P𝕣𝕠𝕝𝕠𝕘

1.3K 32 2
                                    

Moje życie nigdy nie było łatwe.

Wychowywałem się w domu, w którym od zawsze był alkohol, narkotyki, papierosy, kłótnie i przemoc. Byłem bity i poniżany przez własnego ojca, dla którego nic nie znaczyłem. Byłem zwykłą przeszkodą. Pomyłką. Błędem. Nie raz słyszałem z jego ust, że jestem zwykłą wpadką, która nigdy nie powinna mieć miejsca i najlepiej by było, gdybym zniknął. Cały czas powtarzał mi, że gówno znaczę, że nic nie potrafię, że jestem beznadziejny i do niczego się nie nadaję. Według niego już dawno powinienem umrzeć. Przestać istnieć. Nie warto było marnować na mnie czas. Ciągle się tylko wkurzał, że chodzę po domu i co chwilę się o to awanturował. Bo przecież powinienem mieszkać na ulicy. Gdziekolwiek, byleby daleko od niego.

Byłem wykorzystywany przez partnerów mojej matki, która zdradzała ojca na okrągło i to przy nim. Ale on i tak miał to w dupie. Liczył się tylko alkohol. A dla niej seks, narkotyki i pieniądze. Ja nie miałem żadnego znaczenia. Ona sama nie raz przypalała na mnie papierosy i zezwalała na to, żeby jej partnerzy mnie dotykali. Byłem zabawką we własnym domu. Matka zapewniała swoim facetom rozrywkę w postaci mojego młodego ciała. Wciągnęła mnie w swoje popieprzone sprawy i pozwoliła na to, żeby stare dziady dobierały się do jej siedemnastoletniego syna. Dla rodziców byłem po prostu nikim.

W szkole nigdy nie miałem dobrych ocen, nie byłem w niczym dobry, żaden przedmiot mi nie wchodził. Ze wszystkim miałem problemy, ale to dlatego, że nie miałem jak i kiedy się uczyć. Nie miałem do tego warunków. W domu robiłem za sprzątaczkę, kucharkę i wiele innych. Zdawałem, bo zdawałem, ale nic więcej. Nie miałem nawet jak rozwijać swoich zainteresowań, więc wszystko poumierało. A nauczyciele mieli w dupie moją sytuację, chociaż doskonale o niej wiedzieli. Po prostu mnie ignorowali, uważając chyba, że kiedyś będę tak samo popierdolony jak moi rodzice.

Nie miałem też wielu znajomych. Był w zasadzie tylko Jungkook, ale on w sumie był tylko wtedy, kiedy mnie potrzebował. Nie za bardzo zwracał na mnie uwagę, a już szczególnie na to co się ze mną działo. Fakt. Nic mu nie mówiłem, ale nie trudno było się domyślić. On po prostu miał mnie w dupie. Liczył się tylko on i jego problemy. Był, ale nic więcej. Więc nawet nie wiem, czy powinienem zaliczać go do grona swoich przyjaciół. Pewnie nie. Ale miałem tylko jego. A lepsze to niż nic. Jeon był według mnie cholernym narcyzem i szczęściarzem. Miał wszystko czego chciał. Był wysoki, umięśniony, wysportowany, przystojny. Miał piękny uśmiech, a dziewczyny pchały mu się do łóżka, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Miał też mnóstwo innych przyjaciół, dobrze się uczył, świetnie tańczył i śpiewał, a do tego grał na gitarze i malował. Był po prostu niesamowity we wszystkim. Nawet nie wiedziałem czemu jeszcze ze mną trzyma. Tym bardziej, że nie tolerował mnie w pełni. Chyba po prostu się nade mną litował. Albo chciał pokazać innym jaki jest wspaniały i wielkoduszny.

W końcu ja byłem nikim. Zwykły, szary chłopiec. Niski, z ciemnymi włosami i oczami. Nigdy się nie uśmiechałem, nie przepadałem za tłumem ludzi, nie miałem żadnych talentów i we wszystkim byłem słaby. W dodatku nigdy nie miałem pieniędzy, bo nic mi nie dawali, a nie mogłem znaleźć pracy. Mój dom bardziej przypominał klub i dom publiczny, a nie miejsce pełne miłości i bezpieczeństwa. Byłem sam od zawsze i wiedziałem, że sam już pozostanę, bo kto by zwrócił uwagę na kogoś takiego jak ja? Dodatkowo lubiłem chłopców i zawsze miałem przez to problemy. Dlatego Jeon mnie nie tolerował w pełni, bo on był w stu procentach hetero. Zresztą nie tylko przez to miałem kłopoty. Często przychodziłem do szkoły poobijany, w starych ciuchach. Wyśmiewali mnie z tego powodu. Tak jak z tego, że nie miałem co jeść i gdyby nie Jeon to po prostu bym zginął. Wiedzieli, że jestem biedny i z jakiej rodziny pochodzę. Nigdy na to nie reagowałem. Pozwalałem się bić i poniżać, bo co innego miałem zrobić? Kto by się wstawił za biednym dzieciakiem, którego wszyscy mają w dupie? Jungkook wstawiał się za mną tylko wtedy, kiedy coś działo się przy nim. Sam z siebie nigdy nic nie zrobił.

Wszystko po prostu było dla mnie ciężkie i sprawiało, że nie miałem na nic siły. Kto by miał? Szedłem do szkoły głodny, zmęczony, w starych ciuchach i pobity. Tam dostawałem wpierdol za gejostwo i za to, że żyję. Wracałem do domu, gdzie ojciec na mnie wrzeszczał, a matka miała w dupie, a na koniec po ich imprezie do pokoju właził mi jakiś stary dziad, któremu musiałem obciągnąć, bo inaczej dostałbym podwójny wpierdol od matki.

Czasami po prostu chciałem umrzeć, przestać istnieć. Płakałem bardzo często, w ogóle nie zachowując się jak chłopak, a dziewczyna z wahaniami nastroju. Czekałem tylko, aż nadejdzie koniec. Sam zwyczajnie bałem się coś sobie zrobić. Bo co, gdyby mi się nie udało? Gdybym musiał dalej żyć? Poza tym cięcie czy robienie sobie krzywdy, to wszystko boli fizycznie. A ja już dostatecznie cierpię psychicznie, żeby jeszcze musieć cierpieć w ten sposób. Poza tym boję się krwi i w ogóle wszystkiego co boli. Nie nadawałem się do samobójstwa. Nie dałbym rady. Musiałbym chyba poprosić kogoś, żeby mnie zabił. Byłem cholernie słaby.

Dlatego po prostu czekałem, aż w końcu ktoś sam postanowi mnie zabić. Kiedy o tym myślałem, miałem nadzieję na jakiś wypadek czy nawet celowe zabójstwo. Przestałem na siebie uważać, przestałem dbać o swoje życie. W zasadzie nieważne co, ważne, żebym umarł i zniknął. Nie spodziewałem się jednak, że ktoś ma na mnie zupełnie inny plan...


🔫🔫🔫🔫🔫🔫🔫🔫🔫🔫🔫🔫🔫🔫

Okaaaay, let's go!
Nie mam zamiaru męczyć Was notkami, dlatego szybko przekażę co ważne i tyle. Pierwsze: na moim profilu jest rozpiska, co kiedy się pojawi i kiedy będą rozdziały. Druga sprawa: w opowiadaniu wystąpi wiele wulgaryzmów i mocnych scen!!! Mimo to będzie też wiele słodziutkich momentów, bo inaczej nie potrafię. Trzecia sprawa: dziękuję za czytanie moich prac i zapraszam do czytania kolejnych!🥺❤️
Park ToRi

𝕗𝕚𝕘𝕙𝕥 𝕗𝕖𝕒𝕣Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz