Do końca tygodnia nie rozmawialiśmy już jednak z Hubertem o tej sprawie. Nie znaczyło to, że o niej nie myśleliśmy. Pewnie nie dałoby się nie myśleć. Zdrada najbliższej osoby wyrywa człowiekowi w sercu dziurę. Myśli o tym bolą. Staraliśmy się jednak oboje, żeby nasze codzienne życie, a zwłaszcza życie naszych dzieci, wyglądało tak samo jak wcześniej. Nasze nieporozumienia nie powinny przecież odbijać się na nich. Mąż spał ze mną w łóżku, ale nie proponował mi zbliżenia. Ja też tego nie robiłam.
Wojtek już nie dzwonił i nie pisał do mnie. Byłam mu wdzięczna za ten spokój, bo naprawdę nie miałam ochoty użerać się jeszcze z nim. Wyglądało na to, że wszystko się ułoży. Kiedyś... Oboje z Hubertem zaskakująco szybko przeszliśmy do porządku dziennego nad tym, co zrobiliśmy ze swoim małżeństwem i zaufaniem, ale to był spokój pozorny. Ta sprawa miała się jeszcze za nami ciągnąć długo. Niestety.
W piątek wieczorem, kiedy już położyliśmy dzieci spać, Hubert poszedł jeszcze po coś do garażu, a ja przypomniałam sobie, że dawno już nie zaglądałam na moje grupy książkowe. Chciałam też sprawdzić na allegro, kiedy przyjdzie moja zamówiona premierowa książka, "Podejrzany", trzecia część serii o "ostrych seksach", jak to mówił mój mąż. Okazało się, że choć premiera książki zaplanowana była na 6 czerwca, mogłam się spodziewać przesyłki już pod koniec maja. To była bardzo dobra wiadomość.
Kiedy pojawiłam się na prywatnym koncie na Facebooku, zaskoczyła mnie masa wiadomości do odczytania. Po kolei przeglądałam posty z minionego tygodnia, szukając w nich inspiracji do lektury. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk powiadomienia z Messengera. Okazało się, że ktoś do mnie napisał. „Cześć. Piszę do ciebie, bo spodobał mi się twój komentarz pod ostatnim postem w grupie „Szaleni czytelnicy". Wspaniale jest spotykać ludzi, którzy pasjonują się tym samym", napisała jakaś kobieta, która miała konto o nazwie Vicky Lee. Zastanowiłam się chwilę, ale zaraz jej odpisałam: „Cześć. Miło, że piszesz. Tak, ja też uważam, że to wspaniałe uczucie, dzielić z kimś pasję, dlatego udzielam się w tej grupie. Pozdrawiam". Myślałam, że mam ją już z głowy, ale po chwili przyszło następne powiadomienie. „Jak masz na imię?", spytała ta Vicky. – A co mi tam? To tylko imię – pomyślałam i odpisałam jej: „Marlena. A ty?" „Wiktoria :-). Miło mi cię poznać, Marleno", odpowiedziała zaraz.
Ponieważ Hubert właśnie wrócił z garażu, wyłączyłam Facebooka i odłożyłam tablet.
– Idę się kąpać – powiedział mój mąż.
– Jasne. Ja też zaraz pójdę.
– A może chodź ze mną? – zaproponował. – A co mi szkodzi?
– Wchodź pod prysznic. Za chwilę przyjdę.
– Przyjdź do wanny – stwierdził Hubert i puścił do mnie oko, wchodząc do łazienki. Po chwili usłyszałam szum nalewanej wody.
Rzadko korzystaliśmy z naszej wielkiej narożnikowej wanny. Przede wszystkim dlatego, że zużywała ogromne ilości wody, więc oszczędniej i ekologiczniej było brać prysznic. W wannie kąpał się Kajetan, który musiał się pobawić i wymoczyć. Czasem też kąpały się w niej dziewczyny. My rzadko. Tym bardziej nie pamiętałam, kiedy ostatnio brałam wspólną kąpiel z mężem.
Kiedy weszłam do łazienki, mój mąż właśnie się rozbierał, a właściwie już był prawie rozebrany. Stał w samych bokserkach, które opinały jego umięśnione pośladki. Obrócił się w moją stronę i posłał mi szelmowski uśmiech. – I jak tu go nie kochać?
– Dobrze, że już jesteś. Wybierz, jaki chcesz olejek do kąpieli.
– Mogę taki o zapachu Huberta? – zażartowałam sobie, przełykając ślinę, która mi się nagromadziła w odruchu bezwarunkowym, jak na widok apetycznego ciastka.
CZYTASZ
LOVE COACH. Trenerka miłości
Lãng mạn[ZAKOŃCZONE] Romans/erotyk obyczajowy z elementami BDSM i wątkiem LGBT, z polityką w tle: Marlena ma 35 lat, drugiego męża, troje dzieci, doktarat z marketingu politycznego i ambitną pracę doradcy samorządowego polityka z aspiracjami. W pracy jest...