Rozdział 25 ,, Odejdź "

3.5K 140 8
                                    

Równo o ósmej byłam gotowa do wyjazdu, a więc wyszłam ze swojego hotelowego pokoju i zeszłam do recepcji, aby się wymeldować. Po tej czynności wyszłam przed hotel gdzie spotkałam Bena, stojącego z walizką.

-Dzień dobry. - rzuciłam w jego stronę i podeszłam bliżej niego.

-Hej. Jak się masz? - zapytał uśmiechając się do mnie.

-Dobrze, a ty?

-W porządku, cieszę się, że załatwiliśmy to wszystko tak szybko i bez większych problemów.-wyjaśnił poprawiając swoje włosy.

-Tak, dobrze, że już po wszystkim. O której w ogóle dokładnie miał być samolot? Wiem tylko, że mieliśmy tu czekać o ósmej, a Longforda nadal tu nie ma. - powiedziałam patrząc na swój zegarek.

-Samolot miał być o ósmej czterdzieści, ale sam nie wiem gdzie on się podziewa zazwyczaj to na mnie czekał. - zaśmiał się.

-To poczekamy na szefuncia- powiedziałam oschle nadal byłam zła na niego i na siebie za wczorajszy wieczór, jak mogłam znowu mu ulec.

-Jak tam między wami? Nadal romansujecie i udaje, że się przyjaźnicie? - zapytał patrząc na mnie z rozbawieniem, ale mnie to nie bawiło czułam się zażenowana bo nie sama nie znałam na to pytanie odpowiedzi.

-My.. - zaczęłam, ale nie dokończyłam bo z hotelu właśnie wyszedł Paul Longford. Zerknął na mnie, a potem na Bena.

-Wybaczcie, że musieliście czekać. - powiedział stając obok nas.

-W porządku, a teraz jedziemy na lotnisko. - odpowiedział mu uśmiechnięty Ben.  Chwyciłam swoją walizkę i zaczęłam bez słowa kierować się do auta, którym mieliśmy dotrzeć na lotnisko.

-Daj, pomogę ci z walizką. - powiedział w moja strona Paul chcąc chwycić moją walizkę, ale mu na to nie pozwoliłam.

-Nie trzeba, poradzę sobie. - odpowiedziałam przyspieszając w stronę auta.

-Uuu-usłyszałam cichy głos Bena.

-Zamknij się. - odpowiedział mu szeptem Paul, mając nadzieję, że tylko jego przyjaciel go usłyszy.

***

-Mogę?-usłyszałam i spojrzałam na Paula, który stał przy wolnym miejscu obok mnie w samolocie.

-To twój prywatny samolot masz w nim wiele wolnych miejsc, znajdź coś innego. - powiedziałam i spojrzałam na widok zza okna czekając aż samolot wystartuje.

-Możesz mi wyjaśnić o co ci chodzi, bo naprawdę cię nie rozumiem, jeszcze wczoraj wszystko było inaczej, na basenie myślałem, że też tego chcesz. - powiedział gdy usiadł obok mnie.

-Myślę, że to co tu było powinno tu pozostać. - wyjaśniłam nadal na niego nie patrząc aby przypadkiem nie ulec jego spojrzeniu i znowu nie zrobić czegoś głupiego.

-Masz rację to było głupie i po prostu zapomnijmy. - powiedział i wtedy nie wytrzymałam i spojrzałam na niego mając nadzieję, że ujrzę w jego oczach coś co powie mi, że wcale nie uważa tego za głupie. Nie dostrzegłam jednak nic, widziałam tylko puste spojrzenie. Odwróciłam się znowu w stronę okna i starałam się milczeć. Było ciężko i gdy samolot wzbił się w powietrze nie wytrzymałam.

-Chciałabym choć raz usłyszeć z twoich ust,, Stello wybacz nie powinienem się tak zachować “ale jak widzę to dla ciebie zbyt wiele. - zaczęłam mówić zirytowana machając dłońmi.

-A co ja takiego zrobiłem?-zapytał patrząc na mnie jak na kretynkę.

-Potraktowałeś mnie jak idiotkę, zmanipulowałeś pocałowałeś, a potem przy mnie zacząłeś robić te swoje miny do tamtej kobiety. - mówiłam na jednym wdechu tak by skończyć tę wypowiedź jak najszybciej.

Szef z San Francisco Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz