Rozdział 11

825 33 10
                                    

Chłopak się ode mnie odsunął i delikatnie uśmiechnął. Ja tylko przerażonymi oczyma błądziłam po jego twarzy.
- Peter ja... Przepraszam, nie powinnam - myślałam, że zapadnę się pod ziemię ze wstydu. - Odwieź mnie do domu, proszę - zbiegłam szybko po schodach w stronę auta.
- Danielle, zaczekaj. To ja przepraszam. Zrobiłem to za szybko - powiedział chłopak biegnąc za mną i otworzył samochód.
- Nie, nie, nie... Po prostu jedźmy już... - wsiedliśmy do auta i wyjechaliśmy spod szkolnego parkingu. Kątem oka spojrzałam na Petera, który nerwowo przygryzał swoją dolną wargę i rozglądał się na wszystkie strony. Było strasznie niezręcznie. Muszę mu powiedzieć, że to nie jego wina.
- Peter, posłuchaj... To nie przez Ciebie, tylko po prostu zaskoczyłeś mnie...
- Jasne, przepraszam... Kurcze głupio wyszło - dodał i złapał moją dłoń w lekki uścisk. - Może zaczniemy od nowa?

Nie, nie mogę mu powiedzieć prawdy. Szczególnie teraz. Nie mogę go skrzywdzić.

Uśmiechnęłam się do niego i trochę przez łzy powiedziałam cicho ,,jasne".

Podjechaliśmy pod dom i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
- Dziękuję za dzisiaj Dan. Było super - powiedział chłopak patrząc mi głęboko w oczy. Od razu przypomniały mi się słowa Jamesa.
- Tak, ja też. Bardzo Cię jeszcze raz przepraszam za wszystko, ale naprawdę muszę już iść. Do zobaczenia Peter - wysiadłam z jego auta i kiedy chłopak odjechał po prostu wybuchłam płaczem. Usiadłam na trawniku przed domem i zaczęłam szlochać. Łzy spływały po moich policzkach, a ja po prostu nie mogłam ich powstrzymać przez ten cały mętlik w głowie.

Całowałam się z Peterem. Boże...
Co będzie jeśli James się dowie? Tak mi na nim zależy... Z resztą na Peterze też. Kurwa.

Mimo wszystko, postarałam się ogarnąć przed wejściem do domu i ręką otarłam wciąż spływające po rozgrzanych do czerwoności policzkach łzy. Przez to, całe dłonie miałam w resztkach mojego nieszczęsnego makijażu, więc gorzej być już nie mogło.
Po cichu weszłam do domu, bo rodzice już spali. Zdejmując z nóg wysokie buty, już miałam kierować się do swojego pokoju, kiedy przypomniało mi się, o biżuterii mamy. Jeśli ją zgubię, to mnie zabije, więc najpierw zaszłam do garderoby odłożyć wisiorek.
Wkładając go do pudełka, w oczy rzuciła mi się przeszklona szafka z kilkonastoma butelkami wina, która stała zaraz obok komody na biżuterię. Próbowałam wina już kilka razy i bardzo mi smakowało, a teraz szczególnie mi się przyda. Normalnie bym tego nie zrobiła, ale byłam w totalnej rozsypce, więc sięgnęłam po jedną butelkę. Z resztą przypomniały mi się słowa ,,Pij tylko wtedy, gdy masz powód". Nie wiem kto to powiedział, ale na pewno ktoś mądry, więc to musi być prawda.
Ukryłam butelkę w rękach i niepostrzeżenie przemknęłam do swojego pokoju. Zmyłam makijaż, przebrałam się w piżamę i runęłam na łóżku jak długa. W końcu zebrałam w sobie siły na podniesienie się i siadając sięgnęłam po wino.
Jakimś cudem sama je otworzyłam i wzięłam pierwszego łyka. Reszta już jakoś poszła. Znowu się popłakałam, bo cała ta sytuacja mnie już przerosła.
Sama nie wiem co było dalej...

Ranek. No a dokładniej to południe. Obudziłam się dokładnie o 12.46 z pustą butelką w ręku i spuchniętymi oczami od płaczu. Bolała mnie cała głowa i ledwo otwierałam oczy.
- O nie... - powiedziałam sama do siebie kładąc głowę pod poduszkę. Na samą myśl o wczorajszym wieczorze chciało mi się wyć, ale muszę jakoś wytrzymać. Podeszłam do lustra i przerażona swoim wyglądem przeczesałam włosy.
Chyba czas zejść do rodziców. Psiknęłam się już tylko jakimiś perfumami żeby nie czuć było ode mnie alkoholu i otwierając drzwi od pokoju wymusiłam na sobie sztuczny uśmiech. Wzięłam głęboki wdech i zbiegłam po schodach do kuchni.
- O proszę, wstałaś nareszcie - powiedziała mama pijąc kawę. - Jak było?
- Fajnie... - nagle poczułam jak w brzuchu robi mi się nie dobrze. Zebrało mi się na wymioty, więc bez słowa pobiegłam do łazienki i nie zamykając drzwi zwymiotowałam. Kurwa mać.
- Danielle, co Ci jest? - zapytała mama patrząc jak przemywam twarz zimną wodą.
- To nic... Coś na imprezie musiało mi zaszkodzić. Było trochę jedzenia - powiedziałam i wróciłam do kuchni ledwo żywa siadając na stołku.
- No tak, teraz to nie wiadomo co jest w tym jedzeniu... Poleż dzisiaj w łóżku, dobrze? - pogłaskała mnie po głowie i serdecznie się uśmiechnęła.
- Gdzie tata?
- Siedzi w garażu, bo chciał zrobić dzisiaj z Tobą testy mocy, ale skoro słabo się czujesz to powiem mu, że dzisiaj nic z tego - mama zaczęła schodzić do garażu lecz w ostatniej chwili ją zatrzymałam.
- Nie, nie trzeba. Już jest okej, tylko się ubiorę i będę gotowa.
- Na pewno Danielle? - podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Na pewno mamo. Powiedz tacie, że zaraz będę - szybko pobiegłam do pokoju i zaczęłam się przebierać. Muszę zająć czymś myśli bo zwariuję.

Córka StarkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz