Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Aqualung and Lucy Schwartz - Cold, The Fray - Be Still, Mumford and Sons - Timshel.
_____
Hermiona przestała płakać dziesięć minut temu.
Po tym, jak przez mniej niż sześćdziesiąt sekund zawodziła żałośnie, wtulona w klatkę piersiową Draco, nagle się uspokoiła, odsunęła, a potem brutalnie otarła rękawem ślady swoich łez, jakby się ich wstydziła. Wyprostowała ramiona i wzięła głęboki oddech; z determinacją godną żołnierza. Draco zapytał ją, czy wszystko z nią w porządku, a ona odpowiedziała: „To nie pora na to. Powinnam im pomóc". A potem, rzucając ostatnie łamiące serce spojrzenie w stronę martwych ciał Tonks i Remusa, odeszła. Od tego czasu nie wypowiedziała więcej niż kilka pojedynczych słów.
Draco chciał jej powiedzieć, że nikt nie będzie żałował jej żadnej chwili skradzionej na żałobę i że może krzyczeć w jego ramię tak długo, jak tylko będzie potrzebowała, ale tego nie zrobił. Rozważał zaoferowanie jej jakiejś formy pocieszenia, pomimo ogólnego dyskomfortu związanego z czułymi gestami, ale kiedy próbował położyć rękę na jej plecach, ona tylko zapewniała go, że nic jej nie jest. Lekceważyła go, powtarzając, że wszystko z nią w porządku, chociaż wyraźnie tak nie było.
Gdyby nie tłum, Draco czuł, że mógłby zareagować tak jak wtedy, gdy Hermiona wróciła do ich dormitorium po rzuceniu Obliviate na swoich rodziców. Podczas gdy niektórzy ludzie całkiem nieźle radzili sobie z tłumieniem niepokoju, w tym on sam, dobrze wiedział, że dla Granger stanowiło to niesamowitą trudność. Jednak nie mógł jej tutaj sprowokować. Spoczywało na nim zbyt wiele obcych oczu; większość z nich nieufna i wrogo nastawiona. I nie, nie obchodziła go ich ciekawość, dlaczego Granger tak chętnie stała u jego boku, ale wątpił, by zrobienie sceny przyniosło korzyść tej sytuacji.
Więc po prostu pozwolił jej być.
Po prostu pozwolił jej kontynuować, tak jak wszystkim innym.
Wielka Sala była jak fabryka połączona z pogrzebem. Nieironicznie. Wydawało się, że wszyscy zebrani w pomieszczeniu dzielą się na dwie kategorie: żałobników i robotników. W pobliżu wejścia do Wielkiej Sali, całkiem niedaleko Granger i jego samego, Draco widział głowy Blaise'a i Lovegood podskakujące nad tłumem, gdy pomagali oni w sprzątaniu gruzu blokującego podwójne drzwi. Millicenta, Tracey i Miles pracowali z Lee Jordanem i Deanem Thomasem, rozdając koce, a niezliczeni inni uczniowie usiłowali wnieść swój wkład w każdy możliwy sposób. Byli też inni, stojący przed rzędem poległych, nieruchomi z szoku i smutku.
Ale tak naprawdę wszyscy byli żałobnikami. Niektórzy po prostu radzili sobie lepiej z uśmierzaniem bólu i robieniem tego, co należało. Jak Granger.
On i Granger siedzieli teraz w pobliżu kolejki rannych. Dziewczyna była zajęta leczeniem drobnych skaleczeń i otarć ofiar oraz upewnianiem się, że każda z nich otrzyma zapas wody. Nie była to żmudna praca; większość ludzi nie dbała o to, by ich drobne rany zostały wyleczone, ale przynajmniej Hermiona miała na czym się skupić. Draco nie mógł jednak zrozumieć, jak w ogóle mogła znieść przebywanie w tym miejscu.
Rząd rannych był o wiele gorszy niż rząd zmarłych.
Według Slughorna prawie wszystkie zapasy mikstur leczniczych wyczerpano już jakiś czas temu, jeszcze zanim Draco wszedł do Wielkiej Sali. Nie było Szkiele-Wzro, Eliksiru Uzupełniającego Krew ani Eliksiru Oczyszczającego Rany, a ponieważ wszystkie te mikstury wymagały co najmniej trzech godzin warzenia, wiadomo było, że nie pojawią się tu w najbliższym czasie. Pomfrey i profesorowie starali się pomóc ofiarom, ale zaklęcia lecznicze i w połowie pusta puszka maści na oparzenia były jedynym, co mieli.
CZYTASZ
[T] Izolacja | Isolation | Dramione
FanfictionNie może opuścić pokoju. Jej pokoju. I to wszystko wina Zakonu. Skazanie go na życie w małej przestrzeni, mając do towarzystwa jedynie szlamę, z pewnością będzie coś kosztować. Zapewne zdrowie psychiczne. A może i nie. - Proszę bardzo - splunęła...