V.2.

492 48 20
                                    

– Czemu płaczesz, kochanie? – zdziwił się.

– Nie płaczę, po prostu się wzruszyłam. Wszystko w porządku, smacznego, Hubi.

– Smacznego, Marlenko – odpowiedział mi mąż i zajął się obiadem. W końcu i ja przekonałam się, że lazania najlepiej smakuje na gorąco...

Przez najbliższe pół godziny starałam się myśleć tylko o miłych rzeczach. Lazania była rzeczywiście obłędnie smaczna, więc nie rozmawialiśmy za dużo, delektując się smakiem. Od czasu do czasu spoglądałam na Huberta, który, oczywiście, zjadł swoją porcję o wiele szybciej niż ja. Podobno zostało mu to z czasów mundurowych. Opowiadał mi kiedyś, że w wojsku jadło się na czas. No i do obiadu zawsze był gorący kompot z powodu jakiegoś durnego przepisu, że wydawany posiłek musi mieć temperaturę dziewięćdziesięciu stopni... Nie wiem czemu mi się to akurat przypomniało, ale zachichotałam, wyobrażając sobie żołnierzy, pijących gorący kompot...

– Co cię tak bawi, skarbie? – spytał Hubert.

– Wyobraziłam sobie, jak piliście ten gorący kompot na wojskowej stołówce. Zawsze zjadasz obiad szybciej niż ja...

– Weź mi nawet nie przypominaj o tej durnocie. Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się wojsko – powtórzył mi tekst, który już słyszałam wiele razy, zwłaszcza jak Hubert jeszcze służył.

– Ale dzięki temu umiesz szybko jeść i nawet gorące ci niestraszne – puściłam do niego oko. Roześmiał się.

– Tylko ty umiesz docenić takie umiejętności.

Nie wiedziałam czy to jakaś moja specjalna cecha, że potrafię dostrzegać takie drobiazgi i uznawać je za wyjątkowość, ale w tym momencie poczułam, że to bez sensu. Przecież to zupełnie nieważne. O tym, czy ktoś jest dobrym partnerem, mężem, ojcem, przyjacielem, człowiekiem, decydują zupełnie inne sprawy. To jednak był mój Hubert. Taki właśnie. Nieidealny, ale mój.

Po obiedzie odebraliśmy Kajetana z przedszkola i wróciliśmy do domu. Dziewczyny już były. Zrobiłam dzieciom spaghetti. Kajetanowi specjalną wersję z bezglutenowym makaronem i bez sera, a dziewczynom tradycyjne. Dzieci były trochę zdziwione, że tak wcześniej jestem w domu, ale odpowiedziałam im, że od jutra wszystko wróci do normy.

Popołudnie spędziliśmy z dziećmi na ogrodzie, korzystając z pogody. Gdyby ktoś oglądał nas z zewnątrz (a jestem pewna, że wścibscy sąsiedzi zaglądali do nas czasem przez płot), to doszedłby do wniosku, że byliśmy szczęśliwą rodziną. I przecież tak było. Żadne wścibskie oczy nie zobaczyłyby jednak, zwłaszcza z daleka, że na tym idealnym obrazie była znaczna rysa. To było pęknięcie na materiale zaufania między nami. Można było je zaszyć albo rozpruć do końca i od nas dwojga zależało, co z tego wyjdzie.

Wieczorem, kiedy Kajetan już spał, a dziewczyny położyły się w swoim pokoju, chciałam iść prosto pod prysznic, ale Hubert miał inny plan.

– Zaczekaj, kochanie – poprosił mnie.

– Na co?

– Mam jeszcze coś dla ciebie.

– Okej, gdzie mam iść?

– Do salonu. Siadaj na kanapie. – Posłuchałam.

– I co teraz?

– Jeszcze deser – powiedział mój mąż i wyciągnął z barku pudełko Rafaello. Jeśli były na świecie jakieś słodycze, które uwielbiałam tak, że potrafiłam zjeść naraz całe pudełko, to było właśnie to. I mój mąż to doskonale wiedział. Wiele razy nabijał się ze mnie, jak pochłonęłam dużą paczkę w jeden dzień.

– Okej – zaśmiałam się. – Przyjmuję łapówkę. Dobrze wiesz, że nie mogłabym jej nie przyjąć.

– Wiedziałem – przyznał nieskromnie.

– Ale to i tak miłe. Dziękuję, Hubi. Czy ja mogę zrobić coś dla ciebie, żeby było ci miło?

– Mogłabyś, ale nie będziesz chciała – spojrzał na mnie znacząco. – A ja wolę, żebyś chciała, więc poczekam.

– Skąd wiesz, że kiedyś będę chciała?

– Bo cię kocham i wiem, że ty mnie też – odpowiedział pewnie. – Niestety, masz rację... ale nie wiem czy będziesz nadal tego taki pewien, kiedy dowiesz się, co ja zrobiłam...

– Masz rację. Ciągle cię kocham – potwierdziłam jednak. – Mogę już iść do łazienki? – spytałam, zmieniając temat.

– Możesz, jasne. – Hubert trochę przygasł.

– Nie gniewaj się, ale naprawdę chcę się wyspać przed pracą. Obawiam się, że jutro od rana zarzucą mnie dzisiejsze sprawy.

– Wiem, skarbie. Jestem z ciebie dumny, wiesz?

– Nigdy tego nie mówiłeś...

– I to był mój błąd.

– Hubi... – Mój mąż wstał i podszedł do mnie pewnym krokiem. Przyciągnął mnie do siebie, przytulił, a potem mnie pocałował.

– Wybacz, nie mógłbym bez tego zasnąć – stwierdził i po chwili wypuścił mnie ze swoich potężnie zbudowanych ramion. – Możesz już iść do łazienki, kochanie. No, chyba że wolisz iść ze mną? – spytał i poruszył zabawnie brwiami. Wbrew sobie poczułam, że właśnie na to mam ochotę. Wystarczyło, że mąż mnie przytulił i pocałował, a ja go znowu zapragnęłam. – Głupia babo, nie wytrzymałabyś dnia z dala od niego – pomyślałam z rozpaczą.

Hubert zauważył mój smutek, ale zinterpretował go odwrotnie.

– Nie chcesz mnie już?

– Oczywiście, że chcę. Jak mogłeś pomyśleć, że nie?

– Bo zrobiłaś taką minę...

– Bo jestem przerażona tym, jak mi na tobie zależy, idioto! – krzyknęłam na niego ze łzami w oczach.

– To znaczy, że dasz mi szansę.

– Tak, ale pod warunkiem, że ty mi dasz taką samą – wyrwało mi się. – Zmień temat, Marlena, szybko!

– Nie rozumiem.

– A musisz teraz rozumieć? – spytałam, zarzucając mu ręce na szyję i przyciągając do siebie.

– Jezu, jasne, że nie muszę, Marlena. Czekałem na to cały dzień – odpowiedział i podniósł mnie za tyłek, żeby zanieść mnie do łazienki. Na miejscu postawił mnie na podłodze, zamknął drzwi i zaczął mnie rozbierać. – Jak ja cię kocham, skarbie – wyszeptał w przerwie między całowaniem mnie i zdejmowaniem mi ubrań.

Mąż wstawił mnie pod prysznic i rzucił krótko:

– Zaczekaj, kochanie, zaraz będę cały twój – i rozebrał się w ekspresowym tempie. Po chwili już zamykał za sobą kabinę i więził mnie w swoich potężnych ramionach. Ja w ogóle nie miałam nic przeciwko. To było cudowne uczucie.

Hubert kochał się ze mną pod prysznicem, a potem przeszliśmy do sypialni i dokończyliśmy zabawę w łóżku. Wiedziałam, że następnego dnia w pracy będę zmęczona, ale miałam to w głębokim poważaniu. Było mi zbyt dobrze, żeby to analizować.

A jednak w końcu zamiast snu przyszły i wątpliwości. Poczułam, że muszę z nim o tym porozmawiać...



Jak obstawiacie? Marlena przyzna się do zdrady?

LOVE COACH. Trenerka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz