-Nie panikuj coś wymyślimy, najwyżej spędzamy tu noc. - powiedział spokojny, jak on może być spokojny?
-To chyba żart. Utknęliśmy tu co niby teraz zrobimy? - zapytałam zakładając ręce na piersi. Zaśmiał się widząc moją minę.
- Zostań w aucie, a ja pójdę się trochę rozejrzeć, może w okolice będzie tu jakieś dom. - powiedział rozglądając się po okolicy, w której nie było nic prócz drzew.
-O nie, nie ma mowy, że zostanę tu sama.- powiedziałam po czym wzięłam z auta torebkę, zamknęłam drzwi i zaczęłam iść przed siebie. Usłyszałam jak wzdycha.
-Wolisz zostać? - odwróciłam się w jego stronę.
Pokręcił głową z rozbawienia, po czym zamknął auto.- No tak, lepiej zamknąć bo wiewiórki to podstępne stworzenia i pewnie skuszą się na twoje auto. - powiedziałam z ironią.
- Ale masz gadane. - podszedł do mnie.
-A co innego mi pozostaje, wylądowaliśmy nawet nie wiem gdzie i musimy iść przez jakąś piaszczystą drogę, nawet nie wiemy czy coś tam w ogóle jest.- mówiłam machając dłońmi. Zaczął się śmiać, spojrzałam na niego gniewnie.
- Wybacz, ale bardzo zabawnie wyglądasz gdy się tak denerwujesz. - powiedział pokazując swoje białe zęby.
Potem szliśmy w ciszy i szło mi się coraz gorzej, byłam głodna, a szpilki bardzo mi przeszkadzały, bo zapadałam się przez nie w ziemi.
-Jestem głodna. - powiedziałam gdy weszliśmy pod górkę, ledwo weszliśmy bynajmniej ja on świetnie się bawił, patrząc jak się męczę.
- Czy ty zawsze tak narzekasz? - zapytał zatrzymując się naprzeciw mnie.
-Och przepraszam bardzo, że nie podoba mi się fakt, iż wylądowaliśmy na jakimś pustkowiu, bo ktoś nie wozi koła zapasowego. Do tego jestem głodna i ledwo idę w tych butach. - wskazałam na moje szpilki, które były w okropnym stanie.
-Wskakuj na plecy. - powiedział odwracając się do mnie plecami i kucając tak abym mogła z łatwością wskoczyć na jego plecy.
-Jak sobie pan życzy. - powiedziałam i wykonałam polecenie.
-W sumie, chciałem to zrobić wcześniej, bo szliśmy jak żółwie, ale bawiło mnie to jak się wkurzać i klniesz pod nosem, wchodząc pod tą górę. - powiedział idąc przed siebie. Ale on mnie wkurzał. Było mi wygodnie, głowę położyłam na jego ramieniu.
-Gdyby nie pan to by się nigdy nie wydarzyło. Szkoda, że nie miałam planów na dziś. - dalej narzekałam. To wszystko to jego wina.
-Po pierwsze pamiętaj, że cię niosę i jak będziesz dalej niemiła, to cię zrzucę. Po drugie jestem Paul, skończ z tym panem. Brzmi to seksownie, ale darujmy to sobie. - powiedział, a ja czułam, że się rumienię, dobrze, że mnie nie widział.
-Dobra, będę już milsza. Nie jest ci ciężko? Może już pójdę? - zapytałam nie chciałam, żeby tak mnie dźwigał.
-Jesteś lekka jak piórko i nie ma mowy, że będziemy szli jak żółwie, znowu. Jeszcze sobie nogę złamiesz na tej drodze i w tych butach. - powiedział dotykając mojej nogi.
-Hej, mam łaskotki. - powiedziałam, a on powędrował ręką do kolana.
-To może być ciekawe. - zaśmiał się.
-O nie, bo spadnę. - zagroziłam, a on zabrał dłoń.
-Dalej nie ma zasięgu.- powiedziałam chowając telefon. Co jakiś czas ciągle sprawdzam, ale dalej nic.
CZYTASZ
Szef z San Francisco
RomanceStella Jalali, to młoda, szalona i pewna siebie kobieta. Gdy zostaje zwolniona z pracy, szybko znajduje nową ofertę pracy i zostaje asystentką właściciela największej firmy architektonicznej w San Francisco. Aby uczcić nową pracę, udaje się z przy...