VIII.7.

483 46 6
                                    

W domu nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Hubert od razu zauważył, że się miotałam, bo podszedł i próbował mnie spacyfikować swoim niedźwiedzim uściskiem.

– Kochanie, spokojnie, powiedz, co się dzieje – wymruczał mi do ucha. – Jak dobrze, że go mam – pomyślałam.

– Nie czytasz brukowców? – zaśmiałam się jednak nerwowo.

– Wiesz, że nie.

– Mój szef dał sobie zrobić zdjęcie z kochanką przed wyborami.

– O, kurwa. Co za kretyn!

– To fakt, tym bardziej, że spotykał się z panią wojewodą z konkurencji – wyjaśniłam.

– I co teraz?

– Chyba będę musiała poszukać sobie nowej pracy – westchnęłam.

– Może nie będzie tak strasznie?

– Nie wiem, ale ja chyba i tak mam dość tej roboty. Wypaliłam się...

– Kochanie, mamy kredyt na dom – zauważył mój mąż rozsądnie.

– Wiem i to mnie dobija. Nie wiem czy znajdę pracę tak samo dobrze płatną.

– Ty miałabyś sobie nie poradzić? – zaśmiał się Hubert. – Skarbie, ty jesteś jak meteoryt. Przelatujesz po niebie i wszyscy na ciebie patrzą. Fakt, czasem mnie to nieziemsko wkurwia, ale zawsze jestem dumny, że mam taką żonę.

– Dzięki, że mi to mówisz, kochanie – przytuliłam się mocniej do męża i poczułam tak dobrze, bezpiecznie, ciepło. – Jak ja go kocham.

Wrzesień 2018.

Przez ostatnie miesiące na Krawczewskiego wylały się wiadra pomyj. Facet, który reklamował się tym, że przeżył z żoną trzydzieści lat i ma dwoje dorosłych dzieci, a niedługo zostanie dziadkiem, dał się przyłapać na zdradzie i to z wrogim obozem politycznym. Marianny Król też nie oszczędzono. Premier odwołał ją ze stanowiska miesiąc po tym skandalu. Krawczewski od razu zatrudnił ją w urzędzie marszałkowskim, czym tylko dolał oliwy do ognia plotek. Jego żona złożyła pozew rozwodowy, a dzieci przestały się odzywać.

Ja już nawet nie starałam się dementować głupich doniesień medialnych. Skupiłam się na przekazywaniu pozytywnych relacji z pracy marszałka, ale przeczuwałam, że to nie wystarczy. Ludzie nie zapominają takich wpadek politykom.

Październik 2018.

W końcu się stało to, co się stać musiało. Przyszedł termin wyborów samorządowych, które Konwencja Krajowa Samorządowców na Dolnym Śląsku... wygrała. Ale wygrała tak minimalnie, że nie była w stanie samodzielnie rządzić w sejmiku ani wybrać marszałka. Sam Krawczewski dostał znacznie mniej głosów niż w poprzednich wyborach, ale dostał się do sejmiku. Wojciech Natali był wściekły. Pierwszy przyjechał do Wrocławia, żeby zrugać swoich ludzi, tym bardziej, że KKS bardzo zmniejszyła swój zasięg oddziaływania w kraju. Wszystko, co było "niezdecydowane" przejął obóz rządowy. Ściana wschodnia, północ kraju (z wyjątkiem Pomorza), południe..., a nawet wiele powiatów na Dolnym Śląsku przejęła banda rządowa.

Marianna Król, była wojewoda, też dostała się do sejmiku dolnośląskiego i zasiadała teraz po przeciwnej stronie sejmiku niż jej kochanek, Krawczewski.

Nikt się jednak nie spodziewał tego, co miało się stać.

Listopad 2018.

Impas w sejmiku trwał dość długo, bo KKS nie mógł dogadać się z Polską Partią Przedsiębiorców w sprawie koalicji. Przewodniczący PPP miał ambicje, żeby zostać marszałkiem, na co Krawczewski nie chciał się zgodzić. Stanowisko miało być dla niego. Zabawne (ale może niekoniecznie dla wyborców) było to, że i Natali, i Krawczewski, wywodzili się z PPP, ale odeszli, tworząc własną formację. Wydawało się jednak, że ich programy są na tyle zbliżone, że koalicja będzie naturalna. Nic bardziej mylnego.

LOVE COACH. Trenerka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz