Rozdział 26: Duch

3.8K 212 65
                                    

Rekomendacja muzyczna do niniejszego rozdziału: Kings of Leon - Closer, Placebo - Sleeping with Ghosts, Thriving Ivory - Flowers for a Ghost.

_____

Gdzieś brzmiały głosy; stłumione przez drzwi i odległość, ale zdecydowanie były to głosy ludzi. Ludzi, których znała.

Jej rzęsy były sklejone od zaschniętych łez i zamrugała kilka razy, żeby złagodzić słone pieczenie i odegnać senną mgiełkę. Skupiła się na pustej przestrzeni obok i pogładziła dłonią zimną, świeżą i nieskazitelną pościel. Być może utrzymujący się zapach koszulki Draco zmylił jej podświadomość, ponieważ pełna nadziei cząstka jej serca prawie oczekiwała, że ujrzy chłopaka u swego boku, jednak rzeczywistość nie dała o sobie zapomnieć.

Draco tu nie było.

Nie wiedziała, gdzie on jest.

I nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek jeszcze go zobaczy.

Pustka w sercu spowodowana tym faktem była jeszcze gorsza i Hermiona wątpiła, by te ukłucia zniknęły w najbliższym czasie. To przyprawiające o mdłości poczucie samotności było destrukcyjne, jak ropiejący guz wciśnięty między czubek jej kręgosłupa a podstawę czaszki.

Ale.

Zacisnęła dłonie w pięści i zakopała go głęboko; zamknęła myśli o Draco na strychu swojego umysłu wraz z myślami o rodzicach, Harrym i Ronie. Bo musiała. Ponieważ obiecała sobie, że da radę.

W kraju wręcz roiło się od obietnic nieuniknionej wojny, więc jakie miała prawo, by pielęgnować swoje złamane serce, gdy ludzie umierali i opłakiwali utraconych bliskich? Przynajmniej Draco żył. Przynajmniej istniała możliwość, że los pozwoli, by ich oddechy znów się ze sobą zmieszały.

Nadzieja jest motywacją, jeśli nie czymkolwiek więcej.

Głosy wciąż wibrowały gdzieś na dole, a ona z nową porcją wytrwałości wstała z łóżka i zaczęła grzebać w swojej zaczarowanej torebce w poszukiwaniu świeżych ubrań. Wsunęła na siebie dżinsy i naciągnęła luźny wełniany sweter na koszulkę Draco, nie chcąc rozstawać się z męskim ciepłem uwięzionym w materiale, który mrowił jej skórę. Oswajając rozczochrane włosy kilkoma ruchami rąk, spojrzała na swoje odbicie w lustrze i zmarszczyła brwi na widok spuchniętych, czerwonych smug pod oczami, wciąż lśniących od wylanych łez. Otarła twarz podwiniętym rękawem, kilka razy pociągając nosem i przełykając, żeby jej łamiący się głos nic nie zdradził, a potem uniosła podbródek z wyuczoną równowagą.

Jej maska była prawie idealna; może trochę popękana i krucha w okolicy oczu, ale jej zaciśnięta szczęka i dumnie uniesione wargi wystarczą, by oszukać jej przyjaciół z Zakonu.

Wyglądała na odporną. Gotową do walki i nastawioną na swój cel. Błyszczącą tym niewątpliwym blaskiem gryfońskiego optymizmu i odwagi. Tak jak powinna.

Sztywno kiwając głową swojemu odbiciu, chwyciła różdżkę w dłoń i wyszła z sypialni, podążając za niskim szumem głosów. Zeszła po schodach i zaczęła wędrować po domu, zatrzymując się przed wejściem do kuchni i przyciskając ucho do drzwi, żeby podsłuchać stłumioną rozmowę.

— ...Powinieneś był to przewidzieć. Mogliśmy wysłać ludzi na King's Cross, aby pomogli uczniom...

— Nie będziemy w stanie przewidzieć wszystkiego, co zrobią, Alastorze...

— To akurat powinniśmy byli być w stanie przewidzieć!

— I tak nic nie moglibyśmy zrobić. McGonagall i pozostali profesorowie zajmą się nimi.

[T] Izolacja | Isolation | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz