Obudziła się zdecydowanie za szybko.
Jej oczy otworzyły się i rozszerzyły, błądząc nerwowo po pokoju. Wciągnęła głęboko powietrze i zakryła twarz dłońmi; zamrugała przez sen i przełknęła suchość w gardle. Czuła się zdezorientowana i otumaniona, jakby psotny chochlik przeskakiwał przez wnęki jej umysłu, majstrując przy myślach. Otarła zimny pot z czoła i usiadła, rozglądając się po sypialni i upewniając się, że wszystko jest na swoim miejscu.
Jej koszmary stały się ostatnio tak realistyczne.
Mogłaby przysiąc na swoje życie, że nie potrafiła zdecydować, czy ostatnia noc była sztuczką jej podświadomości, czy może wszystko było jednak prawdziwe. Może nie było żadnego Snape'a. Ani żadnego Malfoya. Żadnego sekretu. Może nadal była jedyną mieszkanką swojego dormitorium. Może. Zmęczone spojrzenie Hermiony padło na otarcia od lin na jej ramionach, przez co westchnęła z rozczarowaniem. Tak bardzo chciała, żeby to był tylko zły sen; tak bardzo chciała się mylić. Nazwać to mechanizmami obronnymi swojego mózgu lub nadzieją. Do diabła, nazwać to jakkolwiek tylko zechce; sedno sprawy stanowił fakt, że nie był to koszmar.
Zrobiło jej się niedobrze. Tak właściwie mogła poczuć tylko, jak jej żołądek skręca się, gdy pomyślała, jak blisko niej był. Dzieliła ich jedynie jej mała łazienka. Tylko dwie ściany.
Spojrzała na zegar i miała ochotę wrzeszczeć, kiedy zdała sobie sprawę, że przespała tylko trzy godziny. Szczerze wierzyła, że może zdoła odpocząć trochę dłużej, biorąc pod uwagę, jak bardzo była wyczerpana. Ale nie. Najwyraźniej bezsenność nie odpuszczała. Cudownie.
Nadchodziła godzina dziewiąta i tak nieszczęśliwego już ranka, a ona właśnie zaczęła słyszeć to typowe tempo kropli deszczu stukających o jej okno. Wiedziała, że nie ma sensu próbować więcej spać, więc powoli wyszła z łóżka, chwyciła za szlafrok i różdżkę i poszła pod prysznic. Zachowując się tak cicho, jak tylko mogła, ostrożnie wyjrzała ze swojej sypialni, dostrzegając porzucone na podłodze, schodzone buty Malfoya.
Resztki jej optymizmu rozpłynęły się wraz z tym ostatnim, cholernym odkryciem, więc szybko wślizgnęła się do łazienki.
Zrzuciwszy z siebie wczorajsze ubrania, wymamrotała szybkie zaklęcie, by przywołać strumień gorącej wody ze swojego prysznica. Odwróciła się, by spojrzeć na swoje odbicie w lustrze, odgarniając napuszone loki z twarzy i dotykając sinych półksiężyców znaczących skórę pod oczami. Na jej twarzy malowało się zbyt wiele zmęczenia, wciśniętego głęboko w zmarszczki od stale towarzyszącego jej marszczenia brwi. Wyglądała jak wersja siebie z kalki technicznej; bledsza i prawie półprzezroczysta. Niczym matowe szkło.
Skupiła się na swoich oczach i podziękowała Merlinowi, kiedy zobaczyła w nich znajomy błysk, iskierkę ognia i determinacji, która zawsze się tam kryła; przynajmniej jeszcze ona nie została pokonana.
Nie było aż tak źle. Po prostu czuła się zmęczona i zaaferowana tym, jak miała współistnieć w jednej przestrzeni z Malfoyem.
Lustro zaczęło powoli parować, więc odwróciła się od swojego niepokojącego odbicia i jęknęła z zadowoleniem, gdy strumień parującej wody ukoił jej zmęczone ciało. Zamknęła oczy i wmasowała mydło w skórę, uspokajająco wdychając woń wanilii. Najpierw namydliła ręce, potem kształtną klatkę piersiową i płaski brzuch, aż w końcu pochyliła się, by obmyć i nogi.
To było tak przyjemne. Normalność, a ona pławiła się w jej doznaniach. Czuła, jak jej mięśnie się rozluźniają i było to tak cudowne oraz na tyle relaksujące, że pozwoliła swojemu wiecznie zatłoczonemu umysłowi przestać myśleć, choćby po to, by choć na chwilę odciąć się od wspomnienia zeszłej nocy. By choć na sekundę zapomnieć, że ktoś, kim całkowicie gardziła, współdzielił z nią dormitorium. Śmierciożerca.
CZYTASZ
[T] Izolacja | Isolation | Dramione
FanfictionNie może opuścić pokoju. Jej pokoju. I to wszystko wina Zakonu. Skazanie go na życie w małej przestrzeni, mając do towarzystwa jedynie szlamę, z pewnością będzie coś kosztować. Zapewne zdrowie psychiczne. A może i nie. - Proszę bardzo - splunęła...