Widzisz te wybuchy?

742 41 8
                                    

Kolejnego dnia Sophie była w szkole trzy minuty przed rozpoczęciem lekcji. Pobiegła szybko do swojej szafki, którą wczoraj odebrała. Otworzyła ją i wyjęła z plecaka wszystkie sprzęty potrzebne do walki. Były oczywiści utajnione. 

> Mały znak Czarnej Wdowy, który po przypięciu do spodni, sprawia, że dziewczyna ma swój        strój do walki. Jednocześnie znak może wyssać prąd z dowolnego urządzenia,

> Bransoletki, które strzelają prądem,

> Pasek do spodni z liną,

> Podeszwa samoprzylepna do butów. Pozwala chodzić po ścinach, lub utrzymać się na suficie,

> Granat dymny w postaci gumy do żucia.

Włożyła wszystko do szafki, po za bransoletkami. Awaryjnie wolała mieć je przy sobie. Zadzwonił dzwonek. Pod klasą od matematyki zebrali się już wszyscy. Potem przyszedł pan Harrington. Lekcja zaczęła się od sprawdzenia obecności.

- Parker? - spytał nauczyciel.

- Jestem - odpowiedział zamyślony chłopak. Sophie bardzo się spodobał. Miał brązowe loki, koszulkę na krótki rękaw, więc było widać, że jest dosyć umięśniony. Głowę miał opartą o ręce, które spoczywały na biurku. 

- Nie licz na to przegrywie - powiedziała szeptem Michelle do siedzącej obok Sophie. 

- Robitallie? - pytał dalej pan Robert.

- Jestem - odpowiedziała szybko i zwróciła się do dziewczyny. - Na co mam nie liczyć?

- Na to, że go zdobędziesz. Jest kolejka. Tamta na samym tyle - odwróciła się. - Ma na imię Liz. Peter jest w niej szaleńczo zakochany, ale ona chyba udaję, że on ją nie obchodzi. Boże, jakie uczucia są żałosne.

- Zgodzę się z tobą - powiedziała nastolatka. Chyba polubiła tą dziewczynę.

Pan Harrington zaczął pisać na tablicy ,,POWTÓRZENIE". Napisał potem kilka przykładów. Odwrócił się w stronę klasy i kazał wyciągnąć kartki w kratkę i zacząć pisać. Wszyscy się oczywiście załamali. 

Po czterech minutach Sophie miała zrobione już wszystko. Wstała, aby oddać kartkówkę. Przy biurku stanęła obok Petera. Z bliska wydawał jej się jeszcze fajniejszy. Uśmiechnął się do niej i powiedział ,,Cześć". Usiadł na swoje miejsce obserwując Sophie. 

Dziewczyna stanęła przy swojej ławce i patrzyła się w okno. Jakieś malutkie wybuchy były kilka przecznic stąd. W słuchawce w uchu usłyszała głos agentki Hill.

- Spójrz przez okno w klasie. Widzisz te wybuchy? Masz to sprawdzić - powiedziała szybko i zakończyła połączenie.

- Usiądź proszę Sophie - odezwał się nauczyciel.

- Muszę wyjść - powiedziała dziewczyna.

- Nie ma mowy, jest lekcja - powiedział. Wyraźnie zapomniał o rozmowie z przed tygodnia. Ona tylko patrzyła się na niego i uniosła brwi. Po chwili namysłu przypomniał sobie, o co chodzi. - A tak, proszę. Ale wróć szybko. 

Dziewczyna wybiegła z klasy gnając do szafki. Wszystkie rzeczy zostawiła w sali od matematyki. Słyszała za sobą tylko kilka rozmów.

- To tak można? - odezwał się zapewne Flash.

- Tak - odpowiedział nauczyciel pakując rzeczy Sophie do jej plecaka i kładąc je przy swoim biurku.

- W takim razie też chce wyjść - powiedział Flash wstając i pakując swoje rzeczy.

- Nie wydurniaj się Flash. Siadaj na krześle i dokończ tą kartkówkę. 

Sophie uśmiechnęła się słysząc ich rozmowę. Doszła szybko do szafki, wyjęła wszystko co potrzebne i poszła do drabiny prowadzącej na dach. Gdy już tam stała, ubrała wszystko i za pomocą liny szybko znalazła się w miejscu wybuchów. 

Było tam kilka facetów, na jej oko po czterdziestce. Był jeszcze jeden. Ciemnoskóry, w białej koszulce. Mężczyźni wyjęli z ciężarówki jakąś broń. Miała w sobie jakiś duży, fioletowy kryształ. Gdy nacisnęli na spust, z drzew, które były dookoła spadły wszystkie liście, a promień światła wystrzelił w górę na kilka metrów. 

- Na który poziom ty to ustawiłeś?! - krzyknął jeden z nich.

- Na maksa. Jak szaleć to szaleć - odpowiedział ten, co trzymał broń. 

- Zwariowałeś?! - zezłościł się facet i kopnął drugiego w jaja. - Liz widzi to wszystko ze szkoły! Nie chce żeby cokolwiek wiedziała! Nie patrząc na to, że zaraz nas wyśledzą Avengers i będziemy przez twoją nieostrożność siedzieć w pace!

Liz... Zaraz, ta Liz z naszej klasy?, myślała Sophie.  Ale ma pecha, z takim ojcem. Mogłaby go zabić czy coś. Boże, z tymi ojcami to zawsze taki problem. Ciekawe czy wie. Pewnie nie. 

- Dobra, dobra - powiedział trzeci z nich. - Nic się nie stało. Bloki i drzewa wszystko pewnie zasłoniły. 

- Obyś miał rację, bo Cię zabije - powiedział szorstko facet. Sophie domyśliła się, że to on pewnie jest ich szefem.

- Wiecie co - odezwał się chłopak w białej koszulce. - Umówmy się może w inny dzień. I tak muszę jeszcze zebrać więcej pieniędzy z konta, żeby wam zapłacić za kilka tych cudeniek. Może jutro o czternastej? 

- Jak wolisz. Ale weźmy jakieś inne miejsce, bo jeszcze ktoś nas zdradzi i psiarnia się najdzie. Cztery skrzyżowania dalej, przy opuszczonej fabryce ręczników.

- W razie czego to nie przyjdę - powiedział chłopak i odszedł.

- Spróbuj tylko - powiedział do innych ich ,,szef". - Dobra panowie, chowajcie to wszystko i zbieramy się. Nadzoruję was z góry.

Dziewczyna podążała za ciężarówką, ale potem nadjechały dwie inne, które były takie same i wymieniały się pasami na autostradzie nad mostem. Nie wiedziała już która to która. Wróciła do szkoły. Cały czas myślała, o co chodziło facetowi z tym ,,Nadzoruję was z góry". Za dwadzieścia minut kończyła się druga lekcji z panem Harringtonem.  Sophie stanęła na dachu szkoły, zdjęła wszystkie gadżety. Poszła szybko do szafki. Gdy tam dotarła zobaczyła, że obok jej szafki stoi Parker. Super. Musi jeszcze coś wymyślić, żeby jej nie zauważył. Ale było już za późno. Zobaczył ją, zanim ona zdążyła się wycofać. 

- O, jesteś już - powiedział. - Gdzie byłaś?

- Tak jestem, a to gdzie byłam nie powinno mieć dla Ciebie najmniejszego znaczenia - odpowiedziała szorstko, podchodząc do swojej szafki i stając tak, żeby Peter niczego nie zauważył po za kodem. Tak jak przewidziała - ciekawość wygrała i spojrzał na kod. Zapamiętał go. Zamknął swoją szafkę i poszedł. Patrzył się na nią ukradkiem, gdy wracał do klasy. Ona się tylko uśmiechała pod nosem. Wszystkie rzeczy włożyła do małego worka i położyła go na dnie. Poszła do klasy. Gdy weszła, pan Harrington dał jej plecak.

- Dziękuje, ale wie pan... Ja muszę znowu iść - powiedziała, a nauczyciel wziął tylko głęboki wdech.

- Dobrze - odpowiedział podając jej plecak, po czym szepnął - Uważaj tylko na siebie.

- Oczywiście, panie profesorze - uśmiechnęła się i popatrzyła na Michelle, która tylko pokiwała głową z tym swoim dziwnym uśmieszkiem. Potem wyszła i poszła do szafki zabierając worek i wkładając go do plecaka. Wiedziała przecież, że Parker będzie węszył. 

Sophie: Spójrz mi w oczy || Marvel fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz