— Nieźle się podszkoliła — skomentował Snape, przyglądając się w zamyśleniu zatrzaśniętym drzwiom.
— Nawet nie masz pojęcia — westchnęła McGonagall, marszcząc brwi, gdy protesty Hermiony stały się jeszcze głośniejsze, odbijając się echem wokół jej biura i sprawiając, że kobieta aż się wzdrygnęła. — Dużo ćwiczyła ze mną i z Horacym.
— Widzę. — Mężczyzna skinął głową, zerkając na Draco. — Być może będzie w stanie dać sobie z nim radę.
— Myślę, że jest do tego zdolna — zapewniła go dyrektorka. — Severusie, zaklęcia antyaportacyjne wkrótce znów się uruchomią i myślę, że łatwiej będzie jej to wyjaśnić, jeśli ciebie już tutaj nie będzie...
— I tak jestem tu za długo — zgodził się, robiąc kilka długich kroków w stronę młodego czarodzieja, wciąż zgarbionego na swoim miejscu. — Pamiętaj, o czym rozmawialiśmy, Draco...
— Naprawdę mnie tutaj zostawiasz? — zapytał blondyn, sycząc słowa przez zęby. — Z tymi ludźmi? Kurwa, dzię...
— Postaraj się pamiętać, że grozi ci niebezpieczeństwo — poradził jego dawny profesor grubym i protekcjonalnym głosem. — A ci ludzie są jedynymi, którzy są gotowi zapewnić ci...
— Kolejna banda głupców. — Draco wzruszył lekceważąco ramionami, posyłając McGonagall długie i znudzone spojrzenie. — Spodziewałaś się, że będę ci dziękował?
— Nie mam wobec pana żadnych oczekiwań, panie Malfoy — powiedziała z prawdziwym rozczarowaniem. — Twoja wieczna nieumiejętność robienia czegokolwiek wartościowego zniszczyła wszelkie nadzieje, jakie w tobie pokładałam.
Jego zarozumiała twarz wzdrygnęła się na jej słowa. Nie dlatego, że przejmował się denerwowaniem tego pomarszczonego babsztyla; gówno go to obchodziło. Chodziło o to, że nazwała go porażką. A prawda boli. W ciągu ostatnich siedmiu lat nie mógł sobie przypomnieć ani jednej rzeczy, którą udało mu się z sukcesem osiągnąć. Ani jednej. A jego ostatnia wpadka okazała się fatalna w skutkach; na tyle fatalna, by gwarantować mu pewną śmierć, jeśli nie pozostanie w tej zasranej dziurze na czas nieokreślony.
Porażka.
— Chcesz, żebym udawał, że mi zależy? — wymamrotał od niechcenia, spoglądając z powrotem na Snape'a. — Miałeś chyba wychodzić.
Blondyn warknął, kiedy otrzymał od mężczyzny kolejny ostry cios w tył czaszki.
— Powinieneś nauczyć się panować nad słowami, Draco — skarcił go ostro Snape. — Przepraszam za to, Minerwo.
— Nie ma takiej potrzeby — upierała się kobieta. — Już ja sobie z nim poradzę. Masz moje słowo, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby zapewnić mu bezpieczeństwo. Naprawdę powinieneś już iść, Severusie. Niedługo zrobi się jasno.
— Racja — wymamrotał, posyłając czarownicy ponure skinienie głową. — Nie jestem pewien, czy w najbliższym czasie będę mógł się z tobą skontaktować.
— Jeśli będziesz czegoś potrzebował, dobrze wiesz, gdzie nas znaleźć — powiedziała łagodniejszym głosem, graniczącym z posępnością. — Powodzenia, Severusie.
Draco prychnął z niesmakiem, który został zagłuszony głośnym trzaskiem aportacji. Poczuł, jak drga mu szczęka i próbował walczyć z żarem lęku, który osiadł w jego wnętrznościach. Snape może mógł być zdrajcą krwi, ale ten przerażający facet był przynajmniej związany przysięgą, że będzie go chronił, podczas gdy ci zdrajcy krwi prawdopodobnie uduszą go we śnie. Kolejne przeraźliwe wycie Granger za ścianą zaczęło rozrywać mu bębenki w uszach, więc odwrócił się do McGonagall ze znużonym spojrzeniem.
CZYTASZ
[T] Izolacja | Isolation | Dramione
FanfictionNie może opuścić pokoju. Jej pokoju. I to wszystko wina Zakonu. Skazanie go na życie w małej przestrzeni, mając do towarzystwa jedynie szlamę, z pewnością będzie coś kosztować. Zapewne zdrowie psychiczne. A może i nie. - Proszę bardzo - splunęła...