Pov. Polski
Minęło trochę czasu od kąd muszę mieszkać z Niemcami. Szczerze to on nie jest aż tak zły jak mi się wydawało. Jeżeli chodzi o kontakt z Ame, to praktycznie w ogóle go nie było. Nie dzwonił, nie pisał. Nic, kompletnie nic. Kiedy ja do niego pisałem bądź dzwoniłem mówił że nie ma czasu, albo wymyślał inne wymówki. Denerwowało mnie to strasznie, ale co na to mogłem poradzić. Wracając do relacji z Niemcem, zacząłem mu trochę ufać i lekko otworzyłem się przed nim. Miałem tylko nadzieję że on nie zamierza tego jakoś wykorzystać. Po nim mogłem się spodziewać wszystkie.
N: Nad czym tak myślisz?
Szturchął mnie łokciem, a ja spojrzałem na niego.
P: O niczym ważnym.
Uśmiechnąłem się.
N: W takim razie o czym mówiłem?
Wzruszyłem ramionami.
N: Czyli jednak mnie nie słuchałeś.
P: Nie nudz.
Zaśmiałem się i położyłem się. On tylko patrzył na mnie.
N: Ja przynajmniej coś mówię, a nie to co ty. Ty tylko przytakujesz głową co chwilę udając że słuchasz.
Też się położył i odwrócił ode mnie wzrok.
P: Nie przesadzaj.
Leżeliśmy tak chwilę na jego łóżku w ciszy, póki ten się nie odezwał proponując żebyśmy się przeszli.
P: Zapomnij jest za zimno.
Spojrzałem kątem oka na okno, przez które było widać że na zewnątrz pada śnieg.
N: Masz lepszy pomysł?
Westchnął.
P: No nie ma-
Przerwał mi dzwoniący telefon, więc wyciągnąłem go z kieszeni.
P: Ame do mnie dzwoni.
Mruknąłem i usiadłem.
N: To odbierz.
Wzruszył ramionami, a ja wstałem i wyszedłem z pokoju odbierając. Nie chciałem żeby Niemcy słyszał naszą rozmowę.
P: Hej Ame.
Ame: Cześć słońce.
Uśmiechnąłem się.
Ame: Pakuj się, zaraz po ciebie będę.
P: Co? Co tak nagle?
Ame: Heh, z czego co wiem zaczęła ci się przerwa świąteczna więc pomyślałem że na święta przyjedziesz do mnie.
P: Zgadzam się. A kiedy będziesz?
Ame: Za jakieś 40 minut. Więc pakuj się kochanie.
Wszedłem z powrotem do pokoju.
P: Dobrze. Kochan cie.
Ame: Ja ciebie też, a teraz już muszę kończyć. Do zobaczenia.
P: Pa skarbie.
Rozłączyłem się i zamknąłem drzwi. Niemcy spojrzał na mnie.
N: I co?
Usiadłem obok niego
P: Jadę do Ame na święta.
N: Czyli zostawiasz mnie tu tak?
Mruknął. Niemcy i ja mieliśmy zostać na święta w akademiku. Mój ojciec pojechał gdzieś z Cesarstwem wiec albo mogłem zostać w akademiku albo spędzić czas z rodzeństwem. Ale i tak teraz pojawiła się trzecia opcja która jest najlepsza, czyli święta z Ameryką. Nie wiem tylko czemu Niemcy nie pojechał do Rzeszy, ale to już mnie mało obchodziło.
P: No tak.
Wzruszyłem ramionami.
N: I co ja tu będę robił sam?
P: Heh, możesz spędzić ten czas z Unią~
Zaśmiałem się.
N: Zabawne, ty nawet nie wiesz co on ze mną robi.
Zarumienił się, a ja dalej się śmiałem.
N: Przestań się śmiać idioto.
P: No dobrze, już.
Mruknąłem po chwili uspokając się.
N: Czyli serio zostawisz mnie z tym zboczeńcem?
Odezwał się ten który nie jest zboczony, pomyślałem.
P: Nie przesadzaj, nie będzie aż tak źle.
N: Będzie, no ale okej. Najwyżej znów założy mi obroże albo każe założyć strój pokojówki. Albo wymyśli coś gorszego!
Przewróciłem oczami.
P: To już nie jest mój problem.
Wzruszyłem ramionami i wstałem. Wyciągnąłem walizkę z pod łóżka.
N: No weź nie bądź taki.
Westchnąłem i popatrzyłem na niego, kładąc walizkę na łóżko.
P: Skończ marudzić i tak nie masz aż tak źle.
Zacząłem się pakować. Niemcy jeszcze trochę pomarudził póki Ame nie przyjechał. Pożegnałem się z nim szybko. Wziąłem walizkę, telefon schowałem do kieszeni. Zarzuciłem kurtkę i buty. Wyszedłem z pokoju i dość szybkim krokiem udałem w stronę wyjścia z akademika. Wszedłem na szkolny parki i ujrzałem Amerykę opierającego się o swój samochód. W ustach miał papierosa, nie przejołem się tym zbytnio i podbiegłem do niego uśmiechnięty. Puściłem walizkę i rzuciłem mu się na szyję, ten się uśmiechnął i mnie objął.
Ame: Cześć słoneczko.
Wyciągnął papierosa z ust i pocałował mnie w czoło. Uśmiechnąłem się szeroko. Wtuliłem się w niego mocniej.
P: Tęskniłem.
Mruknąłem patrząc mu w oczy.
Ame: Ja też tęskniłem. Może jedźmy już?
Kiwnąłem głową, starszy schował moją walizkę do bagażnika. Wszedłem do auta i usiadłem z przodu, na miejscu pasażera. Ame po chwili też wsiadł i odpalił samochód. Zapiąłem pas i ruszyliśmy. Położył dłoń na moim udzie, a ja się lekko zarumieniłem. Patrzyłem na niego zadowolony, a on patrzył na drogę. Oparłem głowę o rękę.
Po jakimś czasie byliśmy na miejscu. Wyszedłem z samochodu i spojrzałem na dom Ame. Był dość duży. Chłopak wyciągnął walizkę z bagażnika. Uśmiechnąłem się do niego i biorąc walizkę. Weszliśmy razem do domu, a ja się rozejrzałem.
Ame: Jestem!
Krzyknął, a ja ściągnąłem buty i kurtkę. On po chwili też to zrobił.
Ame: Moich rodziców nie ma, jesteśmy tylko z moim braćmi.
P: Oprócz Kanady masz jeszcze jakieś rodzeństwo?
Kiwnął głową i wziął moją walizkę.
Ame: Mam jeszcze dwójkę młodszych braci.
Poszedł do jakiegoś pokoju, więc poszedłem za nim. Wszedłem do pomieszczenia i znów się trochę rozejrzałem. Starszy położył walizkę pod ścianą.
P: A twoi rodzice gdzie pojechali?
Ame: Pojechali na jakąś impreze firmową, czy coś takiego.
Wzruszył ramionami.
P: Okej.
Uśmiechnąłem się i podszedłem do niego blisko. Objąłem go w okół szyji i pocałowałem go czule. Chłopak położył dłoń na moim tyłku, a druga na tyle mojej głowy. Przymknąłem oczy całując go namiętniej. Ścisnął lekko mój pośladek na co cicho mruknąłem mu w usta. Po krótkiej chwili przerwałem pocałunek i spojrzałem mu w oczy lekko zarumieniony. Usiadłem na jego biurku przyciągając go do siebie. Oplątłem nogi w okół jego bioder.
Ame: Aż tak się stęskniłeś?~
Szepnął mi do ucha.
P: Mhm~
Odchyliłem głowę trochę do tyłu, starszy to wykorzystał i zaczął mnie całować po szyji. Usłyszałem kroki i jakiś chichot. Spojrzałem w stronę drzwi i odsunąłem od siebie trochę chłopaka, widząc że ktoś stoi w progu drzwi. Ameryka widząc że tam patrzę również tam spojrzał.
Ame: Zelandia co ty tu robisz?
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
NZ: No przed chwilą krzyknąłeś że jesteś, więc Australia kazał mi do ciebie przyjść.
Ame: Po co?
NZ: Bo Kanada pojechał na zakupy.
Wzruszył ramionami i poszedłem gdzieś. Ame podszedł do drzwi i je zamknął, na klucz.
P: Możemy kontynuować?~
Mruknąłem zniecierpliwiony.
Ame: Jasne słońce~
Podszedł do mnie i położył dłoń na moim udzie. Zaczął jeździć ręką po mojej nodze, znów całując mnie po szyji. Po chwili ściągnął moją koszulkę i zaczął mnie całować po torsie, zostawiając tam kilka malinek. Mruczałem cicho zadowolony. Podniósł mnie i położył na łóżku. Zawisnął nade mną, a ja ściągnąłem mu koszulkę. Przycisnął kolano do mojego krocza, na co wydałem z siebie cichy jęk. Zarumieniłem się dość mocno. Ame podgryzł wargę i ściągnął moje spodnie. Pocałował mnie po udach, po czym zsunął powoli moje bokserki. Moja bielizna po chwili znalazła się na podłodze. Leżałem przed nim cały nagi i czerwony. Podniosłem się lekko i zacząłem zsuwać jego spodnie razem z bokserkami. Podgryzłem wargę dość mocno i z powrotem się położyłem, tym razem na brzuchu. Wypiąłem się patrząc na starszego kątem oka. Wszedł we mnie gwałtownie, na co jęknąłem. Zaczął się we mnie dość szybko poruszać. Jęczałem zadowolony, zaciskając pięść na kołdrze. Przyspieszył ruchy, na co przymrużyłem oczy. Pocałował mnie po karku, po czym podgryzł płatek mojego ucha.
Opadł zmęczony na łóżko, a ja się do niego przytuliłem.
P: Brakowało mi tego...
Mruknąłem i spojrzałem mu w oczy.
Ame: Tylko tego?
Zaśmiał się.
P: Nie.
Pocałowałem go w policzek.
Ame: No ja myślę.
Objął mnie i zaczął głaskać mnie po włosach.
P: Kocham cie.
Ame: Ja ciebie też słoneczko.
Uśmiechnąłem się szeroko, oplątłem nogę w okół jego nóg. Położył drugą dłoń na moim udzie. Przymknąłem oczy, zadowolony. Leżeliśmy tak póki ktoś nie zapukał do drzwi. Westchnąłem.
P: Rujnują takie chwilę.
Mruknąłem pod nosem.
Ame: Ubierz się.
Wstał i sam zaczął się ubierać. Poszedłem w jego ślady i kiedy obydwoje mieliśmy na sobie ubrania Ameryka otworzył.
Ame: Co chcesz?
K: Kolacją gotowa. Hej Polska.
P: Hej.
Mruknąłem.
Ame: Dobra już idziemy.
Kanada poszedł a Ame przymknął drzwi. Podszedł do mnie bliżej i mnie objął. Wtuliłem się w niego całując starszego w policzek.
Ame: Chodźmy.
Kiwnąłem głową i wyszedłem z jego pokoju, wyszedł za mną. Kiedy byliśmy już w jadalni, poczułem jak Ame kładzie dłoń na moim tyłku, spojrzałem na niego lekko czerwony na policzkach.
P: Debil.
Mruknąłem pod nosem.
Ame: Ale kochasz tego debila.
Musnął moje usta i usiadł biorąc rękę. Usiadłem obok niego. Po chwili przy stole siedział Kanada, Nowa Zelandia i jeszcze jakiś chłopak, był bardzo podobny do Zelandii.
K: Ame ty jutro robisz kolację.
Uśmiechnął się do brata.
Ame: Pewnie, co jeszcze.
NZ: Zrób pizze!
Krzyknął radośnie Zelandia.
NZ: Australia co ty na to?
Więc to Australia.
As (Australia): Może być.
Wzruszył ramionami patrząc na mnie.
P: Ame pomogę Ci.
Uśmiechnąłem się lekko.
Ame: Dobrze słońce.
Pocałował mnie w czoło i zaczęliśmy jeść. Po chwili wszyscy skończyliśmy jeść, a przez ten cały czas Australia patrzył na mnie.
NZ: Austi idziemy?
Objął starszego, a on tylko kiwnął głową odwracając wzrok ode mnie.
As: Idziemy.
Wstał i chwycił Zelandię za nadgarstek, uśmiechnął się i poszli do pokoju.
K: I co tam gołąbeczki?
Uśmiechnął się do nas.
Ame: W sensie?
K: No wiesz dawno się nie widzieliście.
Oparł głowę o rękę patrząc na nas.
Ame: Wiem, ale co z tego?
Objął mnie, a ja wtuliłem się w jego tors.
K: Dobra, nie ważne.
Ameryka wstał biorąc mnie na ręce i poszedł w stronę pokoju.
P: Mam nogi, możesz mnie puścić.
Ame: Mogę ale nie muszę.
Puścił mi oczko, a ja przewróciłem oczami.
P: Serio mówię, puść.
Zacząłem się lekko wyrywać.
Ame: Siedź spokojnie.
Klepnął mnie w tyłek, na co zmarszyłem brwi. Wszedł do pokoju i posadził mnie na łóżko. Usiadł obok mnie, a ja się do niego przytuliłem. Usiadłem mu na kolanach okrakiem wtulając się mocno w jego szyję. Przymknąłem oczy.
Ame: Chodźmy się umyć.
P: Ale razem?
Kiwnął głową.
Ame: No tak.
P: Nie chce mi się, rano się umyje.
Ame: Eh, jak chcesz.
Położył mnie, patrząc w bok. Pociągnąłem go za rękę i się do niego przytuliłem. Przymknąłem oczy, a on zaczął głaskać mnie po włosach. Chłopak położył się wygodniej.
Ame: Kocham cie.
P: Ja ciebie też kochanie.
Wtuliłem się w jego szyję powoli zasypiając.
![](https://img.wattpad.com/cover/243457895-288-k170262.jpg)