadząc mnie. Myślę, że byłem w stanie iść już sam, ale nie chciałem. Jego bliskość dodawała mi spokoju i trzeźwości (wiem, że w moim stanie brzmi to absurdalnie i żałośnie). Weszliśmy do jego mieszkania, a chłopak dał mi jakieś ciuchy na przebranie.

- możesz wziąć prysznic jeśli chcesz – powiedział i pokazał mi drzwi od łazienki. – ale jak skończysz zawołaj mnie to spróbuję ci pomóc zaradzić coś na twoją twarz – zrobiłem to co mówił chłopak. W łazience szybko się rozebrałem i wszedłem pod ciepły strumień. Byłem mu wdzięczny, że pozwolił mi się umyć, bo bym jutro naprawdę jebał gorzałą. Szybko przetarłem ciało ręcznikiem i ubrałem dane mi spodenki. Koszulki nie miałem ochoty zakładać. Naprawdę ciepło miał w tym mieszkaniu.

- Już skończyłem! – krzyknąłem wychylając głowę z łazienki. Chłopak siedział na kanapie i robił coś na telefonie. Słysząc mój głos od razu wstał i wziął apteczkę, która leżała na stole. Moja osobista pielęgniarka. Chciałem się zaśmiać na tą myśl, ale wolałem się powstrzymać.

Skrzydłowy  I yaoi IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz