Człowiek uczy się całe życie...
Zawsze tak uważałam, choć do niedawna to była tylko teoria.
Ulubione motto mojego poprzedniego szefa, jednego z ostatnich porządnych ludzi w tym zawodzie. On, oczywiście, wymawiał je nieco inaczej, na swój własny niepowtarzalny sposób: „Człowiek, to się, k..., jednak uczy całe życie".
To był facet z jajami, który nigdy nie owijał w bawełnę, a jednocześnie nie zatracił w sobie człowieka, którym był wcześniej, zanim wdepnął w to bagno. Człowiek z ideałami, który inteligencją i humorem próbował walczyć z wiatrakami naszej samorządowej codzienności. Polityk z gatunku tych, których słowo „polityka" nie obraża.
No właśnie. Polityka. Wiecie, że to słowo, wywodzące się ze starożytnego języka greckiego? A termin dziś oznacza „ogół działań dążących do przejęcia i utrzymania władzy" (to moja ulubiona definicja politologiczna, jest ich, oczywiście, o wiele więcej).
A władza... Nie będę wam tu robić wykładu z teorii polityki, bo nie o tym jest ta historia. Chodzi tylko o to, żebyście zrozumieli, że moje życie było „jakieś" zanim spotkałam ją... A ta „jakość" polegała na względnie ustabilizowanym życiu prywatnym i zawodowym.
W marcu 2018 roku miałam trzydzieści pięć lat, w życiu prywatnym szczęśliwe małżeństwo, choć już drugiego męża. Do tego troje dzieci (z czego jedno moje z pierwszego małżeństwa, które okazało się totalną klapą z wyjątkiem córki właśnie, drugie mojego męża, a trzecie nasze wspólne), na koncie naukowym doktorat z nauk politycznych, parę artykułów i jedną publikację zbiorową z marketingu politycznego, na koncie zawodowym stanowisko doradcy polityka średniego szczebla.
Pomyślicie sobie, że można mi tylko pozazdrościć? Nic z tych rzeczy. Gdybyście spróbowali zamienić się ze mną choć na jeden dzień w którejkolwiek z podstawowych dziedzin mojego życia, uciekalibyście gdzie pieprz rośnie. A ja miałam je wszystkie. Na co dzień. Naraz. Czasem miałam wrażenie, że moja doba jest za krótka, a głowa za mała, żeby pomieścić to wszystko.
Jest jeszcze jedna, ważna sfera życia, o której nie opowiada się każdemu, ale ja właśnie chcę Wam o tym opowiedzieć. Trochę dla przechwałki, trochę ku przestrodze, żeby nie bawić się niczyimi uczuciami. Co to takiego?
Życie intymne. Moje, delikatnie mówiąc, od lat wiało nudą. Mąż dawno przestał się starać, a ja tym bardziej, bo po co starać się dla kogoś, komu się nic nie chce?
I tak żyliśmy sobie z dnia na dzień, myśląc, że nic już nas w życiu nie zaskoczy. A wtedy w zupełnie banalny sposób poznałam JĄ. Zaczepiła mnie na Facebooku. Chcecie wiedzieć, jak to się stało, kto to był i co było dalej?
Na to liczę...
Kochani! Wrzucam Wam obiecany w tym tygodniu prolog :-).
Za tydzień powinien być pierwszy rozdział. Czekacie?
CZYTASZ
LOVE COACH. Trenerka miłości
Romance[ZAKOŃCZONE] Romans/erotyk obyczajowy z elementami BDSM i wątkiem LGBT, z polityką w tle: Marlena ma 35 lat, drugiego męża, troje dzieci, doktarat z marketingu politycznego i ambitną pracę doradcy samorządowego polityka z aspiracjami. W pracy jest...