VI.4.

438 49 18
                                    

Nie mogłam zarzucić Hubertowi, że znowu próbował mnie zdradzić, bo nie próbował. Z przeczytanej korespondencji jasno wynikało, że próbował uprzejmie zakończyć tę “znajomość”, aż w końcu stracił nerwy. Mogłam jednak mieć pretensje o to, że mnie z nią obgadywał. Żadna kobieta nie chciałaby się dowiedzieć od kochanki męża, że jest w czymś od niej gorsza. To było niewybaczalne!

– Mówiłeś mi, że jestem od niej lepsza. Kłamałeś! – wygarnęłam mu prosto w twarz.

– Nie kłamałem – bronił się. – Naprawdę uważam, że jesteś moim ideałem.

– Oprócz seksu, do cholery! Co to miało znaczyć, że ja nie umiem takich rzeczy jak ona?! No co??? W czym ta fryzjerka jest lepsza ode mnie???

– Marlena, tak się tylko mówi… Jak mam ci to wytłumaczyć? Nic nas nie łączy, nie miałem z nią o czym rozmawiać, a ona wypytywała mnie o ciebie. Byłem wkurzony i pijany.

– A może dlatego właśnie byłeś z nią szczery? Poza tym z tej konwersacji wynika, że nie spotkałeś się z nią tylko raz.

– No… dwa razy.

– Kurwa, nie wiem czy ci jeszcze kiedykolwiek uwierzę... – rozpłakałam się w końcu z nerwów i uczucia zawodu. –  Nienawidzę cię! Zejdź mi z oczu. I ani mi się waż odpisywać tej bździągwie! – dodałam groźnie. – Jeszcze nie zdecydowałam, co z nią zrobię. – Mój mąż wyglądał żałośnie i taki właśnie był w moich oczach. Słaby, głupi facet, który myśli… a raczej nie myśli za pomocą właściwej głowy. I śmiał obgadywać mnie z kochanką! – No, ja pierdolę!

– Marlenko…

– Wyjdź, powiedziałam. Muszę pobyć chwilę sama. – Hubert spojrzał jeszcze na mnie prosząco, ale nie zamierzałam się ugiąć. Wskazałam mu drzwi. W końcu posłuchał i wyszedł.

Rozpłakałam się jeszcze mocniej, ale ten straszny ciężar rozmył się w końcu i przestałam rozpaczać, bo przyszedł mi do głowy pomysł. A nawet cała seria pomysłów. – Pojadę dziś do tej Magnolii – zdecydowałam.

Wyszłam z sypialni i poszłam prosto do łazienki, żeby umyć twarz i zmyć rozmazany makijaż. Kiedy przechodziłam obok salonu, zobaczyłam, że Hubert siedział przed telewizorem i gapił się w niego tępo. Nie wydawało mi się, żeby to oglądał. Po prostu nie chciał sam siedzieć w ciszy, bo dzieci bawiły się na ogrodzie. Od czasu do czasu zerkał tylko na Kajetana przez przeszklone drzwi na taras. 

Z łazienki wyszłam już z nowym makijażem. Rozczesałam też i rozpuściłam moje długie włosy. Potem ubrałam letnią sukienkę w czerwone kwiaty. – Miałam dziś czytać książkę, ale muszę załatwić pewną sprawę – zdecydowałam, patrząc w swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam nawet bardzo dobrze. I o to chodziło.

Podeszłam do Huberta. Spojrzał na mnie z podziwem i ze strachem jednocześnie, jakby pytając się w myślach, co zamierzam. On znał mnie na tyle dobrze, że wiedział, co próbuję powiedzieć ubiorem i wyglądem. Czerwony kolor był wyzwaniem.

– Wyglądasz pięknie, kochanie – powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. Przywołałam całą moją samokontrolę, żeby nie trzasnąć go w twarz.

– To dobrze, bo pojedziemy do Magnolii razem.

– Czemu?

– Ja, dla własnego spokoju, a ty za karę – wyjaśniłam.

– A co z dziećmi?

– Zabierzemy je ze sobą. Dziewczynki pójdą z Kajtkiem na małpi gaj. Godzina powinna nam wystarczyć.

LOVE COACH. Trenerka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz