Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Tom Odell - Heal, Poets of the Fall - War
_____
Na wspomnienie imienia Harry'ego serce Hermiony podeszło jej do gardła. Wiwaty tłumu stały się głośniejsze i przez cały czas słyszała, jak ludzie wypowiadają imię chłopaka, potwierdzając, że on żyje. Wyciągnęła szyję i uniosła się na czubkach palców, próbując spojrzeć ponad tłumem, podążając za wzrokiem innych do zamieszania pośrodku Wielkiej Sali, ale było to daremne. Widziała tylko głowy i ramiona zebranych, zasłaniające jej widok niczym barykada ciał. Przeklęła pod nosem swój niski wzrost.
— Widzę go — powiedział stojący obok niej Draco. — Widzę Pottera.
Hermiona natychmiast spojrzała na niego.
— Naprawdę? On żyje?
— Tak — skinął głową, po czym odwrócił się do niej z lekkim uśmiechem. — Mówiłem ci, że jest nieśmiertelny.
— O mój Boże. Naprawdę? On naprawdę tam jest?
— Chodź tutaj, kurduplu — mruknął, przyciągając ją bliżej. Owinął ramiona wokół bioder dziewczyny i uniósł ją w górę. — Teraz go widzisz?
— Tak! — sapnęła. — Tak, widzę go!
Draco nie do końca zrozumiał, dlaczego nagle poczuł ulgę i niemal zadowolenie, ale uznał, że to dlatego, że dziewczyna wyglądała na tak szczęśliwą. A kiedy Granger była szczęśliwa, promieniała. Jej radość oświetlała wszystko w pobliżu, jak ciepło słońca.
Zerkając w bok, Draco zmarszczył brwi, gdy dostrzegł, że jego matka odsunęła się od niego, przedzierając przez tłum i czegoś wypatrując. Zastanawiał się, czy szukała Lucjusza wśród hord umęczonych w bitwie czarownic i czarodziejów, ale nagle Hermiona się odezwała, a on ponownie spojrzał na nią.
— Co?
— Harry zamierza skonfrontować się z Voldemortem — powiedziała, wijąc się niecierpliwie w jego ramionach. — Postaw mnie, proszę. Musimy podejść bliżej. Muszę zobaczyć, co się dzieje.
Draco opuścił ją na dół i w chwili, gdy jej stopy wylądowały na twardym gruncie, Hermiona chwyciła go za łokieć, ciągnąc go do przodu i brnąc między innymi, próbując stać się świadkiem tego, co się działo. Utykając z powodu nieustannego bólu wciąż pulsującego mu w kostce, Draco starał się nadążyć za swoją kochanką, gdy ta ciągnęła go uparcie za sobą, zderzając się po drodze z kilkoma osobami. Ale to działało; zbliżali się i Draco słyszał podniesione głosy Pottera i Voldemorta, gdy tłum ucichł, by móc ich słuchać.
— Hermiono, tutaj!
Ron zawołał ich z góry gruzu w pobliżu środka Wielkiej Sali, gdzie siedział on, Neville Ginny, Luna i Blaise, obserwując scenę z lekko podwyższonego punktu obserwacyjnego. Wspinając się po powalonych cegłach i pokruszonych parapetach, Hermiona wciąż ściskała dłoń Draco, praktycznie ciągnąc go tam ze sobą, potykając się z desperacją, by zobaczyć wymianę zdań między Harrym i Voldemortem i, zapewne, wynik tej wojny.
Wiedziała, że to jest to. Punkt kulminacyjny. Ostateczne starcie. O wszystkim, o co walczyli, zadecyduje teraz jej siedemnastoletni przyjaciel i to walcząc z jednym z najniebezpieczniejszych czarodziejów, jaki kiedykolwiek stąpał po tej ziemi. Nigdy nie była bardziej przerażona i podekscytowana jednocześnie.
Kiedy Hermiona i Draco stanęli na stabilnym stosie kamieni obok Rona i innych, Draco rozejrzał się dookoła i aż przetarł oczy, gdy zauważył swoją matkę, spokojnie stojącą obok Molly Weasley i McGonagall. Wrócił myślami do swojego spotkania ze Snape'em, przypominając sobie iż mężczyzna wyjawił mu, że jego matka pomaga Zakonowi. Chłopak zaczął zastanawiać się, czy McGonagall o tym wiedziała. Kolejne pytanie do listy tych, które będzie musiał zadać, jeśli wygrają wojnę.
CZYTASZ
[T] Izolacja | Isolation | Dramione
FanfictionNie może opuścić pokoju. Jej pokoju. I to wszystko wina Zakonu. Skazanie go na życie w małej przestrzeni, mając do towarzystwa jedynie szlamę, z pewnością będzie coś kosztować. Zapewne zdrowie psychiczne. A może i nie. - Proszę bardzo - splunęła...