Rozdział III - Dalej, coraz dalej...

591 54 9
                                    

Maj 2018.

Hubert gniewał się na mnie prawie miesiąc. Nigdy dotąd tak długo nie okazywał mi swojego zawodu, ale nie miałam wyboru. Nie mogłam mu pozwolić na to, co chciał zrobić. Znając mojego męża, mogłam spodziewać się, że wparuje w godzinach pracy do Urzędu Marszałkowskiego i obije mordę Dybczyńskiemu na oczach wszystkich, pracowników i klientów, rujnując jednocześnie własną przyszłość i moją karierę zawodową. Hubert, gdyby został skazany za przestępstwo popełnione umyślnie (a za takie można uznać pobicie), mógłby stracić emeryturę i status weterana, a tego wolałam uniknąć, przede wszystkim dla jego dobra, ale też oczywiście dla całej naszej rodziny.

Postanowiłam przejść nad tą sprawą obojętnie i zignorować jego pełne irytacji komentarze. Liczyłam na to, że szybko sobie da spokój i uzna, tak jak ja, że to nie był koniec świata, a na Dybczyńskiego przyjdzie kiedyś pora i sam na siebie ukręci bata. Nie miałam pojęcia jednak, że Hubert obrazi się za to na mnie.

– Długo zamierzasz tak się jeszcze boczyć? – spytałam w końcu pewnego wieczoru, gdzieś w połowie maja, bo miałam już serdecznie dość wiecznie obrażonej miny męża. Nie dość, że miałam absorbującą i stresującą pracę, to jeszcze w domu nie było różowo. Dzieci spały, a my nawet nie rozmawialiśmy ze sobą.

– A jak mam się nie boczyć, skoro moja żona pozwala się klepać w dupę w pracy? – prychnął.

– Wypraszam sobie. Nikomu nie pozwalam się dotykać! – zaprotestowałam. – To on mnie zaatakował. Poza tym to był jednorazowy incydent i więcej się nie powtórzy, bo marszałek odizolował tego gada ode mnie. A może i szkoda, bo nie mogę go sprowokować i nagrać.

– Chcesz go prowokować? – oburzył się mój mąż. – Co masz na myśli?

– Chciałam, ale nic z tego... – westchnęłam. – Myślałam, że uda mi się go nagrać, gdybym chciała się z nim sądzić, ale to i tak nie przejdzie w czasie kampanii wyborczej.

– Marlena... – oczy Huberta ciskały gromy – nie wiem, co ty sobie myślisz o mnie, ale jestem normalnym facetem i nie życzę sobie, żeby ktoś dotykał mojej żony. Tak ciężko to przyswoić?

– A tak ciężko zrozumieć, że jestem osobą publiczną i odpowiadam za wizerunek jednego z najważniejszych polityków na Dolnym Śląsku, a na jesień są wybory??? – spytałam poirytowana. – Dybczyński jest chamem, ale jest niegroźny. Nie zrobiłby mi krzywdy, bo nie ma takich możliwości. Nie jestem bezwolną laleczką, która pozwoli się obmacywać. Znasz mnie tyle lat i jeszcze tego nie zauważyłeś? – Hubert spojrzał na mnie i w końcu się uśmiechnął.

– Masz rację, przecież wiem, jaka z ciebie bojowa sztuka – parsknął śmiechem.

– Słucham??? – Nie lubiłam, jak mnie tak nazywał.

– No, już dobrze, Marlenko... – mąż podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu. Nie wiem czemu, ale spodziewałam się, że raczej po swojemu klepnie mnie w tyłek, a nie tego. On położył rękę na moim ramieniu. – Coś się między nami zmieniło?

– Co się stało, że jesteś taki ostrożny?

– Nic. Po prostu nie umiem tak od razu przejść do porządku dziennego nad tym, co się on ci zrobił.

– Hubi, minął ponad miesiąc, a on mnie tylko klepnął w tyłek. Poza tym, od razu dostał za to po gębie. Gdyby nie ty, już bym o tym zapomniała. Mam taki zapiernicz w pracy, że nie mam czasu się zastanawiać nad tym, co akurat robią dyrektorzy. Szef obiecał trzymać go z dala ode mnie i to robi. Czego jeszcze oczekujesz?

– Sam nie wiem... – Hubert westchnął i stanął za mną, obejmując mnie delikatnie swoimi potężnymi ramionami. – Chciałem poczuć się, jak facet, obronić moją żonę, a ty nie dajesz mi możliwości wykazania się.

– Ja ci daję mnóstwo możliwości, żebyś wykazał się jako facet – zachichotałam, a on westchnął jeszcze raz i przytulił mnie mocniej – ale nie pozwolę ci zrujnować naszego życia tylko dlatego, że masz ochotę draniowi przywalić.

– Wiesz, jak byłem w wojsku, a zwłaszcza na misji, wszystko było prostsze – stwierdził w końcu. – Byli koledzy, których trzeba było chronić, i był wróg, więc wiadomo było, do kogo strzelać. W warsztacie też wszystko jest jasne. Coś się zepsuło i trzeba naprawić. Nie rozumiem polityki – przyznał w końcu. – I nie wiem, jak ty to wszystko ogarniasz.

– Ja też bym sobie nie naprawiła auta, a ty to robisz świetnie – zachichotałam, obracając się wokół własnej osi tak, żeby stanąć do niego przodem. Zarzuciłam mu ręce na szyję i spojrzałam w oczy. Patrzył na mnie zmieszany. – Jesteś moim bohaterem, wiesz? Nie gniewaj się już, proszę.

– A będziesz zwracać na mnie uwagę?

– A nie zwracam?

– Żono, ciebie kręci tylko praca i wiarołomni politycy – stwierdził, wytrzymując moje spojrzenie. Nie wiem czemu, ale uznałam w tym momencie (pewnie nie używałam do tego mózgu), że mój mąż jest najbardziej seksownym facetem na świecie i nie marzę o niczym innym niż żeby mnie zdominował po swojemu.

– A jeśli powiem, że tylko ty mnie kręcisz? – spytałam prowokująco.

– Dopóki nie pójdziesz do pracy, jestem w stanie w to uwierzyć – zamruczał, zbliżając usta do moich.

– Jutro idę, ale to będzie piątek – zauważyłam – więc może przez weekend uda mi się cię przekonać, że tak jest? Może chciałbyś sobie podominować? – spytałam, sugestywnie. Poczułam, jak wypuścił powietrze. – Zaskoczyłam cię, kochanie?

– Zawiozę dzieci do moich rodziców zaraz po pracy – zaoferował się.

– Spokojnie, nie wiem jeszcze, o której wrócę...

– Ale ja już chcę – złapał mnie za tyłek i przyciągnął do siebie mocno. – Marlenko, nie znęcaj się. – Na brzuchu poczułam jego wzwód. – Szybko poszło. Działam na niego tak, jak on na mnie.

– Chodź – pociągnęłam go za rękę do łazienki. – Idziemy pod prysznic, a potem do sypialni.

– Wezmę cię już w łazience – odgrażał się Hubert.

– Nic z tego. Musimy być cicho, bo Kajtek się obudzi... – zaprotestowałam i... wykrakałam. Po chwili usłyszeliśmy potworny ryk i w drzwiach swojego pokoju pojawił się nasz syn. Nie zdążyliśmy nawet zamknąć za sobą łazienki.

– Mamoooo! – wył Kajetan – Mamoooo! – Wyswobodziłam się z ramion męża i podeszłam do synka.

– Miałeś zły sen, Kajtuś? – spytałam.

– Taaaaak – młody jęknął, chlipnął i wtulił się we mnie. – Biedactwo...

– Hubert, idź pod prysznic i do sypialni. Położę Kajtka spać i przyjdę – rzuciłam w stronę męża, którego mina wyrażała frustrację, i poszłam z synkiem do jego pokoju.

Ponowne uśpienie Kajetana zajęło mi sporo czasu. Był dość przestraszony i rozedrgany. Musiał mieć naprawdę zły sen. Po trzeciej kołysance, połączonej z głaskaniem po głowie i plecach, mój synek w końcu zasnął, a ja podniosłam się z trudem, żeby poczłapać do łazienki. Wtoczyłam się pod prysznic i po szybkim myciu udałam się do sypialni. 

LOVE COACH. Trenerka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz